Determinacja

371 42 11
                                    


Minął tydzień, a ja nie potrafiłam się pozbierać. Wiedzialam, że powinnam coś z tym zrobić, że powinnam powiedzieć Elizabeth. Jednak moja podświadomość szeptała mi do ucha zupełnie coś innego. Przez te wszystkie dni siedziałam głównie w swojej sypialni i myślałam, co zrobić, żeby Jack dał mi spokój. Jedyny pomysł, jaki narodził się w mojej głowie było morderstwo, ale to niestety nie wchodziło w grę. Wiedziałam, że byłam na straconej pozycji i musiałam przystać teraz na jego warunki. Wielu radziłoby powiedzieć o tym mamie, siostrze, czy po prostu pójść na policję. Problem w tym, że raz już tak postąpiłam i nie wyszłam na tym najlepiej.

— Nicky, musisz w końcu wyjść do ludzi — powiedziała twardo Noemi. — Złe dni nie mogą tyle trwać! — Podniosła głos i wyrzuciła ręce w powietrze. — Spójrz — odsłoniła zasłony w mojej sypialni — jest lato, Nicky! Mamy wakacje i błagam rusz się w końcu i zróbmy coś — trajkotała bez końca.

Wiem, że chciała dobrze i byłam jej za to ogromnie wdzięczna, ale myśl, że Jack może czekać na mnie za rogiem, po prostu mnie paraliżowała. Nie przerobiłam w głowie jeszcze całej tej sytuacji i nie wiem, co mam z tym wszystkim zrobić. Kolejny raz strach ze mną wygrywa, a ja poddaje mu się bez jakiejkolwiek walki. Rooth rozdaje karty, a ja muszę w nie grać, czy tego chcę, czy nie.

— Co chciałabyś robić? — zapytałam i rzuciłam jej beznamiętne spojrzenie. — I z kim?

— Wszystko zorganizuje, a ty niczym się nie martw — szeroki uśmiech ozdobił twarz mojej siostry. — Nie pożałujesz! — klasnęła w dłonie i skocznym krokiem wyszła z mojej sypialni.

— Już żałuję! — krzyknęłam, po czym zakryłam twarz dłońmi, przecierając zmęczone oczy.

Przez cały ten tydzień prawie nie spałam, leżałam w łóżku i jedynie egzystowałam, wgapiając się w sufit. Co jakiś czas sprawdzałam, czy aby na pewno drzwi balkonowe były zamknięte. Przerażała mnie myśl, że ten potwór był w mojej sypialni i to, że mógł wejść tu po raz kolejny. Miałam świadomość tego, że w końcu muszę się pozbierać i zacząć myśleć logicznie, ale strach przez Jack'iem paraliżował mnie do granic.

Odsunęłam jednak od siebie te myśli i powolnym krokiem ruszyłam do łazienki. Wzięłam zimny prysznic, żeby choć trochę się orzeźwić. Starałam się zająć myśli czymś przyjemnym, ale ostatnio w moim życiu mało było tych dobrych rzeczy, więc siłą rzeczy nadal myślałam jak pozbyć się Rootha z mojego życia. Owinęłam ciało ręcznikiem i podeszłam do lusterka. Beznamiętnie wpatrywałam się w lustrzane odbicie. Brązowe oczy były przepełnione pustką, takie nijakie i bez wyrazu. Wzięłam głęboki oddech i z szuflady wyjęłam kosmetyki, którymi zrobiłam lekki makijaż, podkreślając jedynie rzęsy, brwi i kości policzkowe.

Po czterdziestu minutach gotowa czekałam na Noemi w salonie. Nate oglądał jakiś cenny film, na który co jakiś czas zerkałam. Kochałam mojego brata, ale gust do muzyki i filmów miał kiepski.

— Nicky, będziecie na kolacji? — głos rodzicielki rozniósł się po salonie. — Zaprosiłam Davida.

— Wychodziny — posłałam jej przepraszające spojrzenie — ale Nate na pewno z chęcią wam potowarzyszy!

Morderczy wzrok mojego braciszka nie robił na mnie żadnego wrażenia, więc jedynie prychnęłam śmiechem i wystawiłam mu środkowy palec. Elizabeth westchnęła ciężko i pokręciła głową. Wiedziałam, że tej kobiecie po prostu brakuje już cierpliwości do trójki diabłów, które spłodziła. Zawsze powtarzała, że wszystkie złe cechy odziedziczyliśmy po ojcu, co właściwie było niezaprzeczalną prawdą, bo Elizabeth Williams była aniołem.

— Idziemy? — Noemi zeskoczyła z ostatniego schodka, po czym ruszyła w moją stronę.

— O północy macie być w domu — nakazała mama, grożąc nam palcem. — Aha, i Noemi... — spojrzała na dziewczynę. — Nie przesadź z alkoholem.

The mess between usOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz