XVI. Zło nigdy nie śpi

35 3 2
                                    



Przeszło już dwa dni kiedy nad ranem po ustąpieniu nocnej gorączki Amanai poczuła się całkiem znośnie. Wspomnienia z wieczoru przed sypialnią Tomury przybierały w jej głowie obrazy dość zamglone lecz wciąż czytelne.
Zaspana wolno podniosła się do siadu, a okrywająca ją kołdra miękko zsunęła się na materac. Skonfundowana rozchyliła lekko wargi, nie pamiętała bowiem aby zmieniała bandaże, a oto wokół jej nóg błyskały świeże pasy z muślinu.

— Twardo spałaś — drgnęła zaskoczona. Szukając wzrokiem źródła swego przestrachu spostrzegła zaraz, jak przy otwartym oknie Dabi przeciąga oparte na parapecie ramiona.

— Dzięki — zachrypiała naciągając kołdrę. Sprawiała wrażenie całkiem zdezorientowanej, a przez to i zagubionej.

Dabi skinął głową, jego dłoń wsunęła się do kieszeni spodni
(bez płaszcza wydawał się dużo bardziej chłopięcy)
po chwili wyjął z niej paczkę papierosów i wsadził jednego do ust.

— Masz ogień? — Zapytał daremnie obmacując swoje ubranie.
Amanai zamrugała wolno, a po jej twarzy przebiegł cień rozbawienia. Nie odpowiadając spuściła nogi na ziemię i zbliżyła się.

— Ja nie mam — powiedziała ująwszy jego dłoń tak, aby jej wnętrze skierowane było ku górze.

Twarz Dabiego spochmurniała. Zirytowany zabrał rękę i tworząc na niej mały, niebieski płomyk odpalił papierosa.

— Chciałem to zrobić tradycyjnie — mruknął.

W oczach Amanai mrugały wesołe iskierki, a zmierzwione snem włosy okalały jej twarz niby jakiś poblask niebieski. Patrzyła na niego tak, jak tylko ona jedna umiała i znów uczuł to straszne ciepło.

— Jesteś moim ulubionym palaczem. —Szepnęła niespodziewanie, wydało jej się bowiem jakby ten sam ogień, który chował w dłoniach zapalał też jego duszę, a ona z kolei gorejące w oczach błękity.

Amanai uśmiechnęła się lekko i spuściła wzrok zupełnie jakby jej myśli wzleciały w innym kierunku. Wtem uczuła na skórze ciepły dotyk. Zdziwiona podniosła na niego oczy.
To spojrzenie... dobry Boże... widziała, je przedtem tylko u jednej osoby.

— Jestem... ulubiony? — Zapytał jakby hipnotycznie wpatrzony w ich ciasno splecione dłonie.

Milcząc powiodła za nim wzrokiem, jej usta poruszyły się nieznacznie lecz w tym samym momencie drzwi otworzyły się z trzaskiem.

— Amanai!

Wytrzeszczone oczy Keiko padły na stojącą dziwnie blisko dwójkę, która w tej samej chwili odsunęła się od siebie.

— A ty nie umiesz pukać? — Warknął Dabi i wkładając papierosa między wargi, zirytowany odwrócił się twarzą do okna.

— Znalazłabyś chwilkę? — Zapytała całkiem ignorując jego osobę.

Amanai patrzyła na nią w ciszy jakby nie rozumiejąc co ta do niej mówi, marszcząc brwi zamrugała szybko.

— Tak... — mruknęła — tak już idę.

Otrząsając się wyszła za Keiko na korytarz.
 
— Gorączka już przeszła? Jak się czujesz? — Zapytała z grzeczności.

— Lepiej, dziękuję.

Keiko skinęła głową i przez chwilę wydała się gryźć z myślami.

— Posłuchaj... — zaczęła ściszonym głosem — nie wiem, czy coś zauważyłaś ale z Tomurą jesteśmy od jakiegoś czasu dość blisko. Jakoś tak to wyszło — powiedziała wyraźnie zakłopotana, bez przerwy zerkając jej w twarz.
— Tamtego wieczora mieliśmy się spotkać. Gdy przyszłam... już wtedy był dość zdenerwowany, zresztą sama pewnie pamiętasz, a kiedy Dabi cię zabrał zrobiło się tylko gorzej. — Głos drżał jej rozpaczliwie, nie mogąc ustać w miejscu przestępowała z nogi na nogę.
— Próbowałam go pocieszyć, dowiedzieć się, o co w ogóle chodzi ale wykrzyczał mi w twarz, że mam się wynosić, i że nie chce mnie więcej widzieć. Pomyślałam, że może coś mi doradzisz bo znasz go znacznie dłużej, a ja nie wiem już co mam robić. Zależy mi na nim, Amanai — szepnęła przez łzy — naprawdę, okropnie mi zależy.

To mówiąc zapłakała cicho. Nie wiedziała co robić, jej błagalny wzrok uwiesił się na twarzy Amanai. Pierwsze miłości bywają niezwykle bolesne.

— No już — usłyszała przy uchu — nie płacz Keiko — mówił kojący głos.

— Nie wiem c-co robić...

— On potrzebuje czasu — Powiedziała cicho i schylając się nieco, ułożyła dłoń na jej drżącym ramieniu. — Zawsze był wybuchowy. Musi ochłonąć.

— Jak to? — Zapytała unosząc na nią zaczerwienione oczy.

— Tak już czasem bywa. — Amanai obniżyła powieki i nie przestając gładzić jej ramienia mówiła dalej.  — Nie można wskazać mu błędu nim sam go nie znajdzie. Inaczej niczego się nie nauczy.

Keiko drgnęła niespokojnie w jednej chwili przerywając przyjemny dotyk, który teraz zaczął ją parzyć.
— Co ty mówisz, Amanai? — Zapytała z przestrachem. — Trzeba z nim rozmawiać, a nie pastwić się i izolować.

Amanai przechyliła głowę. Milcząc patrzyła na nią uważnie, na jej twarzy wykwitł mały, nieco dziwny uśmiech.
— Chyba jednak sama świetnie wiesz co powinnaś robić — jej pogodny ton nieco ją przytłoczył. — Moja pomoc nie jest ci potrzebna.

Keiko pokiwała sztywno głową i niepewnie (lecz widać było, że jest jej spieszno) zaczęła się oddalać.

— Keiko! — Zawołała Amanai gdy ta odeszła już kilka kroków.
— Wiesz gdzie mnie szukać jakbyś jednak zmieniła zdanie. W razie czego ciągle jestem... blisko — Keiko zbladła — i czekam.

Nic na to nie odpowiadając odwróciła głowę i przyspieszyła kroku, jakiś paraliżujący strach zgniatał ją od środka. Czuła na plecach to piekielne spojrzenie i raz po raz odwracała się przekonana, że ta ruszy zaraz za nią.

Amanai stała jednak spokojnie z przywartym do twarzy uśmiechem, a postać jej stopniowo zmniejszała się w czerni korytarza. Tylko ta biel, z którą była zrośnięta błyskała się niebezpiecznie niby wszystkowiedzące oko, niby czubek ostrego noża.




Czas płynął, Keiko próbowała wielu rzeczy ale nic nie działało. Shigaraki prowadził Ligę ku nowym działaniom na drodze wojny z bohaterami, a potem wracał do swojej pieczary i ani myślał ruszać się z niej choćby na krok.

Dopiero późną nocą upewniwszy się przedtem, że nikogo nie ma w pobliżu, wychodził na korytarz i snuł się gdzieś między ścianami posiadłości. Jednak to zajęcie pełnił przecie ktoś inny, a i teraz nie zmienił profesji. Skwapliwie dostrzegał te nocne wędrówki, widział, że kiedy ona kładła się spać, Tomura przechodził obok jej pokoju z podkrążonymi oczami. Czając się w ciemności obserwował jak ten zatrzymuje się pod jej drzwiami i niewiadomo po co streczy tam długie minuty.

A podczas tych nocnych batalii, mniej lub bardziej świadomych, Amanai drzemała słodko. Czasem tylko poruszyła się niespokojnie lecz czy to za sprawą snu, czy może coś innego mąciło jej odpoczynek, tego słowo daję - nie wiemy.

A m a n a i || Shigaraki Tomura !yandere!Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz