Dno

306 34 27
                                    


   Siedząc na pniu drzewa, zastanawiałam się, kiedy zaczęłam darzyć sympatią tego chłopaka. Początkowo był dla mnie chamskim, wkurzającym i nic nieznaczącym człowiekiem. Z czasem podświadomie zaczęłam lubić te nasze słowne przepychanki. Uwielbiałam mu dogryzać, a on nie pozostawał mi dłużny. I chyba to najbardziej mnie do niego przyciągało.

Dylan rzucił coś na temat wyścigu i wtedy to do mnie dotarło. Za niecałe trzy tygodnie miał odbyć się wyścig, w którym Shane będzie brał udział. Nie wiedziałam o tym za wiele i chyba wolałam, żeby tak zostało. Już sama wizja tego, co powiedziała na ten temat Holly, przerażała mnie. To wszystko było niedorzeczne i po postawie Shane'a, stwierdziłam, że chłopakowi również nie jest to na rękę. Na samą wzmiankę o tych przeklętych wyścigach się spiął.

Bo jak mógł podchodzić do tego obojętnie, skoro przez ten cały syf stracił brata?

— Idziesz? — Z zamyślenia wyrwał mnie melodyjny głos Carmen.

Przytaknęłam i wstałam na równe nogi, ruszając w stronę przyjaciółki. Nogi cholernie mnie już bolały, ale widząc Noemi, która na każdego robaka reagowała przeraźliwym piskiem i Liam'a, który próbował ją uspokoić... Po prostu bezcenne. Ten chłopak naprawdę musiał ją kochać, skoro znosił to wszystko i skakał wokół niej jak piesek z językiem na brodzie. Komiczny widok. Jednak cieszyłam się, że moja siostra ma kogoś takiego, jak on.

— Błagam, powiedz, że już wracamy — jęknęłam męczeńsko w kierunku Alex'a, na co ten się zaśmiał.

— Słaba kondycja? — Rzucił prześmiewczo. — Twój przyszły chłopak będzie musiał nad nią popracować — szturchnął mnie łokciem z cwanym uśmieszkiem na twarzy.

— Nie jesteś zabawny — przewróciłam oczami, krzyżując ręce na piersi. — A moja kondycja jest całkiem dobra, jeśli chodzi o te sprawy!

— Wyluzuj, młoda — poklepał mnie delikatnie po ramieniu — tylko się droczę.

Fuknęłam pod nosem, posyłając mu ostrzegawcze spojrzenie. Poczułam wibracje telefonu i wyciągnęłam go z kieszeni, od razu spoglądając na ekran. Wiadomość okazała się jakąś marną reklamą fastfooda. Marną dlatego, że do burgera dodali jedynie małe frytki, zamiast dużych. Lubiłam to gówniane jedzenie, a najbardziej ubóstwiałam Burger King'a. Ten kto go stworzył był po prostu geniuszem. Mieli tam najlepsze burgery na świecie i zamierzałam się tam stołować do końca moich dni. Schowałam smartfona z powrotem do kieszeni spodenek i przystanęłam w celu napicia się wody.

— Obijasz się, Williams — cichy szept dotarł do mojego ucha, a ciepły oddech owiał zagłębienie mojej szyi.

— Ty, jak widać też — odparłam z przekąsem i spojrzałam na chłopaka unosząc brew.

— Punkt dla ciebie, młoda — odpowiedział z uznaniem — słyszałem jednak, że w innych okolicznościach się nie obijasz i masz całkiem dobrą kondycję — puścił mi oczko, po czym ruszył przed siebie, unosząc kącik ust.

Przez chwilę stałam osłupiła, bo dotarło do mnie, że Shane usłyszał moją rozmowę z Alex'em. W tej chwili chciałam zapaść się pod ziemię w tym zasranym lesie. Wpatrywałam się w chłopaka, który co raz bardziej się ode mnie oddalał, a moje zażenowanie rosło z każdą chwilą. Nie wiem dlaczego tak się tym przejęłam. Przecież powinnam mieć gdzieś, co on sobie pomyśli. Nie powinno mnie to obchodzić, prawda? A jednak obchodziło. Nie chciałam, żeby uważał mnie za taką dziewczynę. Jednak rozsądek podpowiadał mi, żeby obrócić to w niewinny żart i nie pokazywać mu, że jakkolwiek mnie tym zawstydził.

— Hej, Miller — krzyknęłam, na co chłopak się odwrócił — pieprz się — wystawiłam mu dwa środkowe palce, uśmiechając się sztucznie.

Chłopak nijak nie zareagował i ruszył przed siebie, jednak mogę przysiąc, że przez chwilę, na jego twarzy dostrzegłam cień uśmiechu. Uśmiechu, który szczerze lubiłam, a on tak rzadko to robił. Doceniałam więc każdą chwilę, w której na jego beznamiętnej twarzy gościł choć minimalny uśmiech.

The mess between usOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz