Epilog

245 17 0
                                    




Każdy śmiałek, który pokusiłby się na odważne stwierdzenie, że Bianca Barclay utraciła całą nadzieję, byłby wielce daleki od prawdy. Młoda przestępczyni może i była wykończona oraz z całą pewnością śmiertelnie znużona ucieczką, ale poprzysięgła zemstę, która napędzała jej wolę życia. Nie udało jej się zrealizować swoich planów, ale czy to czyniło ją nieudolną? Tym razem los wybrał dla niej nieodpowiednich wspólników, lecz na wszystko miał jeszcze przyjść czas. Z całych sił pragnęła pozostać zmotywowana i gotowa do ataku, co w obecnej sytuacji wcale nie było takie łatwe. Zerwała namoknięty plakat ze swoją twarzą, który naklejono na tabliczkę z nazwą miasta i oparła się o stalowy słup. Czy nie ironią byłoby, gdyby to właśnie jej wróg, Wednesday Addams we własnej osobie, dopełniła zemsty w jej imieniu? Ta kwestia pozostawała obiecująco otwarta. Zagwizdała wesoło, starając się przezwyciężyć ogarniające ją rozczarowanie, płynące z osobistej porażki. Była ostatnią, której udało się przetrwać, dlatego nie miała zamiaru dać się złapać żywcem. Nałożyła na głowę, zdobytą wcześniej perukę. W długich, brązowych włosach znacznie łatwiej było jej wtopić się w tłum. Z naprzeciwka rozległ się dźwięk nadjeżdżającego pojazdu. Panna Barclay wychyliła się z zarośli, by dojrzeć, kto się zbliża. Przypadkowy samochód właśnie wyłonił się zza zakrętu. Dziewczyna nie wahając się nawet przez sekundę, wysunęła się spod znaku i wybiegła na środek drogi. Charakterystyczny pisk hamulców, dźwięk klaksonu i smród startych opon jednoznacznie świadczyły o gwałtownym hamowaniu prowadzącego. Samochód zatrzymał się tuż przed jej stopami. Zastukała w szybę, widząc twarz przerażonego kierowcy. Mężczyzna oddychał ciężko, próbując odzyskać kontrolę nad sytuacją. Ciemnoskóra uciekinierka otworzyła drzwi, przykładając palec do ust. Nieznajomy nie zdążył wyrzec nawet słowa, gdy otuliły go dźwięki syreniej melodii. Niebiańska muzyka odebrała mu zdolność do samodzielnego myślenia. Nieświadomy nieszczęśnik kierowany pieśnią, wysiadł z pojazdu i uśmiechając się błogo, odszedł w nieznanym kierunku. Bianca zajęła jego miejsce i zatrzasnęła drzwi pojazdu. Ruszyła, pozostawiając za sobą tonące w mroku Jericho. Gdy wystarczająco już oddaliła się od miasta, wyrzuciła przez okno wszystkie posiadane dokumenty tożsamości, które wiązałyby ją ze swoją przeszłością. Pomimo planowanej zemsty, jej stopa miała nigdy nie stanąć już na tej ziemi. Nikt nie wiedział, co mogło się z nią później stać. Postronni świadkowie zeznali, że tamtej nocy widzieli dziewczynę, której wygląd odpowiadałby rysopisowi osoby poszukiwanej w listach gończych, lecz nie wniosło to nic do śledztwa. Jej sprawę umorzono zaledwie dwa lata później z powodu braku wystarczających dowodów. Były to ostatnie powszechnie znane wzmianki o Biance Barclay, której persona nie przejawiała się już później w żadnych aktach. Niczym oceaniczna syrena zapadła się w odmęty ziemskiej toni, na zawsze uciekając od swojego przeznaczenia, a przede wszystkim od zasłużonej kary, ale i tym samym nigdy nie realizując swej upragnionej wendety.

********

Wednesday stała na uboczu. Xavier trzymał rozłożony nad ich głowami parasol, który chronił ich przed deszczem. Pogoda zdawała się odpowiadać nastrojom obecnych na cmentarzu osób. Z zachmurzonego nieba siąpił lodowaty deszcz, spadając prosto na rozmokłą ziemię. W ostatniej drodze zmarłego nie uczestniczyło zbyt wiele osób. Był to zaledwie pastor, dyrektor Weems, szeryf, nieznana ciotka zmarłego wraz z wujem, ich dwójka oraz kilkoro znajomych, których nie rozpoznawała. Do ostatniej chwili miała wątpliwości, czy powinna przychodzić na tę uroczystość. Czy powinna się tu pokazać, po wszystkim, co się wydarzyło? Psychika Enid wciąż znajdowała się w stanie rozpadu, więc nie była w stanie się pojawić, pomimo że jakiś czas wcześniej opuściła już szpital. Oznaczało to zatem, że Xavier był jedynym, który zgodził się jej towarzyszyć. Obserwowała, jak trumna zostaje spuszczona do grobu. Pastor odczytał krótki fragment ze świętej księgi i po upływie kilku minut ludzie zaczęli się rozchodzić. Życie miało toczyć się dalej, a jedna śmierć więcej lub mniej, nie mogła zmienić jego toru. Dla niej jednak czas na chwilę się zatrzymał. Nie podobało jej się, że wszyscy tak szybko się z tym pogodzili. Może była zazdrosna, że sama nie potrafiła? Kto mógł to ocenić? Nadal nie umiała nazywać swych uczuć i nie zamierzała się w nie zagłębiać. Poczuła, jak ktoś przechodzi obok niej i ledwo wyczuwalnie muska dłonią jej ramię. Rzuciła tej osobie nieprzychylne spojrzenie, ale kiedy zobaczyła, kim był ów intruz, jej wzrok złagodniał. Na znak pojednania kiwnęli sobie głowami i zatrzymana chwila przeminęła, a Nathaniel odszedł. Nie mogła zrobić nic innego, niż mu wybaczyć.

Kiedy na cmentarzu nie było już nikogo oprócz nich, podeszła do świeżego grobu. Xavier nawet o centymetr nie ruszył się z miejsca, gdy obejrzała się do tyłu. Nie chciał podejść bliżej. Wspomnienia i rany wciąż były zbyt świeże. Na grobie nie złożono zbyt wielu kwiatów, dlatego wiedziała, że jej czarna róża będzie odznaczać się na tle innych. Jej myśli krążyły wokół kogoś, kogo już z nimi nie było. Zrobił wiele złych rzeczy, ale nie potrafiła zapomnieć o tych dobrych. Kto mógłby przypuszczać, że jej perspektywa tak bardzo się zmieni? Ostatnie miesiące stanowiły niekwestionowaną ewolucję jej osobowości. Nie mogła przewidzieć, że drugi semestr w Nevermore będzie jeszcze bardziej przerażający niż pierwszy. Los lubił ją zaskakiwać, co wyjaśniało, dlaczego nie podjęła jeszcze ostatecznej decyzji o ewentualnym powrocie do Akademii. Nie wiedziała, czy będzie w stanie wytrwać w miejscu przesiąkniętym takim ogromem wspomnień. Werdykt pozostawiła zrządzeniu losu, na którym ostatnio bardzo polegała. Liczyła, że podcięte przez Rączkę hamulce w samochodzie, do którego wsiadła Bianca, były powodem, dla którego nic już o niej nie słyszała. Wystarczyło jedynie odrobinę pomóc przeznaczeniu, aby samo się wypełniło. Niejednokrotnie przekonała się o tym na własnej skórze. Po policzku spłynęła jej pojedyncza łza, której nie widział nikt inny oprócz niej, dlatego nie zawracała sobie głowy wycieraniem jej. Zrobił to za nią powiew ciepłego wiatru, który niespodziewanie przepłynął przez cmentarz. Odrzuciła do tyłu warkocze, mrugając ze zdziwienia. Wraz z przybyciem letniego zefiru, kątem oka mignął jej czyjś cień. Uniosła głowę, zastanawiając się, czy to znak, że nadchodzi lato, czy to On próbuje pocieszyć ją zza grobu. Może w następnym wcieleniu, historia ta miałaby lepsze zakończenie, w którym wszystkim udałoby się przeżyć, a ona mogłaby pozostać sobą, bez ciągłej obawy o powrót Goodie. Ostatni raz spojrzała na nagrobek, zmuszając się do przywołania na twarz cienia uśmiechu. Czas. Tylko upływ czasu mógł uleczyć jej obawy i pomóc jej odnaleźć spokój ducha. Na szczęście przy furtce czekał na nią ktoś, kto potrafił przyspieszyć cały ten proces. Z powrotem weszła pod trzymany przez niego parasol. Wyciągnął do niej dłoń, którą bez wahania chwyciła. Pocałowała go w policzek, pozwalając sobie przy nim na zdjęcie swej lodowatej maski niewzruszenia. Xavier Thorpe uśmiechnął się pod nosem i objął ją ramieniem. Niespiesznie opuścili miejsce wiecznego spoczynku, nie odwracając się już za siebie. Za ich plecami zawiał letni wiatr, a przy grobie znów zamigotał nieznajomy cień. Patrzył, jak odchodzą. Czuwał.

                                                    Koniec


Cześć Wszystkim,

Epilog za nami, a to oznacza, że „Światła Nocy" nieubłaganie dobiegły końca;( Z całego serca dziękuję Wam za wszystkie komentarze i gwiazdki, które zmotywowały mnie do zakończenia tego opowiadania. Nigdy nie przypuszczałam, że odbiór będzie tak pozytywny <3 I dzięki Wszystkim, którzy zostali do końca. Jesteście nieocenieni. Zdaję sobie sprawę, że całość opowiadania ma pewne niedociągnięcia, a sama fabuła mogła być bardziej rozbudowana, ale muszę przyznać, że pod koniec straciłam już wenę oraz poniekąd serce do tego shipu. Nie zmienia to faktu, że nadal bardzo się starałam, żeby rozdziały trzymały poziom, lecz zazwyczaj, kiedy coś nam się znudzi, ciężej się to pisze. Ostatnio oglądałam The Outer Banks i ten świat oraz kanon straszliwie mnie wciągnął, dlatego jeżeli ktoś byłby zainteresowany innymi moimi pracami, to przy okazji chciałabym Was serdecznie zaprosić na nową opowieść (póki co opublikowałam dopiero prolog), która będzie rozgrywać się właśnie tam. Natomiast jeżeli chodzi o same postacie Wednesday i Xavier'a to wiem, że ich relacja momentami spadła na drugi plan, ale myślę, że działo się to w miarę naturalnie i mam nadzieję, że nie macie mi tego za złe. Wednesday jest na tyle specyficzna, iż bardzo ciężko było utrzymać jej osobę w granicach kanonu, dlatego nie chciałam dodawać zbyt wielu wątków romantycznych z jej udziałem, ponieważ byłoby to sprzeczne z jej osobowością.

 Teraz czas na parę statystyk:D Opowiadanie zaczęłam pisać około 4 grudnia, a zakończyłam 8 marca, co oznacza, że trzy miesiące zajęło napisanie całości, podczas których zebraliśmy aż 7k wyświetleń. Historia ma dokładnie 40 650 słów:) Jako ciekawostkę dodam, że początkowo to Nathaniel miał zginąć na końcu... Pomimo iż epilog wyszedł spontanicznie, to zakończenie od dawna planowałam na otwarte. Interpretację pozostawiam Wam i sądzę, że żadna nie będzie błędna. Sami możecie zdecydować, w czyjej uroczystości pożegnalnej uczestniczyła Wednesday.


Trzymajcie się i do zobaczenia kiedyś.


Światła Nocy [Wednesday x Xavier][ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz