27. Idź.

3.1K 347 30
                                    

Mocno splecione ze sobą dłonie, leżące na rozgrzanych, okrytych jedynie cienkim materiałem udach. Przyspieszone oddechy zagłuszane niemrawymi dźwiękami wydobywającymi się z przestarzałego radia, stanowiącego nieodzowną część żółtej nowojorskiej taksówki. Błyszczące oczy wpatrujące się w siebie nawzajem. Zarumienione z emocji twarze.

Przygryziona niemalże do krwi warga. Głośne trzaśnięcie drzwiami. Stopy zapadające się w puszystym, białym dywanie. Dłonie, które nie potrafiły już ani sekundy dłużej trzymać się z dala od rozpalonych niemalże do samej czerwoności ciał. Muśnięcia opuszek palców. Chłód drewnianej powłoki ściany, będącej częścią ekskluzywnej windy. Jedno westchnienie. Usta napierające na usta.

Byłam pijana. Tak koszmarnie pijana. Nim. Sobą. Szampanem. Naszym własnym pożądaniem. I nie mogłam się nasycić. Im więcej mi dawał, tym więcej pragnęłam. I tym razem nie potrafiłam sobie niczego odmówić. Choć nie wiedziałam jak do tego wszystkiego doszło i dlaczego. Nie rozumiałam jego nagłego, dzikiego i nieprzewidywalnego gestu oddania. Nie mogłam pojąć co wydarzyło się na tamtej gali. I co najgorsze, nie potrafiłam się w tamtym momencie zmusić do tego, by to wszystko przerwać i zadać pytania, które powinnam postawić o wiele wyżej na podium własnych pragnień od prostych i zwierzęcych odruchów spragnionych miłości ciał. I ciągle to od siebie odpychałam. Gdy jego dłonie brnęły powoli w górę moich ud. Gdy moje ramiona owinęły się wokół jego karku, gdy uniósł mnie zręcznie od góry. I doskonale wiedziałam dlaczego. Gdybym tylko zadała pierwsze pytanie, ta magia by znikła tak szybko jak się pojawiła. A nie pamiętam momentu w swoim życiu, w którym pragnęłam kogoś równie mocno co Harrego w tamtym momencie. Na nikogo tak długo nie czekałam. Nikogo tak długo od siebie nie odpychałam. Z nikim nie bawiłam się w tak zręczne gry, choć mogły być one tylko i wyłącznie kłamstwem. No właśnie gry. Ale to co działo się teraz nią nie było. Nikt nie był na tyle dobrym aktorem. Nigdy.

Jego usta boleśnie powoli sunęły w dół mojej szyi, a ja łaknęłam więcej. Jak zawsze w jego towarzystwie. Pozwoliłam zaprowadzić się do jego pokoju. Szaleńczo całować na samym jego środku tylko po to, by uświadomić sobie boleśnie, że po raz kolejny jestem jedynie pionkiem. Bo mówiąc szczere, czym on sobie zasłużył na to, bym mu się teraz oddała? Czy zmieniło się cokolwiek? Absolutnie nic. Co więcej, wszystko się pogorszyło i miało być jeszcze gorzej. Dowiedziałam się o jego obłudzie. Pogodziłam się ze swoją przegraną i poniżeniem. Żegnałam się na tej gali, a on wykorzystał po raz kolejny moją słabość. Byłam pewna, że więcej go nie zobaczę, a on pojawił się nagle ponownie w moim życiu i zatrząsł nim w posadach. I to w przeciągu pięciu minut. A ja nadal nie poznałam żadnej odpowiedzi. Nadal nie wiedziałam nic. Nadal byłam przegraną, a on oszustem. Co gorsze, dotarło to do mnie w momencie, w którym pchał mnie subtelnie w stronę swojego łóżka. Och Stone. Nigdy się nie nauczysz, prawda?

- Harry? - wypowiedziałam pomiędzy pocałunkami, które niemalże miażdżyły moje wargi.

- Stone? - odpowiedział i zacisnął dłonie na moich biodrach.

- Potrzebuję wyjaśnień - wyszeptałam drżącym głosem. Całkowicie mnie zignorował. Jego ruchy stały się bardziej precyzyjne. Po tym poznałam, że powrócił do swojej małej zabawy. Chciał mną zmanipulować. Właśnie teraz. Właśnie w takim momencie, a ja nie chciałam poddać się bez walki. Moje dłonie znalazły się na jego napiętym z podniecenia torsie i powstrzymały jego kolejne ruchy. Spojrzał na mnie z góry, a jego oczy były niemalże czarne z pożądania.

- Teraz? - wychrypiał jedynie.

- Tak. Teraz.

- W takim momencie? - powtórzył pytanie nie dowierzając i spojrzał znacząco w dół, a ja doskonale wiedziałam co miał na myśli. Doskonale to czułam.

Powrót Złośnicy.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz