Rozdział II

849 52 32
                                    




Nazajutrz wstała z łóżka o świcie, na długo przed tym, nim Enid zdążyła choćby otworzyć lewe oko. Rozmowy o tak wczesnej porze wyjątkowo bardzo ją mierziły, dlatego musiała się pospieszyć. Nie chciała wciąż przebywać w pokoju, gdy jej współlokatorka się obudzi. Przetrząsnęła wszystkie szafki, szafy, spód biurka, krzesło, ramę łóżka, ciemne kąty w rogu okna i górę pluszaków należących do blondynki. Kamery jednak nigdzie nie było. Nie miała jej żadna z infantylnych zabawek jej współlokatorki, ani nie ukryto jej w jakimkolwiek innym, mniej oczywistym miejscu. Wednesday wciąż niezrażona brakiem rezultatów swych poszukiwań, zaplotła włosy w jeszcze ciaśniejsze warkocze niż zazwyczaj i pospiesznie wymknęła się z pokoju. Na głowę narzuciła kaptur, czując nagły napływ obrzydzenia do swoich ciemnych włosów. Ostatnia uwaga dotycząca jej wyglądu, jaką poczynił jej prześladowca, sprawiła, że po raz pierwszy od wieków poczuła się nieswojo, chociaż nawet w myślach nie chciała się do tego przyznać. Gdy przemykała przez lodowate korytarze, dokładnie obserwowała otoczenie. Zdawała sobie sprawę, że od czasu incydentu z Crackston'em, reputacja Nevemore znacząco ucierpiała i było ono schronieniem dla dziwolągów już jedynie w teorii. Jej prześladowca mógł kryć się w tych samych murach co ona. Spojrzała na zegarek. Apel inaugurujący rok szkolny miał zacząć się dopiero za dwie godziny. Miała więc wystarczająco czasu, żeby odwiedzić Eugene'a i rój jego zabójczych pszczół. Całe szczęście, że o tej godzinie szkoła była równie wyludniona, jak wczoraj wieczorem. Nie cierpiała tych wścibskich spojrzeń, które posyłali w jej stronę ci bardziej nudni i niezadowoleni ze swoich egzystencji uczniowie.

Uważnie rozejrzała się wokół, nim wyszła zza winkla korytarza. Przeszła przez odsłonięte patio i skręciła na dziedziniec. Zeszła po kamiennych schodach, których strzegły dwa urocze gargulce, w oddali odnajdując już wzrokiem szopę, gdzie Xavier przechowywał swą twórczość. Prześlizgnęła się pod płotem i znalazła na skraju lasu. Przed nią malowała się inna nieco karykaturalna konstrukcja, w której umieszczone były ule z groźnym gatunkiem pszczół. Wednesday odwróciła się jeszcze raz do tyłu, upewniając się, czy aby na pewno nikt jej nie śledził i weszła do środka.

- Eugene? - zapytała, przybierając odważną postawę.

- Wednesday! - zza jednego z uli natychmiast wyłonił się pulchny chłopak ubrany w pszczelarski strój ochronny - Tak się cieszę, że jesteś! Nie możesz spać, co?

- Co u pszczół? - odparła pytaniem na pytanie.

- Dobrze, poprosiłem Enid, żeby pod moją nieobecność co jakiś czas do nich zaglądała.

- Enid nienawidzi pszczół.

- Dla mnie zrobiła wyjątek - powiedział okularnik, z dumą szczerząc do niej zęby - Dopiero tydzień temu wypuścili mnie ze szpitala.

- Spędziłeś tam dwa miesiące. Ile zgonów udało ci się obejrzeć?

- Nie mów tak! Ja... Wednesday, wiesz, że prawie nie wychodziłem ze swojej sali?

- Cóż, to doprawdy wielka strata - odrzekła, patrząc na ustawione na półkach słoiki miodu. Przez chwilę tkwili w niezręcznej ciszy, nim okularnik wreszcie zdecydował się odezwać.

- Już dawno miałem ci powiedzieć, że przykro mi z powodu Tyler'a.

- Mi nie - wzięła głęboki oddech, ostrożnie dobierając wypowiadane słowa - Mam nadzieję, że stosownie się nim zajmą. Tortury byłyby bardzo mile widziane.

- To nie była jego wina. Pani Thornhill nim manipulowała.

- Tak, ja również sądzę, że musi popracować nad asertywnością.

- Oh, Wednesday... - Eugene zdjął z twarzy kapelusz z siatką i nałożył na nos okulary - Tylko tak mówisz, ale oboje wiemy, że to jeszcze nie koniec kłopotów. Instynkt nigdy mnie nie zawiódł.

Światła Nocy [Wednesday x Xavier][ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz