04 ŁAŃCUCHY

128 12 46
                                    

Przeznaczenie to bardzo zabawna rzecz. Kiedy byłam mała nie do końca w nie wierzyłam – nie mogłam pojąć dlaczego czyjeś życie i wybory miały być z góry mu narzucone. Co za tym idzie w  przepowiedniach wiele sensu też nie widziałam. Wydawały się po prostu bardziej mistycznie brzmiącym i gdzieś zapisanym przeznaczeniem. Nie rozumiałam dlaczego ktoś chciałby mieć zapisany los na kartce papieru.

Mój brat, Morro, był inny. On chciał być ważny. Nie wiem, może wynikało to z naszej przeszłości, ale miałam wrażenie, że chciał wierzyć, że jego historia może skończyć się dobrze – pomimo tego iż dobrze się nie zaczęła. I może początkowo odnaleziony komfort w tej myśli zamienił się w obsesję i ambicję. A potem w złość, kiedy zorientował się, że... no cóż, to jednak nie było jego przeznaczenie i nie jego walka do wygrania. Może był tak zapatrzony w wizję bycia Zielonym Ninja, że nie pomyślał, że może istnieć inna droga do bycia spełnionym?

Ale tego już się nigdy nie dowiem.

Nie zadawałam pytań, kiedy pewnego razu zdenerwowany przeszedł przez drzwi klasztoru, krzycząc do swojego mistrza, że jeszcze mu udowodni, że przeznaczenie było w błędzie. Jedyne co zrobiłam, to wzięłam księgę, którą przeglądałam (wtedy nawet nie miałam pojęcia, że to była księga zaklęć) i poszłam za nim.

Może gdybym pomyślała wtedy dłużej niż pięć sekund, udałoby mi się go przekonać do powrotu i wszystko wyglądałoby inaczej. Ale niestety, po prostu zaakceptowałam jego decyzję – w końcu był moim starszym bratem. Na pewno miał rację i robił słusznie! Wcześniej świetnie sobie radziliśmy sami i wcale nie potrzebowaliśmy tego klasztoru do szczęścia.

Morro nie był zachwycony tym, że za nim poszłam i próbował mnie odesłać. Mogłam i tamtym razem go posłuchać.

Może... może nie zginąłby wtedy w tamtej jaskini.

Ale stało się. Odszedł a ja dostałam jego moce wiatru, o które wcześniej byłam zazdrosna.

Ale w tamtym momencie niczego nigdy nie chciałam mniej. Nienawidziłam ich, były jak przypomnienie, że Morro już nie ma.

Kolejne lata spędziłam na próbach przywrócenia go do życia. Nawet, kiedy byłam w Szkole dla Niegrzecznych Dzieci nie przestałam o tym myśleć. Chociaż były momenty, kiedy zastanawiałam się czy nie porzucić tego celu. W końcu w tej szkole byłam... w miarę szczęśliwa. Spotkałam wtedy jedyną (poza moim bratem) osobę, którą mogłabym nazwać przyjacielem. Nigdy nie powiedziałam mu o mojej przeszłości i o tym co chciałam zrobić. Chociaż pewnie się domyślał, że coś było ze mną nie tak, skoro dziwiły mnie wszystkie technologiczne nowości. W końcu kiedy opuszczałam Ninjago, ta kraina wyglądała inaczej. Ale też, może przeceniałam jego umiejętności skoro byliśmy w złej szkole, mieliśmy jakieś dziesięć lat a wokół nas były dużo dziwniejsze rzeczy.

Ciekawiło mnie co on teraz robił. Wątpiłam, żeby został jakimś groźnym złoczyńcą, bo mimo jego korzeni wydawał mi się... dobry. Ale też mogłam mieć zaburzony obraz świata, bo jak zaznaczyłam, byliśmy w szkole dla złych dzieci. Plus było dużo rzeczy, których nie uznawałam jako stu procentowo złe (jak kradzież).

Niestety, nawet kiedy żartowaliśmy sobie i świetnie się bawiliśmy dokonując jakichś mało poważnych nielegalnych aktywności (jak deptanie trawników w niedozwolonych miejscach) gdzieś w tle nadal myślałam o moim bracie i tym, że... nie było go. A zielone pasemka we włosach, które widziałam za każdym razem, kiedy patrzyłam na swoje odbicie przypominały mi o niechcianych mocach.

Dlatego kiedy pewnego dnia w szkolnej bibliotece (były tam rożnego rodzaju księgi, które mogły być uznane za nielegalne czy nawet szkodliwe (może znalazłabym tam jakąś z zaklęciami)) natrafiłam na wzmiankę o Smoczym Trójzębie i tym co potrafił, wiedziałam, że musiałam odejść.

TEORIA CHAOSU | lego ninjagoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz