13

199 10 2
                                    

***

Miłość jest dziwnym uczuciem. 

Jeśli jest szczera, prawdziwa, a co najważniejsze odwzajemniona- powoduje, iż człowiek czuje, że ma energię i siłę, aby zmierzyć się z każdą przeciwnością losu. Sprawia, że przestaje mu przeszkadzać padający deszcz, bądź to, że nie dostał obiecanego awansu w pracy na rzecz kogoś innego.  

Natomiast jak wiadomo, medal ma dwie strony, a miłość do wyjątków nie należała. 

Tą gorszą odsłoną było między innymi to co odczuwał Mick. Niemiecki kierowca czuł dziwną, nieznaną mu wcześniej, pustkę, której nie miał czym i nie potrafił wypełnić. Od wydarzeń, które przekreśliły jego przyjaźń z Madison minęło kilka tygodni. Przez ten czas usiłował wyprzeć Monakijkę z głowy, jednak z marnym skutkiem. Widok jej wraz z kierowcą Ferrari występującym z numerem szesnaście, powodował nieprzyjemny uścisk w jego klatce piersiowej. Czuł jakby ktoś wyrwał mu serce i pozostawił po nim nadal krwawiącą ranę. 

Nie potrafił znaleźć sobie miejsca, mimo, iż Monakijka rzadko bywała u niego w Maranello, czuł jakby mieszkanie przesiąkło jej obecnością. Każda najmniejsza rzecz przypominała mu o niej. Powoli zaczynał mieć wrażenie, że popada w paranoję, że wszędzie ją widzi. 

Jeżeli dwanaście lat temu wiedziałby do czego doprowadzi znajomość z Chevalier, zastanowiłby się dwa razy.

Cierpiał przez przyjaźń z Monakijką, a to przez własne tchórzostwo. Może jeśli przyznałby jej się do swoich uczuć wcześniej, obecnie wszystko wyglądałoby inaczej? Może odwzajemniłaby jego uczucia? Może byliby razem? Nie wiedział jak wyglądałoby jego życie  i jedyne co pozostawało mu to spekulacje, które powodowały, iż załamywał się jeszcze bardziej.

Jego telefon leżał wyłączony w plecaku, z którym jeździł na wyścigi. Wiedział, że dodatkowo rozpraszałby go, a zależało mu, aby wypaść jak najlepiej podczas Grand Prix Wielkiej Brytanii. Po sprincie oraz poprzedzających go kwalifikacjach mógł rzec jedno- nadal nie był w stanie walczyć z czołówką, a co za tym szło, również z partnerem swojej ukochanej, któremu chciał pokazać, że jest od niego lepszy. Żeby tak się stało to chyba cała pierwsza dziesiątka musiałaby odpaść, a to oznaczałoby istny karambol. 

Mick miał świadomość, że nie potrafił dorównać Charlesowi, jednak wkurwiał go fakt, iż to Monakijczyk był z Madison, a nie on

**

W wyścigu nie poprawił swojej pozycji. Jak wystartował z osiemnastego miejsca, tak na nim skończył. Był wściekły sam na siebie, gdyż o dziwo potrafił się zgrać z bolidem, który zazwyczaj był nieprzewidywalny i nie mógł być pewien, że na następnym wyścigu będzie sprawował się on identycznie jak na wcześniejszym. Pojazd był tykającą bombą, a Mick nie chciał być jej ofiarą. 

Wystarczało mu bycie ofiarą własnych uczuć, które wyniszczały go każdego dnia. 

Widok Monakijki na terenie padoku powodował bolesny ścisk w jego klatce piersiowej, szczególnie kiedy widział do kogo posyła uśmiech. Niemiłosiernie wkurwiał go kierowca Ferrari, który był niestety jej partnerem. 

Nie potrafił zaakceptować swojej porażki i może w tym tkwił problem? Mistrz Formuły 2 z ubiegłego sezonu nigdy nie dostał kosza od kogokolwiek, gdyż przez cały okres nastoletni, a także po nim, nieszczęśliwie podkochiwał się w Chevalier, po cichu licząc, iż kiedyś rozstanie się z Leclerkiem. Tak się jednak nie stało. 

- Maddie, możemy porozmawiać?- spytał brunetki, gdy zauważył, że w jej pobliżu nie ma Monakijczyka, który zajął tego dnia drugie miejsce.

- Nie mamy o czym. Pierw posądziłeś mojego narzeczonego o to, że mnie pobił, a potem wyskoczyłeś mi z tym, że mnie kochasz. Nie sądzisz, iż to z lekka popierdolone? Przyjaźniliśmy się dwanaście lat, a ty... Ty to zniszczyłeś. Nigdy nie dawałam ci znaków, abyś mógł pomyśleć o tym, że połączy nas coś więcej niż przyjaźń, Mick. 

Patrzył w zawiedzione oczy brunetki. Był świadom, iż spieprzył wszystko na własne żądanie. Mógł siedzieć cicho i nadal podkochiwać się w Monakijce, ale móc z nią rozmawiać. Obecnie nadal ją kochał, lecz ona nie chciała z  nim rozmawiać. Bolało go to, ale musiał się z tym pogodzić. 

- To wszystko czy coś jeszcze chcesz?- zapytała Chevalier, poprawiając na sobie bluzę, aby osłonić się przez wiatrem, który wiał coraz mocniej. 

- Nie...

Odeszła. A on nic na to nie mógł poradzić. Nadszedł moment, w którym ich drogi najwidoczniej musiały się rozejść. Los tak chciał.

I to go najbardziej bolało.

*

Popatrzyła na ulewę, która zniechęcała wszystkich do opuszczenia hotelu. Czuła dziwną ulgę, po rozmowie z Schumacherem. Może złamała mu serce, ale nie potrafiłaby udawać, iż wszystko jest w porządku, gdy tak nie było. 

Nie miała pojęcia co Mick myślał sobie w chwili, w której uznał, że powiedzenie jej tego co czuje jest odpowiednie, ale podejrzewała jedno. Nie takiego obrotu spraw się spodziewał. 

Jednak wiedziała, iż nie byłaby w stanie pokochać go inaczej niż brata, gdyż stawiała go na równi z Mattheo. Był jej przyjacielem, bratem z innych rodziców. Nikim więcej. Nigdy nie popatrzyła na niego w odmienny sposób. 

Przeżyła wraz z nim niezliczoną ilość sytuacji, o których dobrze, że rodzice nie wiedzieli, a w szczególności jej matka. Podobnie było z Arthurem, którego traktowała za to jak młodszego brata. To co wydarzyło się w ich paczce, zostawało w niej. Ona, Thia, Charles, Arthur oraz Mick stanowili zgraną grupę, choć jak widać, był im pisany rozpad, aczkolwiek nie do końca jasny dla wszystkich.

Ale jak miała obecnie spojrzeć w twarz Schumachera, po tym co jej wyznał?  Nie była w stanie przebywać w jego towarzystwie, wiedząc co ten czuje. 

Usłyszała trzask drzwi od łazienki, a chwilę później poczuła, jak przez jej talię przerzucona zostaje ręka. Uśmiechnęła się pod nosem, bo wiedziała, iż jest w swojej strefie komfortu, iż nie musi się niczym obawiać, bo była przy tym, z którym planowała spędzić resztę życia.

I w głębi serca wierzyła, że Mickowi również uda się odnaleźć osobę przy, której będzie czuł się w taki sposób. Przy której nie będzie się stresować najważniejszym wyścigiem, przy której będzie potrafił pozwolić sobie na chwilę słabości, przy której będzie sobą. 

Ona taką osobę posiadała. Był nią szatyn, który obecnie leżał po jej prawej stronie lekko przysypiając. Może zdaniem wielu prysznic pobudzał, ale po wyścigu Monakijczyk mógłby wziąć nawet najzimniejszy prysznic, a i tak zasnąłby momentalnie. Choć był jeden warunek, musiał czuć się komfortowo w miejscu w jakim był i co najważniejsze z kim był. 

- Kocham cię- mruknął sennym tonem Charles, mocniej obejmując brunetkę. 

- Też cię kocham- odpowiedziała, uśmiechając się pod nosem. 

Wiedziała, że podjęła właściwą decyzję. 

Była pewna, iż w życiu Schumachera również zawita ktoś, kto będzie jego motorem napędowym do działania.

***

Mamy kolejny. 

Co sądzicie?

Koniec jest bliski.

You're still in my heart| Ch.Leclerc/M.SchumacherOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz