07 WSZYSCY DIABLI

117 9 61
                                    

— Kupiłaś wszystko, co miałaś? — głos Emery dotarł do moich uszu w momencie, w którym tylko przekroczyłam próg, na co przewróciłam oczami.

Wracałam właśnie ze sklepu. Trzeci raz tamtego dnia, bo za każdym razem zapominałam czegoś, co było nam niezmiernie potrzebne do funkcjonowania (w mniemaniu Emery). Zgodziłam się na to bieganie w kółko tylko dlatego, że sklep był blisko.

— Tak, Emera. Tym razem już nie zapomniałam wziąć tej kartki z zakupami — mruknęłam, kładąc reklamówki na podłodze przy drzwiach.

Już mnie trochę ręce bolały od trzymania ich i wnoszenia na drugie piętro. W naszym bloku nie było windy przez co musiałam zasuwać po schodach. Zazwyczaj mi to nie przeszkadzało, bo to nie było aż tak wysoko, ale wtedy naprawdę ucieszyłaby mnie winda. Trzy razy...

Ale nie mogłam narzekać – tym bardziej, że to był mój pierwszy własny dom. To naprawdę było miłe uczucie, mieć gdzie wracać.

Dobra, teoretycznie to był dom Emery, ale po dwóch miesiącach mieszkania w nim po prostu... czułam jakby był mój. I zbytnio nie chciałam myśleć o tym, co się stanie, kiedy Emera w końcu zabierze swój Trójząb i odejdzie. Potrząsnęłam głową.

— Hej, oszustko, przynieś mi to do kuchni! — Po tych wszystkich miesiącach nadal jednak nie zrezygnowała z nazywania mnie tak.

Już mi to w sumie nie przeszkadzało i chyba bardziej bym się zdziwiła, gdyby powiedziała mi po imieniu. Albo zestresowała, bo może wtedy to oznaczałoby, że miałam kłopoty.

Emera brała skądś pieniądze. Nie byłam do końca pewna skąd właściwie – kiedyś powiedziała, że przez te wszystkie lata życia zdążyła uzbierać wystarczającą ilość i po prostu używała smoczej magii, by przywołać je do siebie ze swojej jaskini. Siva powiedziała, że doprowadzimy tak do inflacji, ale nie wiedziałam co to inflacja, więc mało mnie to obchodziło.

Weszłam do kuchni z zakupami i położyłam je na stole.

— Jak tam im idzie wyrabianie twojej legitymacji szkolnej? — Emera zaczęła rozmowę, wyciągając jednocześnie zakupy i wkładając je do półek.

No tak. Legitymacja. Ta rzecz, przez którą spędziłam dwa miesiące na nauce.

Szczerze mówiąc, to nie było to aż takie złe. Fajnie było dla odmiany stresować się wynikiem egzaminu wstępnego a nie tym czy uda mi się przywrócić brata do życia lub dożyć kolejnego dnia.

Zdałam – co prawda tym minimalnym wynikiem i gdybym miała chociaż punkt mniej, to nie przyjęliby mnie. Ale jak na fakt, że to była nauka w przyspieszonym tempie, byłam z siebie zadowolona. Chociaż nie pamiętałam już większości rzeczy, które Siva mi tłumaczyła.

— Nadal mi jej nie wyrobili, więc w ramach protestu nie będę przynosić długopisu przez kolejny tydzień — odpowiedziałam.

— Po prostu znowu zapomniałaś go kupić a nie chce ci się iść do sklepu po raz kolejny, oszustko.

Złapałam się za serce i spojrzałam na nią urażonym wzrokiem. Jak ona mogła mnie posądzać o takie rzeczy!

Dobra, była to prawda, ale nadal.

Żarty, żartami, ale ta legitymacja trochę mnie zablokowała. Co prawda, nie spieszyło mi się już tak bardzo do odzyskiwania księgi zaklęć, ale... Nie no, żart. Może nie była mi już tak bardzo potrzebna, kiedy wiodłam raczej spokojne życie, ale jednak wolałam jakąś znaleźć jak najszybciej. Nie rozwinęłam się zbytnio, jeśli chodziło o moce wiatru a moja ogólna sprawność trochę spadła przez to, że nie musiałam już walczyć codziennie o życie. Nie to, żeby to było złe. Ja tylko czułam się trochę... bezbronna. Fakt – tamta ruda nie nawiedziła mnie już w snach ani razu od tamtego dnia i przez chwilę zastanawiałam się czy ona w ogóle istniała, czy ja po prostu naprawdę byłam bardzo zmęczona. Jednakże czasami miałam wrażenie jakby mnie obserwowała i po prostu czekała na odpowiedni moment. Nawet parę razy wydawało mi się, że widziałam ją za rogiem! Jednak zawsze jak patrzyłam drugi raz, nie zobaczyłam już nic. Może to były zwidy.

TEORIA CHAOSU | lego ninjagoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz