•• ━━━━━ ••●•• ━━━━━ ••
Już świt ubielił dachy i zgrzebną, szarą płachtą przysłonił noc i gwiazdy pobladłe, gdy ruch się uczynił w Borynowym obejściu.
Kuba zwlókł się z wyrka i wyjrzał przed stajnię — szron leżał na ziemi i szaro było jeszcze, ale już zorze rozpalały się na wschodniej stronie i czerwieniły czuby drzew oszroniałych — przeciągnął się z lubością, ziewnął parę razy i poszedł do obory, aby krzyknąć na Witka, że czas wstawać, ale chłopak uniósł nieco senną głowę i szepnął:
— Zaraz, Kuba, zaraz! — i przytulał się do legowiska.
— Pośpij se zdziebko, biedoto, pośpij! — Przyokrył go kożuchem i pokusztykał, bo że nogę miał kiedyś przestrzeloną w kolanie, kulał srodze i ciągnął ją za sobą; umył się pod studnią, przygładził dłonią rzadkie, wyleniałe włosy, co mu się były pozwijały w kołtuny, i klęknął na progu stajni odmawiać pacierze.
Gospodarz spali jeszcze, w oknach chałupy zapalały się krwawe brzaski zórz, a gęste, białe mgły zwlekały się z wolna ze stawów, kołysały ciężko i posuwały w górę podartymi szmatami.
Kuba przesuwał w palcach koronkę i modlił się długo, a biegał oczami po podwórzu, po oknach chałupy, po sadzie omroczonym jeszcze na dole, po jabłonkach, obwieszonych jabłkami niby pięście; rzucił czymściś do budy, co stała zaraz koło drzwi, w biały łeb Łapy, aż pies zawarczał, zwinął się i spał dalej.
— Ale, do samego słońca spał będziesz, jucho! — i rzucił w niego raz, drugi, że pies wylazł, przeciągał się, ziewał, machał ogonem, przysiadł w podle i jął się drapać i czynić zębami w gęstych kudłach porządek.
...I ochfiaruję ten pacierz Tobie i wszystkim świętym. Amen! — Bił się długo w piersi, a powstając, rzekł do Łapy:
— Hale! aligant jucha, wybiera se pchły kiej baba na wesele!
A że robotny był, to się zajął obrządkiem — wóz wytoczył ze stodoły i nasmarował, napoił konie i przyłożył im siana, aż parskać zaczęły i bić kopytami, a potem przyniósł z sąsieka nieco zgonin, dobrze okraszonych owsem, i wsypał to klaczy do żłobu, bo stała w gródce, osobno.
— Żrej, stara, żrej; źróbka mieć będziesz, to ci mocy trza, żrej! — Pogładził ją po nozdrzach, aż klacz położyła mu łeb na ramieniu i pieszczotliwie chwytała wargami za kołtuny.
— ...Ziemniaki do połednia zwieziemy, a pod wieczór do lasu, po ściółkę — nie bój się, ściółka letka, nie zgonię cię...
— A ty, wałkoniu, batem dostaniesz, widzisz go, owies mu pachnie, próżniakowi — mówił do wałacha, co stał obok i łeb wtykał między deski przegrody, do żłobu klaczy — grzmotnął go pięścią w zad, aż koń uskoczył w bok i zarżał.
— Hale, parob żydowski! Żreć to byś choć i czysty owies żarł, a do roboty cię nie ma, bez bata, jucho, z miejsca nie ruszysz, co?
Wyminął go i zajrzał do źróbki, co stała przy ścianie samej i już z daleka wyciągała do niego kasztanowaty łeb ze strzałką białą na czole i rżała cicho.
— Cichoj, mała, cichoj! Podjedz se ano, bo pojedziesz z gospodarzem do miasta! — Uwił kłak siana i wyczyścił jej bok zawalany. — Tyla klacz, że już do ogiera czas, a świniaś. Utytlesz się zawdy kiej maciora — pogadywał wciąż i poszedł do chlewów wypuścić świnie, bo kwiczały, a Łapa chodził za nim i zaglądał mu w oczy.
— Zjadłbyś i ty, co? To naści–że chlebaszka, naści! — Wyjął zza pazuchy kawałek i rzucił, pies pochwycił i schował się do budy, bo świnie ano leciały mu wydrzeć.

CZYTASZ
Chłopi | 𝐖. 𝐑𝐞𝐲𝐦𝐨𝐧𝐭
Tarihi KurguNajbardziej znana powieść Władysława Reymonta, epopeja chłopska, ukazująca polską wieś na przełomie XIX i XX wieku. Autor portretuje cały rok pracy na roli, wprowadzając czytelnika w świat wiejskiego folkloru. Życie mieszkańców Lipiec toczy się w zg...