VI. Ciemną nocą na piętrze numer trzy

260 20 1
                                    


Szła wolno, nie spieszyła się w ogóle bo i nie miała po co. Wieczór był miły, a rześkie powietrze wlewało się do posiadłości przez uchylone okna.
Zatrzymując się przed drzwiami swojego pokoju, Amanai wsunęła ręce do kieszeni próbując przypomnieć sobie, w której z nich ukryła klucz. Nie minęła chwila, gdy gwałtownie zastygła w bezruchu. Z niezmiennie wciśniętymi w kieszenie dłońmi, wolno przekręciła głowę w prawą stronę.

— Co ty sobie myślałaś? — Syknęło coś z głębi kąta.

— Proszę cię, jutro. —  Westchnęła wznawiając swoje poszukiwania.

Z ciemności wyłoniła się trupia twarz Shigarakiego - nie miał już na niej Ojca. Chmury płynęły po nocnym niebie, co chwila rzucając światło księżyca na to odpychające oblicze.

— Dlaczego zgodziłaś się na udział w akcji? — Wypluł niemal od razu.

— Myślałam, że się ucieszysz — odparła obdarzając go krótkim spojrzeniem — sama to zaproponowałam Shigaraki.

Te słowa, wypowiedziane niedbałym, spokojnym tonem rozbudziły w nim jeszcze straszniejszą złość.
Dopadł jej w jednej chwili. Błyskawicznie wysunął się z mroku i zawisł tuż nad nią, a jego wyłupiaste ślepia, jarzyły się w owej ciemności jak wściekłe, czerwone latarnie.

— Po co Amanai? Po co?! — Dyszał jej w twarz wściekłym, szaleńczym półgłosem. — Musisz doprawdy przepadać za misjami, skoro ledwo co wróciłaś, a już szykujesz się na następną... A może to nie do misji cię tak ciągnie, co? —Wycedził mrużąc zawistnie oczy. — No powiedz Amanai, mam rację? Ja wiem... — sapał nerwowo — wiem wszystko!

— Shigara...

— Nie mów tak do mnie! — Wrzasnął. — Po spotkaniu wróciłem do gabinetu bo chciałem go przekonać, że powinnaś jeszcze odpocząć. Wiesz co mi powiedział? Uważaj bo teraz hit — zapowiedział pławiąc się w sztucznej ekscytacji — wiedziałaś, że w części miasta, do której nas wysyła, są dziesiątki miernot, które zrobią dosłownie wszystko żeby zostać sprzymierzeńcami All For One? — Jego suche usta rozciągnęły się w wielkim uśmiechu, a zaraz potem z dezaprobatą uderzył się w czoło. — Och... oczywiście, że wiedziałaś. Jak mogłaś nie wiedzieć skoro sama się zaoferowałaś, aby... chwila jak on to powiedział...? — Udając zamyślenie, karykaturalnie zastukał palcem w brodę. — Mam! Aby ''móc im się lepiej przyjrzeć!''.

Śmiał się chwilę sam do siebie kręcąc z politowaniem głową gdy nagle umilkł całkowicie.
Z poważnym, właściwie tylko jemu pustym wyrazem twarzy, pochylił się nad nią jeszcze niżej.

— Szkoda tylko, że ja dowiaduję się o tym tak późno. Szkoda, że ''lepiej się przyjrzeć'' to cotygodniowe rozmowy rekrutacyjne, które będziesz przeprowadzać z nimi bez mojej obecności. Szkoda, — cedził wypluwając każde słowo z takim jadem i złością jakich jeszcze nigdy u niego nie widziała — że za każdym razem gdy wyjdę, ty będziesz sprowadzać tych wyrzutków na małe, tajne schadzki.

— Posłuchaj...

— Nie! Już nigdy nikogo nie będę słuchać! — Krzyczał zaglądając jej w oczy — Prędzej sczeznę niż się na to zgodzę!

— Ktoś musiał się tym zająć, teraz długo będę nieprzydatna. To jedyna rzecz jaką mogę zrobić. — Tłumaczyła spokojnie.

— Coś knujesz.. wszyscy coś knujecie. — Szeptał przejeżdżając dłonią po twarzy. Płaty dolnych powiek odkryły czerwone jak krew spojówki. — To nie koniec, rozumiesz? Przekonam go, a ty nigdzie się stąd nie ruszysz. — Wtem zamilkł i podnosząc na nią boleściwe spojrzenie, wyjęczał z wyrzutem — Jak mogłaś mi to zrobić?!

— Jak mogłam zrobić co? — Zapytała grobowym tonem, podnosząc na niego chłodne wejrzenie. Tomura zastygł. — Jak dzień i noc, przez sześć miesięcy, mogłam myśleć tylko o tobie? Jak znosiłam wszystkie te obrzydlistwa, tylko po to, żeby znowu móc cię zobaczyć? — Jej zakłamane oczy wypełnił wielki jak ocean smutek. — Nie wiem. Nie wiem po co to robiłam, skoro jedyne co dajesz mi teraz, to żal, że w ogóle wróciłam i nie umarłam, kiedy nadarzyła się okazja.

Osłupiały wpatrywał się w nią z niedowierzaniem, a wstyd rósł mu przed oczyma i zastępował wszelki obraz świata.

Miała wyraz twarzy podobny aniołom, które wyciosane z kamienia, zalegały stare, europejskie cmentarze.
Shigaraki drgnął, klatka piersiowa szarpnęła nim spazmą łkań.

— Amanai, ja... — wydusił drżącym głosem.

— Nie. — Odparła wymijając go.

Dobywając zagubiony klucz, szybko otworzyła drzwi i wciąż odwrócona, po cichu dodała:
— Kotori cię szuka.

Nie wiedział czy mówiła coś jeszcze, a nawet jeśli, to było ostatnie co słyszał. Zbliżał się wielki koniec, wszystko cichło i nie było już nic poza światłem, które w boskiej postaci ginęło bez krzyku za progiem.
Tomura patrzył jakby nie widział, iskry życia w jego oczach gasły.

— Nie zamykaj — wyszeptał przez ściśnięte gardło. — Nie zamykaj Amanai — wyciągając przed siebie ręce, niby to błądzący w ciemności ślepiec, pijanym krokiem dopadł do drzwi blokując ich zamknięcie.

— Wpuść mnie... n-no wpuść — Mamrotał drżącym głosem przyciskając usta do drewnianej powierzchni.

— Tenko — do jego uszu dotarł cichy, stłumiony głos — powinieneś już iść do siebie.

— Nie — zapłakał nerwowo — masz mnie wpuścić, słyszysz? Chcę wejść! — Wrzeszczał między łkaniami bez przerwy napierając na klamkę.
— Otwieraj te cholerne drzwi! — Zawył przywierając do nich całym ciałem.

Chwile mijały, a ona nie mówiła nic. Płacz Tomury przybierał postać lamentu, kolana gięły się pod nim. Nie było niczego, co zatrzymałoby tę beznadziejną, letnią noc.

— Amanaaaaai — Zaszlochał wciskając ramię do środka i wymachując ręką w powietrzu, desperacko próbował chwycić jej dłoń. — Amanai, umrę bez ciebie!

Drzwi ustąpiły. Stało się to tak gwałtownie, że napierający na nie Tomura, nawet nie spostrzegł jak w jednej chwili traci równowagę. Upadając, runął w głąb pokoju, a drzwi zamknęły się za nim na dobre.

Niepewny tego co się dzieje, wciąż szlochając uniósł oblaną łzami i potem twarz.

— Jestem zmęczona — zabrzmiało cicho z głębi pokoju. Zatrwożony wzrok Tenko szybko odnalazł Amanai. Stała ze spuszczoną głową kilka kroków dalej.

— Przepraszam — zakwilił i chwiejnie podrywając się z ziemi, zbliżył się do niej na drżących nogach. — Bardzo przepraszam Amanai — zawodził korząc się przed nią jak zawstydzone dziecko.

-— Nie chcę żebyś na mnie krzyczał i rzucał oskarżeniami. — Odparła chwytając jego odzianą w rękawiczkę dłoń.

— T-tak bardzo mi przykro — zapłakał splatając z nią palce — Wtedy w gabinecie, wydawałaś się taka szczęśliwa, a ja nic nie wiedziałem. Już rozumiem, że to przez te... te nowe zajęcie. — Iskry niezadowolenia błysnęły w jego oczach, ale szybko odwrócił wzrok. — Nie musisz się martwić. Wytrzymam, tylko... proszę Amanai... nie zapomnij o mnie bo wtedy... wtedy ja...

— Spójrz na mnie Tenko. — Przystępując bliżej, delikatnie odgarnęła mu włosy z twarzy. — Pamiętasz swoją pierwszą noc w tym miejscu? — Zaczęła cicho — To było tak dawno, jeszcze byliśmy dziećmi. — Na jej twarzy zamajaczył uśmiech.
— Właśnie przestawiłam cię Mistrzowi, a on pozwolił ci zostać. Pamiętam jaki zadowolony był gdy cię przyprowadziłam.
Dostałeś swoją sypialnię i siedziałeś w niej całe popołudnie. Martwiłam się o ciebie, wieczorem przyszłam sprawdzić jak się czujesz. Bałeś się. — Szepnęła i czule pogładziła jego policzek. — Nie chciałeś mnie puścić bo myślałeś, że już nie wrócę. Pamiętasz co ci wtedy powiedziałam? — Zapytała przysuwając się tak blisko, że poczuł jak na twarzy wykwita mu soczysty rumieniec.
— Nie wszystko zawsze będzie jasne. Jest wiele rzeczy, których nie wiesz, i o których nigdy się nie dowiesz. Ale to bez znaczenia. — Gorący oddech odbił się od jego rozedrganych warg.
— Wybrałam cię Tenko. W chwili gdy powiedziałeś, że chcesz zostać ze mną, wydałeś na siebie osąd - jesteś mój. A ja jestem twoja. Tak jak wtedy, zawsze wybiorę ciebie.

A m a n a i || Shigaraki Tomura !yandere!Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz