19. Podobieństwo

985 22 37
                                    


Uważnie przypatrywałam się spod ciemnego parasola przyjaciółce, która stała na mównicy i nabrawszy w płuca świeżego powietrza, odważyła się przemówić do wyczekującego tłumu.

- Thomas i Freya byli... - dostrzegłam łzy napływające do jej przekrwionych, zapłakanych oczu. - Byli dobrymi rodzicami. Zapewniali nam dobry byt. Robili wszystko, aby uczynić nas szczęśliwymi.

Tuż obok ubranej w długą, czarną sukienkę blondynki stał Jason. Nie było po nim widać nawet cienia żalu. Stał wyprostowany, z uniesioną głową i kamiennym wyrazem twarzy. Co jakiś czas spoglądał na siostrę, głaszcząc ją po plecach.

Miałam wrażenie, iż przez ten dość długi okres czasu, kiedy nie mieliśmy ze sobą styczności, brunet przeszedł diametralną przemianę. Nie chodziło tu już o elegancki garnitur, który dodawał mu gracji i czynił go godnym potomkiem swego ojca, nie chodziło o włosy, które wydały mi się znacznie krótsze, niż dwa i pół tygodnia temu. Tym razem był taki spokojny i stoicki. Być może zachowywał się tak ze względu na rangę dzisiejszego wydarzenia i wysoko ustawionych ludzi, którzy bacznie go obserwowali, lecz doskonale widziałam jego wzrok, zdradzający całkiem inne emocje, a raczej ich brak.

- Byli najważniejszymi ludźmi w moim życiu, i... - z jej ust niekontrolowanie wydobył się szloch - Będę tęsknić.

Clara zeszła ze stopnia, od razu wpadając w ramiona brata. Ten mocno ją objął, pozwalając wypłakać się w przemokniętą delikatną mżawką marynarkę. Ludzie zaczęli się rozchodzić, niektórzy przyglądali się podpisom na drogim grobowcu, inni podchodzili do rodzeństwa Collins, aby złożyć na ich ręce kondolencje.

- Chodź, Daphne. - szepnęła mi do ucha mama, układając dłoń na moim ramieniu - Clara wie, że ci przykro.

Skinęłam głową na słowa rodzicielki i wycofałam się z długiej kolejki ludzi, z którymi nigdy wcześniej nie miałam do czynienia. Pochwyciłam jej łokieć, gdy prowadziła nas w drogę powrotną.

Płacz i zgrzytanie zębów - najtrafniejsze motto dzisiejszego dnia.

***

Minęły już przeszło dwa tygodnie od katastrofy, która wydarzyła się w życiu mojej przyjaciółki. Udało się oficjalnie przekazać ich dobytek swoim dzieciom. W sobotę odbędzie się bankiet z okazji usadzenia Jasona na stanowisku szefa w rodzinnej firmie, na który zostałam zaproszona.

Tak poza tym, mniej więcej wszystko wróciło do normy.

Moje życie nadal toczyło się w zapętleniu. Szkoła i dom. Jednak dziś, tego całkiem zimnego czwartku, postanowiłam to przerwać. Jedyne, co potrzebowałam zrobić, to odwiedzić grób państwa Collins. Po zakończeniu pogrzebu bowiem nie miałam okazji zapalić na nim światełka.

Wracając ze szkoły zboczyłam z trasy i najpierw wstąpiłam do kwiaciarni, gdzie kupiłam niewielki, biały znicz. Następnie udałam się na cmentarz.

Brama do tego jakże przerażającego miejsca jak zawsze była otwarta. Po krótkiej chwili namysłu pewnie ją przekroczyłam. bardzo szybko rzucił mi się w oczy pomnik okryty licznymi wieńcami. Skierowałam się w tamtą stronę.

Będąc już całkiem blisko, ujrzałam siedzącą na ławeczce na przeciwko grobu postać. Była ubrana w ciemne ubrania. Od razu poznałam tą umięśnioną posturę i jak zawsze rozmierzwione, brunatne włosy.

Mimo wahania postanowiłam podejść bliżej.

- Najszczersze kondolencje - Powiedziałam, stając tuż obok mężczyzny, który powolnym ruchem zwrócił swoją twarz ku mojej.

From Collision To Love Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz