Rozdział XVII

7 0 0
                                    

-Dziękuję- podziękowała i zaczęła jeść, po zjedzeniu kanapek pomogła mu ułożyć puzzle. Kolejno poszła się przebrać, podeszła do niego.
-Na prawdę dziękuję że pozwoliłeś mi przenocować ale będę się już zbierać.
-Jasne, rozumiem. Daj chwilkę przebiorę się i cię odwiozę- tak też się stało. Niedługo później była już pod blokiem zabrała siatkę z zakupami które zrobiła poprzedniego dnia. Podziękowała i się pożegnała, weszła do mieszkania. Rozebrała się, wypakowała zakupy. Akurat gdy skończyła zadzwoniła do niej Megan Lufersyon czyli mama brunetki.
-Halo?
-Cześć słoneczko będziesz na święta?
-Oczywiście mamo, kto jeszcze będzie?
-Sam, Chuck, Nick, ja, twój tata i jeszcze twoja babcia  Sophia ma być z dziadkiem  Stevenem. A ty kiedy przyprowadzisz jakiegoś kawalera?
-MAMO
-No co? Już mogłabyś zacząć sobie kogoś szukać.
-Jeszcze mam czas.
-Też tak mówiłam. W takim razie przyprowadź jakiegoś kolegę.
-Zobaczę co się da zrobić.
-I w tym roku tobie przypada pieczenie ciasta, papa słońce.-Rozłączyła się.
-Ja i robienie ciasta już to widzę-powiedziała lekko się śmiejąc. Gdy usiadła na kanapę przypomniało się jej że wczoraj dostała numer Willa postanowiła do niego napisać.
Lily:
Hejo tu Lily
William:
Witam, chcesz się spotkać dzisiaj w kawiarni? (:
Lily:
Jasne o której?
William:
W tej koło parku kawiarni. Proponuję 16.
Lily:
Okej to co do zobaczenia (:
William:
Do zobaczenia (:
Jest wtorek a dokładniej 06.12 godzina 12:03. W między czasie rozmawiała z Victorią która opowiadała o ich wczorajszym maratonie i o tym jak obudziła się z dorysowanym wąsem. 
Gdy nadchodził czas spotkania jedynie przeczesała włosy i wyszła. Czekała na Willama. O równej 16 podszedł do niej. William to wysoki szatyn o zielonych oczach i piegach, przywitał ją z serdecznym uśmiechem. Weszli do kawiarni i zajęli miejsca. Rozpoczęli tam przyjemną rozmowę, pili herbatę i jedli ciasto. Każde zapłaciło za siebie, przeszli się jeszcze. Prowadzili konwersację między innymi o siatkówce. Te spotkanie było miliutkie, pod koniec spotkania odprowadził ją pod blok tam się pożegnali. Po powrocie do domu przebrała się jeszcze chwile popisała z Odynson po czym poszła spać. Następnego dnia spytała się szatynki czy nie chciała z nią wybrać się na święta do jej rodziny ale odmówiła powiedziała też żeby nie pytać się bliźniaków bo oni raczej też nie będą mogli. Skąd to wie? Odpowiedź jest taka że są kuzynostwem. Matt i Adrien również odmówili więc została jedna osoba którą jest nikt inny jak Pan Leo Anderson. Wzięła głęboki oddech i napisała.
Lily:
Hej Leo chciałbyś może wpaść na wigilię do mojego domu rodzinnego?
Leo:
Witaj (: 
Chętnie wpadnę, może  w zamian wpadniesz do mojego domu rodzinnego na wigilię?
Lily:
Jasne dlaczego by nie (:
Na tym skończyła się ich rozmowa, zadzwoniła do mamy.
-Hej mamuś chcę cię poinformować że przyprowadzę ze sobą kolegę.
-Uuuuu cieszę się, jak ma na imię?
-Leo
-Nazwisko?!-usłyszała głos Nicka.
-Czy to Nick?
-Tak-odpowiedziała jej mama.
-A ty wiesz że tak nie ładnie podsłuchiwać czyjeś rozmowy?
-Nazwisko????????
-Nie muszę ci odpowiadać bo je znasz.
-Znam dużo nazwisk-przypomiał.
-Taa ale z tym Panem że tak powiem nie dawno umawiałeś mnie na spotkanie.
-Anderson?!
-Brawo.
-W takim razie nie ma się co ciocia martwić to dobry chłopak.
-Wierzę ci Nick. Nie mogę się już doczekać, a na ten moment cię pożegnam bo będę już powoli obiad przygotować. Kocham cię buziaczki.
-Buziaczki pa-rozłączyła się, sama zjadła śniadanie i popisała z nowo poznanym siatkarzem.

Pianista i SkrzypaczkaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz