12. magic

520 34 8
                                    

 - Wszystko to jakieś podejrzane, Y.N. - powiedziała - Ta moja wizja. Była tam moja przodkini. Szukałam tej książki co mówiłaś, nie ma nigdzie.

- Postaram się jej poszukać w pewnym miejscu.. - powiedziałam do Wednesday - Musze iść, jeśli czegoś się dowiem przyjdę ewentualnie wyślę gołębia - zaśmiałam się i zbiegłam do miejsca spotkań wilczych jagód. Pstryknęłam dwa razy, przez co wejście się ukazało.  Powoli zeszłam ze schodów, ponieważ raz już z nich zleciałam. Dobrze wiem o jaką książkę mogło chodzić. Obecnie poszukujemy dwóch, jedną z wizji dziewczyny i jedną Rowana. Widziałam tą książkę tutaj na stojaku. Teraz leży puste miejsce, czy to możliwe by tutaj wszedł? Przecież nie był w tym stowarzyszeniu, które jest TAJNE. 

- Co tutaj robisz? - spytała Bianca,  

Bardziej mnie zastanawia co ona tutaj robi, przecież nie ma dzisiaj spotkania

- Mogę tutaj wchodzić, zasady się nie zmieniły. Członkowie z grupy mogą wchodzić kiedy chcą, prawda? - Smutno mi, była moją przyjaciółką a teraz traktujemy się jak obce. - Musimy pogadać, nie sądzisz?

- Nie mamy o czym, chcę byś wiedziała że na następnym spotkaniu rozważymy to czy masz opuścić naszą grupę. 

- Co? Żadnych zasad nie złamałam!- Zaczęłam podnosić głos. 

- Nie? Ostatnio zaczęłaś sprawiać problemy, szeryf i tak dalej zaczęli interesować się szkołą z powodu twoich wymysłów jak i tej gotki. 

- Wymysłów, czy ty siebie słyszysz? On naprawdę umarł, a ja byłam tego cholernym świadkiem. Nie wiesz jak się czułam, gdy widziałam jak go rozrywa i jak się bałam, że kolejna będę ja! - Obie kłóciłyśmy się, ale to dobrze może ona coś zrozumie dzięki temu. - A ty,  jako przyjaciółka która widziała, że nie jest ze mną najlepiej.. nie zapytałaś, nie przyszłaś. Czasem warto schować urazę do kieszeni, wiesz? Byłaś ważną osobą dla mnie, nadal jesteś i gdybym widziała że nie jest okej to bym przyszła.  - zauważyłam, że członkowie zaczęli się zbierać. Aha, czyli zrobili spotkanie i nic mi nie powiedzieli. Super.  - Miłego spotkania, odchodzę. Nie musicie żadnych debat już robić. Przyjdę tu jeszcze z dwa razy, chyba mogę? 

Nie czekając na odpowiedź wyszłam, przez przypadek walnęłam w ramię Kent'a. Nie zwracając uwagi na to szybko wyszłam. 

Nie rozumiem czemu nawet Xavier mi o tym nie powiedział. Chociaż nie musiał, spotkania mamy ustalane SMS-owo. Czyli Barclay ominęła mój numer. 

Jutro mamy dzień pomocy zamiast zajęć szkolnych, będziemy wspomagać Jericho.  Dzień pielgrzyma, oby tamte małe "aniołki" nam się na drodze nie przytoczyły.  Mam nadzieję, że trafię na dom pielgrzyma. Myślę, że tam może być odpowiedź na moje i Addams pytania. 

- Hej - usłyszałam

- Pukać nie potrafisz? - zapytałam  Xaviera

- Czemu odeszłaś? - olał moje pytanie i usiadł na łóżku. Usiadł to mało powiedziane, on się rozwalił. 

- Bo tak. - w momencie którym przyszedł byłam zajęta rysowaniem przy biurku. Więc kontynuowałam zajęcie z przed dwóch minut. Słyszałam jak wzdychnął. Problemem mojej osoby i jego ( co zauważyłam) jest to, że nie potrafimy być źli na siebie. - Bianca i tak chciała to zrobić, więc ułatwiłam jej to. Nie ma po co przychodzić gdzieś, gdzie nie jest się zaproszonym. 

- Oj, nie wiem co jej się dzieje. Może to przez sytuację z mamą? 

- Nieważne to już. Mam nadzieję, że zmądrzeje i się pogodzimy. - powiedziałam jakby do siebie. - Idziemy razem na bal, prawda? 

leaving tonight // Xavier Thorpe Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz