Rozdział I

904 64 28
                                    




Limuzyna ledwo zdążyła wyhamować, gdy rączka wyskoczyła na kamienne płyty u stóp wejścia do głównego gmachu Akademii. Od strony kierowcy wysiadł wysoki, ślepy na jedno oko mężczyzna i otworzył tylne drzwi. Wednesday z gracją wyłoniła się z ciemnego wnętrza i uważnie zlustrowała wzrokiem otoczenie. Był pierwszy dzień nowego semestru, ale wokół było pusto i cicho. Zbliżała się pora ciszy nocnej. Wolała przybyć tu pod osłoną mroku i nie ściągać na siebie zbędnej uwagi od nieproszonych gości. Większość uczniów prawdopodobnie wróciła już do szkoły, ale byli tacy, którzy nie wyjeżdżali wcale. Woleli spędzić wakacje w Nevermore, które podczas lata musiało emanować ciszą i spokojem, co była w stanie zrozumieć. Lurch odesłał jej bagaże do pokoju i po krótkim skinięciu głową zwyczajnie odjechał. Przy wejściu nie pojawił się żaden komitet powitalny. Wednesday z zadowoleniem odnotowała w głowie fakt, że nowa dyrektorka nie siliła się na sztuczne powitania i nikt nie zamęczał jej głowy jałowymi rozmowami. Świece umieszczone w żyrandolach zamigotały, gdy przekroczyła próg budynku. W samotności przemierzała słabo oświetlone korytarze, kierując się prosto do pokoju.

- Wednesday? To ty? - ktoś niespodziewanie szepnął kilka metrów za jej plecami. Była już blisko celu, ale pomimo zmęczenia uznała, że litościwie go nie zignoruje. Na widok wysokiego, przesadnie chudego chłopaka o zgarbionej postawie, kącik jej ust niezauważalnie drgnął, chociaż nie miała zamiaru się uśmiechać.

- Nie znam innej takiej osoby - odpowiedziała lakonicznie.

- Dawno się nie widzieliśmy - oznajmił przybysz, wyłaniając się z półmroku korytarza.

- To było stwierdzenie faktu.

- Tak. Myślałem już, że nie wrócisz...

- Cóż, muszę cię zatem rozczarować.

- Nie, nie, spokojnie. Cieszę się, że cię widzę - odparł, uśmiechając się szeroko - Aczkolwiek liczyłem, że chociaż raz się odezwiesz. Twój telefon wciąż działa, prawda?

- Niczego nie obiecywałam - mruknęła ze znużeniem - Tak, niestety działa - dodała, widząc jego wyczekujące spojrzenie.

- Nie możesz unikać technologii w nieskończoność. Założę się, że przydał ci się przynajmniej kilka razy...

- Może raz - rzekła, przypominając sobie o swoich nocnych eskapadach na cmentarz, które odbyła w niedawnym czasie. To był jej ulubiony sposób na spędzanie letnich wieczorów.

- Dobrze wiedzieć, że prezent się udał - opuścił głowę, uśmiechając się pod nosem.

- Spędziłeś tu wakacje? - zapytała, decydując się przerwać chwilowe milczenie.

- W większości. Nie każdy ma takie szczęście, że jego rodzice wyczekują go w domu ze szczerym entuzjazmem.

- Moi rodzice nie wyczekują mnie z entuzjazmem, a z agonią w spojrzeniach.

- Nazywaj to jak chcesz - parsknął - Ja widziałem się z ojcem tylko raz przez prawie dwa miesiące. Jak mniemam, jest bardzo zapracowany.

- Osobliwe.

- Wiem, ale na niektóre rzeczy niewiele mogę poradzić - chłopak wzruszył ramionami, odgarniając do tyłu przydługie włosy.

- Do zobaczenia Xavier - mruknęła dziewczyna, nie widząc sensu w kontynuowaniu rozmowy i odwróciła się na pięcie.

- Też za tobą tęskniłem, Wednesday - krzyknął za nią, ale tym razem go zignorowała. Weszła po schodach na piętro i skręciła w stronę pokoju. Tuż po przekroczeniu jego progu rzuciła się na nią Enid. Z całych sił próbowała ją wyściskać, ale na szczęście udało się jej wymknąć z tych wilkołaczych sideł. Długie, kolorowe szpony Enid nieomal nie rozerwały jej bluzki, jednak nie skomentowała tego, uznając, że jest to dzień dobroci dla zwierząt.

- Opowiedzieć ci, jak spędziłam wakacje? - zapiszczała blondynka, rzucając się na swoje łóżko.

- Nie.

- Wiesz, gdzie pojechaliśmy z Ajax'em? - krzyknęła, mierząc ją podekscytowanym spojrzeniem.

- Nie chcę wiedzieć - odparła Wednesday z beznamiętnym wyrazem twarzy.

- Oh, a słyszałaś, że Bianca nie wraca? - twarz Enid nagle posmutniała, kiedy przypomniała sobie, co chciała jej przekazać.

- Nie słyszałam, lecz nieszczególnie mnie to interesuje.

- To przykra historia. Rzekomo dostała się do jakiejś lepszej szkoły, ale ja w to nie wierzę. Słyszałam plotki, że podobno jej matka nie pozwoliła jej wrócić - jęknęła dziewczyna, chwytając w dłonie telefon - Zaczekaj, muszę zadzwonić do Ajax'a.

- Wspaniale, jakże bym mogła zapomnieć, że jesteś królową pomówień - mruknęła Wednesday i ostrożnie wyjęła z futerału maszynę do pisania. Co prawda pierwsza część jej powieści była już gotowa, ale uznała, że zacznie pisać następną. O ironio losu, w tej szkole spływało na nią większe natchnienie niż w domu.

- Ajax mówi, że Bractwo Wilczych Jagód organizuje jutro imprezę z okazji rozpoczęcia roku. Oh, to pewnie była tajemnica, ale... pójdziesz ze mną, prawda? - Enid z zabójczym uśmieszkiem podbiegła do szafy i zaczęła w niej szperać.

- Nie sądzę, żeby było to konieczne. Mam ciekawsze rzeczy do zrobienia.

- Ciekawsze, ale nie ważniejsze. W tym tygodniu i tak będziemy mieć niewiele lekcji. Skoro pani Thornhill nie będzie już prowadzić botaniki roślin mięsożernych, kadra znacząco się uszczupliła. Nowa dyrektora z resztą wydaje się straszliwie nieogarnięta, więc pewnie nic istotnego nie będzie się działo.

- Cóż, zatem masz z nią coś wspólnego - burknęła Wednesday, stukając palcami o biurko.

- Oh, przestań. Wiesz, ile mam ci do opowiedzenia? Nie starczy nam wieczoru!

- Dlatego wolałam spać w kostnicy.

- To upiorne miejsce i nie ma takich cudownie błyszczących światełek, jak moje - Enid wyszczerzyła zęby, sadowiąc się na swoim łóżku - Wiesz, że od kiedy udało mi się pierwszy raz przemienić, jestem jeszcze silniejsza i szybsza, więc mamy większe szanse w wygraniu...

- Konkursu na najbardziej trupią karnację?

- Nie, w czymś znacznie lepszym. W podchodach! Czy to nie ekscytujące? Może uda nam się wygrać kolejny puchar! Pamiętasz nasze zwycięstwo w wyścigach...

- Nie pamiętam - ucięła ciemnowłosa dziewczyna, kładąc się na łóżku - Życzę potwornej nocy - rzekła, zdmuchując świeczkę. Blondynka westchnęła z rozczarowaniem, ale nie zakwestionowała jej decyzji o wczesnym pójściu spać.

- Jutro nie dam ci się tak łatwo zbyć - pisnęła dziewczyna, gasząc światła przy swoim łóżku. Dopiero, gdy Wednesday odwróciła się w stronę ściany i nakryła kołdrą po same uszy, bezpieczna od wszędobylskiego wzroku Enid, spojrzała na powiadomienie jaśniejące na ekranie telefonu. Ktoś kilka minut wcześniej wysłał jej wiadomość z następującą treścią; „Do twarzy Ci w rozpuszczonych włosach" Czyżby obserwowano ją przez ukryte kamery? Będzie musiała jutro przeszukać cały pokój. A może stała za tym Enid? Nie, to niedorzeczne. Nadawca był kimś innym, ale czego mógł od niej chcieć? O mało nie prychnęła pod nosem, jeszcze raz rzucając okiem na to odrażające powiadomienie, ale oprócz irytacji po raz pierwszy poczuła coś jeszcze. Niepokój.

*******


Cześć, dzięki za odezw pod Prologiem i każde serduszko! Domyślam się, że I rozdział nie jest niesamowicie porywający, ale akcja będzie stopniowo się rozkręcać. Oczywiście postaram się dodać II rozdział jak najszybciej się da :) x.

Światła Nocy [Wednesday x Xavier][ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz