X. Nocny stalker ale to nie Richard Ramirez

37 2 0
                                    



W drodze powrotnej na parter Amanai przystała w połowie kroku. Poranione nogi czasem wciąż dawały o sobie znać. Pusty wzrok padł na nasiąknięte krwią bandaże i raczył je chwilę odrętwiałym spojrzeniem. Nie chcąc tracić czasu udała się do łazienki, gdzie moment później nowe już opatrunki wtapiały się barwą w jej skórę.

Łazienka była iście szpitalna. Wyłożona starymi, białymi kaflami, bez okien, gdzie jedynym źródłem widoczności pozostawało zielone światło jarzeniówek. A te brzęcząc cicho migały co chwila, na przemian ukazując i zaciemniając odbicie w lustrze.

Korzystając z chwili samotności odkręciła kurek z wodą i nabrała jej nieco w dłonie. Niedbale obmyła twarz, następnie szyję, a na koniec kilkukrotnie przeciągnęła palcami po włosach.
Mokre ręce oparły się ciężko na obdrapanej umywalce, a podkrążone oczy podniosły wzrok na lustro.
Resztki czarnej kredki spływały jej rozpaczliwie po twarzy imitując płacz, nieprzyzwyczajona do tego widoku cierpko parsknęła pod nosem.

Włosy zaczesane wcześniej do tyłu zaczynały już powoli opadać wzdłuż policzków. Krople wody spływały po sięgających szczęki, śnieżnych kosmykach i wolno wsiąkały w jej białą sukienkę.

— Ciężki dzień? — Zabrzmiało nagle zza uchylonych drzwi.

Amanai drgnęła, nikt jej już dawno nie zaszedł w ten sposób. Mrugając wolno okręciła głowę w bok, gdzie wysoka sylwetka niedbale opierała się o framugę - w słabym świetle jarzeniówek wszystko pozostawało zaciemnione. Żarzyła się tylko, niby to dwie latarenki, para ślepi niebieskich jak letnia toń wodna.

— No co? To chyba koedukacyjny kibel. — Oświadczył wychylając głowę na korytarz by ponownie utwierdzić się o braku oznaczenia na drzwiach.

— Kurogiri nie miał się wami zająć? — Zapytała odwracając się w jego stronę.

— Świruska z nożem okazała się nieokiełznana. — Mruknął wchodząc do środka i rozglądając się po wnętrzu również podszedł do umywalki by przemyć twarz. — Jest tu jakiś balkon?

— A co? — Zapytała — Będziesz skakał?

Nie takiej spodziewając się odpowiedzi Dabi podniósł głowę i popatrzył na nią w odbiciu lustra. Usta drżały jej w małym uśmiechu, a oczy radoście migotały spod rzęs. Kilka kropel ześlizgnęło się właśnie z włosów i tworząc nowe stróżki, spływało łącząc się na brodzie w większe łezki.

— Proszę, proszę, przecież to królowa dowcipu— odparł uśmiechając się krzywo.

Jarzeniówki zabrzęczały głośniej, Amanai uniosła wzrok badając zielone światełka. Podążając za jej spojrzeniem Dabi zbliżył się nieco i stali tak chwilę wpatrzeni w obdarty sufit.
I przez jedną, tę samą chwilę było tylko brudne światło, i oni sami
i nic poza tym.

Potem wieczór zamienił się w noc. Złoczyńca spuścił wzrok, a jego dłoń wsunęła się do kieszeni płaszcza.
— To jak z tym balkonem? — Zapytał wyciągając paczkę papierosów.


Niewielki balkon z porysowaną barierką błyszczał skromnie w złotym kole księżyca. Noc była ciepła, pachnąca; w powietrzu unosił się zapach lata i kradzionych papierosów.

Dabi zaciągał się mocno. Miał w sobie pewien ponury spokój, którego czasem można dopatrzeć się u ludzi skrzywdzonych. Zdarzyło się nieraz, że wodząc wzrokiem po rozświetlonym mieście obierał jeden punkt i milcząc, długo spoglądał nań z uporem.

Amanai też nie była szczególnie rozmowna. Przyuważywszy w kącie mały taborecik strzepała cienką warstwę kurzu i nie odrywając wzroku od swego towarzysza, po cichu przysiadła z boku.

— Pierwszy raz ktoś poświęca mi tyle uwagi. — Skwitował złośliwie po czym wygodniej oparł się o balustradę.

Układając brodę na knykciach Amanai przyjrzała mu się uważniej.
— Czyżby?

— Skąd możesz wiedzieć? — Paląc dalej wlepiał wzrok gdzieś w panoramę Tokio.

— Giran mówił, że masz już trochę za uszami — zaczęła cicho — ale to podejrzanie mało, zupełnie jakbyś...

— Jakbym co? — Zapytał strzepując popiół.

— Specjalnie nie zwracał na siebie uwagi. Jakbyś... — jej oczy błysnęły dziwnie — na coś czekał.

Odejmując papierosa od ust Dabi odwrócił się w jej stronę.
— Czym właściwie się tutaj zajmujesz?

— Tym czym i ty wkrótce będziesz. — Odparła spokojnie — Tyle, że kiedy wy jesteście od rzeczy praktycznych, ja zajmuję się teoretyką.

— Brzmi jak manipulacja. — Mruknął przekrzywiając głowę. Papieros w jego dłoni zgasł i wyrzucony zniknął zaraz w odmętach nocy.
— Ty i Shigaraki chyba jesteście blisko? — zapytał złowieszczo mrużąc oczy — Nie wiem tylko, czemu robicie z tego taką tajemnicę.

Zbliżył się do niej z majaczącym na twarzy uśmiechem i spoglądając w dół gdzie siedziała tak jak wcześniej, dodał:
— Nie wiem też czemu robisz mu wodę z mózgu. To chyba dzięki tej teoretyce znalazłaś sobie praktyczne narzędzie, co? — Zniżając głos pochylił się nad nią jeszcze bardziej.
— Cóż to było za obłapianie... wiesz, tam na korytarzu.

Amanai zamrugała kilkukrotnie pusto zaglądając mu w oczy.

— Toga szybko stała się nieokiełznana, huh? — Zapytała podnosząc się z taboretu.

— To było cholernie nudne. — Mruknął wyciągając kolejnego papierosa i ponownie udał się w stronę barierki — Więc poszedłem za wami.

Amanai zaśmiała się cicho. Podchodząc bliżej wyjęła mu z ust tlącego się papierosa i opierając się o barierkę, wtłoczyła dym do płuc. Wtem przestrzeń wypełnił głośny kaszel, a ona zgięła się w pół.

— Dalej nie umiem się zaciągać. — Zakaszlała na przemian ze śmiechem.

Dabi zmarszczył brwi. Było w niej coś dziwnego. Drżące w uśmiechu wargi przybrały teraz bledszy odcień. Kiedy się śmiała ciasno zamykała oczy, a spod jej białych rzęs toczyło się kilka kropel będących skutkiem zakrztuszenia. Normując oddech uchyliła rozmigotane łzami oczy i uśmiechnęła się... zrobiła to naprawdę ładnie. Prostując się oddała mu papierosa.

— Z tobą będzie tu dużo ciekawiej, nie zawiedź mnie. — To mówiąc popatrzyła na niego jeszcze przez chwilę, po czym wolno udała się w stronę wyjścia na korytarz.
— A... i Dabi — dodała odwracając się nagle w przejściu — widać ci już odrosty.

Skonfundowany stał patrząc jak ta oddala się coraz bardziej. Nie miał odrostów, zbyt był uważny aby popełnić tak głupi błąd. Wiedziała więcej niż sądził, dlaczego więc nie czuł się zagrożony?

Och Amanai, było w tobie coś dziwnego ale on...
lubił to.

A m a n a i || Shigaraki Tomura !yandere!Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz