1. Wolę Sybir.

13.9K 629 50
                                    

- Po moim trupie. - Wystękałam czując pod swoim policzkiem chłód szklanego biurka.

- Candice do cholery! - Usłyszałam znajomy głos przy swoim uchu, który w tamtym momencie daleki był od przyjemnego. - Obudź się. - Do nieprzyjemnego syku dołączyło się mocne potrząsanie moim ramieniem.

- Dlaczego robisz to za każdym razem w tak niedelikatny sposób? - Spytałam, leniwie otwierając jedno oko. Zanim zostałam brutalnie oślepiona przez promienie słońca, dojrzałam jedynie zwiewną błękitną sukienkę. Do moich nozdrzy dotarła słodka woń kwiatowych perfum i czegoś jeszcze...kawy. Wyciągnęłam niezgrabnie dłoń do góry w błagalnym geście. Chwilę potem znalazł się w niej kubek gorącego napoju. Oderwałam twarz od zaparowanego i zaślinionego blatu z niechceniem.


- Powinni płacić ci ekstra za nadgodziny. - Powiedziała moja najlepsza przyjaciółka Natalie siadając na kancie mojego stanowiska pracy.

- Powinni, ale tego nie robią. - Wychrypiałam odgarniając w tym samym momencie włosy ze swojej twarzy. - Jeremy po raz kolejny dał mi zlecenie na godzinę przed moim wyjściem. Musiałam zostać i zrobić to co mi kazał.

- Cholerny MSŚ. - MSŚ oznaczało: Męska Szowinistyczna Świnia.


Jeremy był moim przełożonym. Słynął ze swojej nadwagi, łysiny i wiecznie otaczających go oparów tanich męskich perfum. Dodatkowo był najobrzydliwszym przedstawicielem płci przeciwnej, na którą co najmniej raz w miesiącu ktoś wnosił pozew o molestowanie seksualne. Jego życiowym motem było: Zrób mi loda, będzie zgoda. (lub) Wiem, że molestowanie jest złe, ale nie mogę się oprzeć. Mam nadzieję, że przedstawiłam wam dość dosadnie postać tego męskiego...O wilku mowa. Wyprostowałam się dumnie na swoim fotelu, udając, że właśnie nie poczułam jak mój kręgosłup woła o pomstę do nieba.


- Co to ma być?! - Zawołał Jeremy, a jego podwójny podbródek zatrząsł się w spektakularny sposób. Rzucił mi pod nos dzisiejsze wydanie The Guardian. Spojrzałam na niego nie rozumiejąc o co dokładnie mu chodzi. - Strona 15. - Warknął, zmuszając mnie tym samym do wykonania jego polecenia. Przewróciłam posłusznie kilka stron gazety, by natrafić na swoją własną recenzję nowej książki o tematyce politycznej, którą swoją drogą napisałam dziś w nocy. Spokojnie przeczytałam jej tekst krzywiąc się nieznacznie.

- Przepraszam za edycję. Miałam na nią zbyt mało czasu. Zwykle sprawdzam to co napisałam po kilku godzinach od napisania, ale tym razem nie mogłam sobie na to pozwolić.

- Nie o to mi chodzi! - Wrzasnął, zwracając na nas tym samym uwagę całego biura. Moi koledzy zaczęli wychylać się ze swoich boksów patrząc na nas z mieszanką rozbawienia i współczucia. Co to był za cudowny początek dnia. - Czy ty zdajesz sobie sprawę z tego kogo tak cholernie oczerniłaś? - Spytał już ciszej przybliżając swoją twarz do mojej. Mężnie zniosłam jego bliskość z moją własną, biedną twarzą.

- Dobrze wiesz, że nigdy nie zwracam uwagi na autora, tylko to co pisze. To nie moja wina, że napisał literackie ścierwo nie oparte nawet w jednej setnej na wiarygodnych źródłach.

- To masz teraz problem Stone. Problem jak cholera jasna mać. - Ciekawy dobór słownictwa, pomyślałam z rozbawieniem. Minęło ono jednak zaskakująco szybko, gdy zdałam sobie sprawę, że właśnie wpakowałam się w kolejne kłopoty. - Marcus dzisiaj zwołał radę. Oboje mamy być na niej obecni. Jeśli przez ciebie wylecę z pracy, to przysięgam, że cię zabiję. - Powiedział patrząc mi prosto w oczy. Zanim zdążyłam coś mu odpyskować (jak to zawsze miałam w zwyczaju, co nigdy nie przynosiło niczego dobrego) odszedł ode mnie i Natalie, mówiąc coś do siebie pod nosem. Pewna byłam, że był to stek przekleństw posłanych pod moim adresem.

Powrót Złośnicy.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz