Rozdział 26 cz. 1

70 9 0
                                    


Marcin

Majka zjawia się zgodnie z zapowiedzią. Pięknie wygląda, ale jej tego nie mówię. Włosy lekko podkręciła, ma subtelny makijaż, podkreślona usta. Ubrała ciemnoniebieską sukienkę do połowy łydki. Jest dopasowana w talii, rozkloszowana na dole, rękawy ma do łokcia. Włożyła beżowe szpilki, ma też beżową torebkę.

Przyniosła sporą torbę z rzeczami. Widziałem jakieś kosmetyki, prostownicę oraz inne graty. Zamknęły się z Martyną w łazience i siedzą tam już z kwadrans.

W końcu wychodzą. Moja córka ma pokręcone włosy, z boków zrobione dwa małe warkoczyki, które z tyłu łączą się w jeden. Do tego Majka włożyła jej cienką opaskę z kryształków. Ładnie się wkomponowała w ciemne włosy. Ale i tak najbardziej rzuca się w oczy uśmiech od ucha do ucha.

– Świetnie wyglądasz, kochanie – Biorę ją na ręce.

– Widzisz jakie mam loki? – Dotyka włosów.

– Widzę. Widzę też ten dramat jak trzeba będzie w końcu umyć włosy i je zniszczyć. – Całuję ją w policzek, po czym stawiam na ziemi. – Idź ubrać sukienkę, też muszę się przebrać. – Dalej siedzę w dresie.

– Pomogę ci. – Majka idzie za nią. – Żebyś nie popsuła fryzury.

Oczywiście jestem pierwszy gotowy. Ubrałem czarne spodnie oraz błękitną koszulę, czekam aż panny łaskawie zejdą z góry.

W końcu słyszę, że się zbliżają. Majka prowadzi Martynkę po schodach, trzymając ją za rękę. Ładny obrazek. Wyluzuj! To jedna przysługa.

– Obie pięknie wyglądacie. Ale jeśli mamy być na czas, to musimy wychodzić. Pojedziemy teraz jednym autem? – pytam Maję. Zgadza się.

Parkuję pod salą zabaw, gdzie mają się odbywać urodziny, Maja chce zaczekać w aucie, więc odprowadzam córkę sam. Dostaję propozycję poczekania na miejscu, ale odrzucam ją, szybko wracam do mojej randki. O ile tak to można nazwać.

Wysiadamy pod restauracją, prowadzą nas do zarezerwowanego stolika. Zamawiamy dania, ja biorę filet z kaczki z dodatkami, Majka gnocchi w sosie śmietanowym. Prosimy też o kawę.

Układałem tę rozmowę w głowie setki razy, a teraz nie wiem od czego zacząć.

***

Maja

– Marcin, po prostu mi powiedz, co masz do powiedzenia – przerywam nieznośną ciszę.

Od kiedy zamówiliśmy dania nie padło żadne słowo.

– Dobra, masz rację. – Przeciera twarz ręką. – Teraz już najważniejsze wiesz i jakoś nie wiem od czego zacząć. – Widać, że się denerwuje.

– To udawajmy, że nie wiem. – Marszczy czoło. – Zaprosiłeś mnie tydzień temu, jaki był plan?

– Załatwiłem Martynie nocleg u dziadków, chciałem zrobić jakąś kolację i opowiedzieć ci o sobie wszystko. Ale mała się rozchorowała, a to pokrzyżowało mi plany.

– No dobrze, to wyobraź sobie, że teraz jesteśmy u ciebie. – Muszę mu trochę pomóc, bo zejdzie tu na zawał. – Ładny dom, kupiłeś czy budowałeś?

– Prezent od babci. – Rozluźnia się.

– Moja daje mi tylko sok malinowy. – Żartuję. – Opowiadaj. Cała prawda o Marcinie M.

– Nigdy nie miałem wielu dziewczyn, nie lubiłem przygód, jak niektórzy moi koledzy. W liceum miałem dwie znajomości, potem poszedłem na studia i już na pierwszym roku poznałem Malwinę. Było sporo lasek, które pchały mi się do łóżka, a ona się mną nie interesowała. Później się przyznała, że nie sądziła, abym mógł zwrócić na nią uwagę. Miała ciemne blond włosy do ramion, szarozielone oczy, nie była za wysoka, trochę grubsza. W moich oczach była normalną, ładną dziewczyną. Ale ona widziała siebie jako przeciętną. Fakt, że fizycznie się nie wyróżniała, ale dobrze się nam rozmawiało, była zabawna, bystra i dużo nas łączyło. Zaczęliśmy się przyjaźnić. Dość szybko się w niej zakochałem.

Pan i Pani M.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz