XIII. Mógłbyś oddać mi mózg

27 2 3
                                    


W świece, w którym nic nie jest stałe Amanai zdobywała sympatię nowych członków Ligii Złoczyńców. Spędzała ostatnio więcej czasu przy barze i opłaciło się bo wszyscy za nią przepadali. W jej towarzystwie czas mijał inaczej, o czym Tomura wiedział już dawno przed tym, nim odkryli to inni. Niezadowolony, schodził teraz na parter i razem z nimi przepędzał tam kilka chwil dnia. Z czasem poczuł się już na tyle swobodnie aby pokazywać im swoje rozdrażnienia związane z All Mightem i całą zgrają bohaterów.

Przejawiał wielką sztukę przywódczą, manipulacja nie była mu obca. Zupełnie jakby wszystkie wpajane mu przez Mistrza wartości znalazły dla siebie zastosowanie, a wyczekiwana chwila egzaminu nadeszła. Mówił z nimi spokojnie, czasem tylko w przypływie irytacji dawał się ponieść emocjom.

W nocy rutynowo witał się z Amanai w sypialni. Raz przy wyjściu powiedziała:
— Następnym razem przypatrz się lepiej dzieciom z akademii, myślę, że jedno może być dość wyjątkowe.

Przytakując podszedł do niej szybko.
— Wychodzisz?

— Za dziesięć minut wyjeżdżam na misję, nie będzie mnie trzy dni.

Znowu pokiwał głową, nie panikował — coś było nie tak. Milcząc popatrzyła na niego mrużąc oczy.

— Co? — Zapytał nieco zdenerwowany kiedy tak wertowała go wzrokiem.

W odpowiedzi tylko uśmiechnęła się delikatnie i zaprzeczyła ruchem głowy. Niespodziewanie zbliżyła się i stając na palcach odsunęła mu włosy z czoła składając na nim miękki pocałunek. Przymknęła oczy i została tak krótką chwilę, a potem wyszła prędko bez pożegnania.



Uporała się ze swoim zadaniem znacznie szybciej niż przewidziała. Nie było to nic, co miałoby przysporzyć jej trudności, a ona czuła, że musi wracać.

Była już chwila po północy, kiedy teleportowana przez Mistrza do kryjówki, przed drzwiami swego pokoju ujrzała Dabiego. Widząc ją zbliżył się prędko, a w jego oczach mignęła złowieszcza ekscytacja.

— Chodź szybko. Powinnaś to zobaczyć. — Mówiąc to wyprzedził ją i poprowadził przed drzwi, tak dobrze znanej jej sypialni Tomury.
— Spójrz — powiedział i korzystając, że są otwarte, uchylił je bez najcichszego skrzypnięcia.

...
...
...

Tomura mówił coś bardzo cicho, jego usta nie zamykały się. Wytężając słuch usłyszała przeplatane „ciężko", ,,koniec" i ,,zostań".
Ale nie na jej kolanach leżała jego głowa. To już nie jej palce wplatały się w jego włosy, nie jej uspokajającego głosu słuchał.
Leżał zdradziecko wtulony w ciało innej kobiety.

No tak, dziś była przecież dostawa.

Jedyne co, to uchylał się przed pocałunkami wysyłając młodej sprawczyni gniewne spojrzenia świadczące, że tego wcale sobie nie życzy.
Czym było to co robił? Powtarzał z nią wszystko co wcześniej robił z Amanai, ale tym samym nie próbował niczego nowego.

Dabi widział jak ustawiona do niego bokiem nieruchomieje w jednej chwili, a jej małe jak paciorki źrenice drgają wlepione w twarze kochanków. Milcząc spoglądał na nią przepełnionym zadowoleniem wzrokiem. Wtem cofając się o krok, obróciła się nagle na pięcie i pomknęła do swego pokoju. W tej ciemności zdało się raczej jakby to biały piorun błysnął wściekle rozjaśniając mrok korytarza.

Wpadła do środka jak błyskawica, a Dabi wtargnął zaraz za nią wpychając się zanim zdążyła zakluczyć drzwi.

Przebiegając cały pokój dopadła okna i otwierając je na oścież, rzuciła się na rześkie powietrze górną częścią tułowia zwisając w dół tak, jakby zaraz miała wypaść.

Zbliżając się Dabi jedanak spostrzegł, że Amanai nadal trzyma się twardo na nogach. Jej ciężki oddech wdzierał się do jego uszu.
Wisiała w ten sposób póki kolana nie zaczęły jej drętwieć. Przyuważywszy to, wciągnął ją zbolałą do środka, tak jak czasem wciąga się wytrzepaną na werandzie pierzynę.

— Idź stąd — Zabrzmiało miękko z jej ust kiedy trzymana przez niego pod ramiona była wolno opuszczana na podłogę.

Popatrzył na nią z góry i bez słowa przysiadł na przeciw. Kilka mokrych kosmyków przykleiło się do jej czoła i policzków.

— Poświęciłam temu całe życie — Powiedziała cichym głosem unosząc znad ramienia pełen furii wzrok. Jej oczy mieniły się łzami złości. — Ukradła mi go.

— Nie ukradła niczego, co nie chciało zostać skradzione — Odparł spokojnie lecz prowokująco. Cały czas sprytnie korzystał z jej zaburzonego odbioru sytuacji. Fascynowała go ta nowa twarz.

Jej wzrok rozeźlił się jeszcze bardziej i kilka wściekłych kropel stoczyło się ciurkiem po policzku. Mogłoby się zdawać, że malując upadłego anioła, Alexandre Cabanel ujrzał go najpierw w jej postaci.

Co to był za widok, kiedy w końcu pokazała prawdziwą siebie.

— Nie podejrzewałem u ciebie aż takich skrajności — Znów zajrzał jej w oczy. Ciepłe światło wdzierało się z korytarza przez niedomknięte drzwi gdy klęczeli tak blisko siebie. Jej wykrzywiona w bólu i złości twarz wprawiała go w jednoczesny stan dziwnego podniecenia, radości i goryczy. I ostatecznie w jednej chwili czuł, że serce ma jakby wszędzie naraz.

Korzystając z sytuacji wyciągnął przed siebie dłoń i ostrożnie, acz bez skrępowania, wsunął palce w jej włosy. Przelewały się między nimi jak jedwabne nicie.

— Taka jesteś, Amanai — powiedział cicho przysuwając twarz. Jej wargi zadrżały ze złości, a z gardła wyrwało się coś na wzór krótkiego szlochu i zduszonego krzyku. Brzegi jej oczu wypełniły nowe łzy.

Och, czy właśnie takie chwile wspomina mózg nim całkiem obumrze? Jeśli tak, to do śmierci zrobiło mu się raptownie śpieszno.

Był tak blisko, że czuła na twarzy jego oddech. Łapiąc ją znów pod ramiona niby szmacianą lalkę, dźwignął silnie ku górze i wolno przeniósł na łóżko.

— Nie chcę — Zakwiliła usadzona na zmiętej, białej pościeli próbując odepchnąć od siebie jego ręce.

Milcząc popatrzył na nią cierpko po czym odsunął się nagle i padł między poduszki.

Jego oczy błądziły gdzieś po suficie, a myśli zdały się ulecieć jeszcze wyżej. Amanai wypuściła drżące westchnienie i unieruchamiając zaplamiony wzrok wolno osunęła się w dół materaca.

Leżała na boku i chłonęła w ciemności zarys jego zniszczonej twarzy. Czując to, również przewrócił się na bok. Rzęsy miała pozlepiane w śmieszne, małe trójkąty; wodna nimfa.

— Będę tu spał — Miłe zmęczenie morzyło go już tak blisko jej boku.

— Wiem.

A m a n a i || Shigaraki Tomura !yandere!Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz