7 | Where are you?

45 4 1
                                    

Taehyung został przed blokiem jeszcze kilka długich chwil po odejściu Kyeo-wool. Dziewczyna niemal wyskoczyła z jego samochodu, wcześniej krótko dziękując, przepraszając, że musiała tak szybko go zostawić i obiecując, że da mu znać, co się dzieje. Odrzuciła jego kilka propozycji, by zawiózł dwie kobiety do szpitala, choć obiecał, że z nimi tam nie wejdzie, by nie wzbudzać sensacji. Dla Kyeo-wool nawet to nie wchodziło w grę. On nie mógł znać prawdy, że nie chodziło wcale o babcię. Z kolei babcia nie mogła wiedzieć, że jej wnuczka spotykała się z taką gwiazdą.

Kyeo-wool sprintowała do mieszkania, bo potwornie bała się o synka. Kilka razy był już chory, i zawsze źle to znosiła. Nie potrafiła patrzeć na niego, gdy był smutny czy płakał. Zawsze silnie wszystko współodczuwała.

Do domu wpadła błyskawicznie i od razu skierowała się do pokoju. Babcia siedziała tam przy łóżku Sangho, który leżał pod kołdrą, na podłodze na wysokości głowy mając dużą misę. Próbowała zbić mu gorączkę starym, prostym sposobem, jakim był mokry ręcznik na czole. Kyeo-wool na widok synka poczuła, że łzy cisnęły jej się do oczu. Był blady i sam płakał. Zdołał krótko i cicho powiedzieć „mama" na jej widok.

- Jestem, misiu – zapewniła, kucając przed nim, i głaszcząc jego policzek. – Boli cię brzuszek cały czas?

Sangho kiwnął głową.

- Spróbowałam dać mu paracetamol – wtrąciła babcia. – Ale cokolwiek dostanie, wymiotuje. Po moim telefonie były jeszcze dwa razy. Nie chce nic pić.

Kyeo-wool spojrzała na ich dwójkę.

- Mierzyłaś mu temperaturę? – zapytała.

- Trzydzieści dziewięć.

To wystarczyło jej, by podjąć decyzję. Była już pewna, że same nie będą w stanie zdziałać więcej, a o tej porze nie dostaną się do żadnej przychodni. Wiele o zdrowiu dzieci wiedziała od swojej mamy. Sangho potrzebował pilnej pomocy.

- Pojedźmy z nim do szpitala. Nie czekajmy zanim będzie za późno.

Babcia nie dyskutowała z nią; sama już od jakiegoś czasu o tym myślała. Nie chciała wpierw wyciągać wnuczki ze spotkania, myśląc że sama poradzi sobie z prawnukiem, który rozchorował się zupełnie nagle. Nie mając możliwości dojazdu do szpitala, zdecydowała się w końcu do niej zadzwonić – nieświadomie przerywając jej kolację z gwiazdą.

Kyeo-wool zupełnie nagle, od razu po podjęciu decyzji, dopadła myśl, że powinna zadzwonić do Taehyunga. Wyskoczyła z jego samochodu nagle, przerażona, nawet dobrze się z nim nie żegnając. A znając go chociaż na tyle była pewna, że cały czas czekał przed blokiem, gotów pomóc dwóm kobietom. Tym razem żałowała, że z jej mieszkania nie było widać parkingu.

Przeszła do salonu i wybrała numer Taehyunga. Dla pewności stanęła przed drzwiami na balkon, odwrócona tak, by babcia usłyszała jak najmniej. Ściszyła swój głos, gotowa by okłamać go kolejny raz – że wszystko już z babcią dobrze, a Sangho nawet nie istnieje.

Odebrał już po pierwszym sygnale, nie dając się jej perfekcyjnie przygotować. Zawalczyła, by nie onieśmielił jej jego niski głos, który tym razem był, jak jej, przesiąknięty stresem.

- Kyeo-wool..

- Stoisz cały czas pod blokiem? – spytała, próbując nie ukazywać emocji.

- Tak.

- To odjedź. Jest jednak lepiej, ale wolę zostać... Nie dam rady tam wrócić, ale naprawdę dziękuję ci za ten wieczór. Było bardzo miło.

- Chciałabyś kolejne?

Seoul's Faces | Kim TaehyungOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz