Prolog

1.2K 121 35
                                    

— Nie możesz odejść — wykrzyczał i chwycił mnie za ramię. — Nie poradzę sobie bez ciebie.

Robił to za każdym razem, zawsze kiedy straszyłam go odejściem, on robił wszystko by do tego nie dopuścić. Tym razem było jednak inaczej, bo ja już nie chciałam go straszyć. Ja naprawdę chciałam odejść. Byłam pewna swojej decyzji. Byłam zmotywowana do tego, żeby w końcu postawić na siebie, swoje zdrowie psychiczne, jak i fizyczne. Od pieprzonych trzech lat nic się nie układało, każdego dnia walczyłam o przetrwanie. To pojebany syndrom sztokholmski. Kochałam swojego oprawcę, jakkolwiek to brzmi.

Po namyśle odwróciłam się do niego i spojrzałam prosto w jasnoniebieskie oczy, w których widniał strach, ale i pewność, że i tym razem zostanę.

— Mogę odejść i proszę nie utrudniaj mi tego — przełknęłam ślinę przez palące się od suchości gardło. — Puść mnie Jack...

Nachylił się nad moim uchem i ścisnął mocniej moje ramie, które i tak pulsowało już od bólu. Starałam się być opanowana mimo, że targały mną silne emocje. Nie mogłam dłużej tkwić w piekle, jakie mi urządził ten człowiek.

— Pożałujesz tego Williams — syknął. — Najpierw zniszczę ci życie, a później cię zabije — odepchnął mnie, po czym wyszedł w popłochu trzaskając drzwiami.

Osunęłam się po ścianie i dałam upust wszystkim emocjom. Łzy w przerażającym tempie spływały po moich policzkach. Tym razem nie były to łzy smutku, lecz niesamowitej ulgi, która wypełniała moje serce radością i nadzieją na lepsze jutro.

Byłam jednak głupia myśląc, że dam radę naprawić siebie w kilka chwil, bo przecież on niszczył mnie latami.

The mess between usOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz