Prolog

7K 147 3
                                    

Szłam szerokim korytarzem eleganckiej rezydencji. Przepych aż bił po oczach pokazując ogromny majątek jednego z polityków. Wszystko wydawało się jeszcze bardziej wypolerowane jak zazwyczaj. Ozdoby błyszczały tak bardzo, że aż raziły w oczy. Dziwnym było, że właścicielom posiadłości udało się je upchnąć pomiędzy antykami i ręcznie malowanymi portretami rodziny cokolwiek więcej, co pokazywałoby ich wysoki status.

Skrzywiłam się na widok obrazu przedstawiającego całą rodzinę. Stali sztywno w wyznaczonych pozach, a na ich twarzach widniały wymuszone uśmiechy. Zwłaszcza mogłam to zauważyć na twarzach dzieci. Przymuszone do godnego reprezentowania rodziny i pilnowania reputacji, pozbawione w większości głosu nie miały zbyt wielu powodów do szczęścia. Mogły tylko ćwiczyć by ich uśmiech wyglądał szczerze. Dzieciom przedstawionym na obrazie zdecydowanie to jeszcze nie wychodziło.

Po kilkunastu minutach błądzenia korytarzami dotarłam wkońcu do łazienki. Była ona jak reszta domu. Urządzona w barokowym stylu, pełna złotych ozdób, niepotrzebnych rzeźb i płaskorzeźb przedstawiających najprawdopodobniej jakieś dzieje z XVI wieku.

Po załatwieniu potrzeby stanęłam jeszcze na chwilę przed lustrem by poprawić ciemnoróżową szminkę, którą w większej części już zlizałam po wizycie przy szwedzkim stole z przekąskami. Nagle usłyszałam męskie głosy. W sumie nic dziwnego, obok była toaleta dla panów. Spojrzałam w górę widząc ukrytą kratkę wentylacyjną. Na nieszczęście to właśnie dzięki niej byłam w stanie usłyszeć co dzieje się w sąsiednim pomieszczeniu.

- Myślisz, że to dobry pomysł?

- A co innego można zrobić? Nie mamy na niego żadnego haka. Jego ludzie są albo dobrze opłacani albo zbyt się go boją by puścić farbę.

- To będzie brudna robota. Nikt nie może się dowiedzieć, bo inaczej będziemy skończeni.

- Myślisz, ze tego nie wiem? Niby dlaczego nie komunikujemy się ze sobą inaczej niż na pozornie przypadkowych spotkaniach?!

- Racja, źle sformułowałem wypowiedź. Chodzi o to by kret nie miał z nami żadnego kontaktu. Niech nawet nie wie, że wiemy o jego istnieniu.

- Spokojnie, pomyślałem o tym. Gdy już wejdzie w łaski Masona Westa da nam potrzebne informacje by zdjąć go z planszy.

- Musimy tylko wymyślić sposób, by smierć wyglądała naturalnie.

- Mamy na to jeszcze trzy miesiące...

Nie mogę w to uwierzyć...
W tym momencie bezwiednie zrobiłam krok do tylu uderzając plecami w drzwi od kabiny toaletowej, co wywołało głuche stuknięcie.

- Co to było?

- Ktoś jest chyba w pomieszczeniu obok.

- A czy po tej stronie nie jest czasem damska toaleta?

Słysząc te słowa wybiegam z damskiej toalety jak poparzona. Całe szczęście od razu za toaletą znajduje się zakręt w prawo, więc mnie nie dostrzegą. Słyszę za sobą huk drzwi.

Wyszli.

Gonią mnie.

Próbuje biec najszybciej jak mogę w tych cholernych szpilkach. Co chwile skręcam w prawo lub w lewo w plątaninie korytarzy. Nagle widzę otwarte drzwi. Wbiegłam tam i staram się jak najciszej je zamknąć. Wstrzymuje oddech próbując go uspokoić, by nie usłyszeli mojego dyszenia.

- Uciekła?

- Chyba tak, albo musiała się gdzieś ukryć.

- Sprawdźmy drzwi. Ja po prawo ty po lewo.

Zaciskam powieki próbując wymyślić cokolwiek by nie odkryli, ze tu jestem. Po chwili rozglądam się gorączkowo po pomieszczeniu szukając miejsca by się schować. Na moje nieszczęście to jakaś spiżarnia. Są tu tylko szafki ze słoikami, zza których i tak będzie mnie widać. Zanim zdążę wymyślić coś innego słyszę kroki za drzwiami.

Łapie za klamkę i zapieram się nogami o ścianę, by mężczyzna nie otworzył drzwi. Ten na szczęście tylko łapie za klamkę i delikatnie szarpie drzwiami. Z całych sił ciągnę klamkę w swoją stronę i próbuje nie wydać żadnego stęknięcia. Po chwili męższczyzna odpuszcza uznając pewnie drzwi za zamknięte idzie dalej. Wypuszczam z ulgą wstrzymywane powietrze.

Odczekuje jeszcze kilkanaście minut zanim powoli wychylam głowę zza drzwi. Po upewnieniu się, że teren jest czysty wracam na sale. Nie mogę sie już jednak na niczym skupić, dlatego udaje ból głowy i tłumacząc się tym, że w domu mam specjalne tabletki na takie migreny udaje mi się opuścić bankiet. Teraz muszę tylko jakoś poinformować ojca o planowanym zamachu na jego życie...

Ochroniarz Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz