Rozdział 5: sen

20 3 15
                                    

Noce były tu zimne. Trudno się było dziwić, w piecach nie palono już pełnym ogniem, a surowe otoczenie na zewnątrz umiarkowanie interesował fakt, że był środek lipca. Wystawianie w tych warunkach nosa spod puchowej kołdry zdecydowanie nie było czymś, na co większość rezydentów Kołowrotka miała ochotę...

Nadine i Nikolai wyszli już dawno, zostawiając ją z Mikhailem i jego wieczorną sesją terapii manualnej, z początku straszną, ale w praktyce przydatną praktyką, choć gdyby nie była do tego stopnia przyzwyczajona do całej gamy trzasków, jakie potrafiło wydać jej ciało, byłaby przerażona, kiedy pierwszy raz nastawił jej w ten sposób plecy. I to, w połączeniu z powrotem do treningów, przynosiło rezultaty bardzo szybko, w końcu wróciła tu prawie nie podpierając się na przyjaciołach.

Choć bardzo się starała, sen długo nie przychodził. Ciekawa odmiana po przytłaczającym zmęczeniu ostatnich dni, ale wcale nie była pewna, czy to dobry znak. Jej myśli galopowały, dziś wydarzyło się tak wiele... poranne zebranie, potem narada wieczorem... a skończywszy na Nadine i Nikolaiu, którzy szantażem wymusili na królu podpisanie dokumentu czyniącego z niej... członka rodziny królewskiej! Formatorka przyznała się, że posunęła się w tej rozmowie do demonstracyjnego dodania dłoniom monarchy zmarszczek, jakby nagle postarzał się o co najmniej dwadzieścia lat. I to ponoć właśnie widok własnych rąk, jakby wysychających na popiół, ostatecznie go złamał. Gdyby nie to, że wiedziała, że król jest za słaby, za głupi, a przede wszystkim za bardzo się ich boi, by szukać zemsty, miałaby poważne powody do obaw o przyjaciółkę, ale oboje rozegrali to z bezwzględnością godną Kirigana, zmuszając starego pryka do współpracy. Wiedziała, że Nikolai w swoim czasie planuje zrzucić ojca z tronu, ale sam powiedział, że nie zrobi tego nie mając dobrej podkładki sytuacyjnej. Opinia publiczna musiała się zgadzać, właśnie dlatego ona i Nadine piastowały teraz takie, a nie inne stanowiska... a za dwa dni miały wyjechać, spotkać się w rodzinnej wiosce Formatorki z jej rodzonym bratem o niejasnych zamiarach... a ona wciąż była słaba, za słaba, by w ogóle biec, nie mówiąc o jakiejkolwiek samoobronie! Za dużo zmartwień, a zdecydowanie za mało czasu... Sen w końcu zaczynał ją morzyć, ale to wcale nie oznaczało spokoju, jedynie to, że gonitwa myśli przejdzie w jej koszmary, koszmary pełne twarzy z jej przeszłości, mówiących głosem jej lęków, tym, którego na jawie już nie słyszała, ale to nie znaczyło, że umilkł do końca, teraz też szeptał jej do ucha stare zagwozdki, powracało poczucie winy, ale słabsze, niż kiedyś, zwłaszcza, gdy ten wściekły szept coś zdawało się zagłuszać, jakiś dźwięk, ale nie słowa, coś, co znała i to dobrze, jak znajoma melodia...

Zaledwie rozpoznała rytm, tym razem nie miała wątpliwości, że to sen. No, może niezupełnie sen, a kolejna z projekcji, efekt połączenia między nimi, teraz silniejszego, niż kiedykolwiek, ale już nie wpadła w panikę, kiedy surowe ściany izby chorych rozmyły się w znajomą, ciemnozieloną tapetę. Wręcz przeciwnie, gonitwa myśli odpłynęła w mgnieniu oka, wróciła chłodna logika, jeśli ją zauważy, nie mogła się zdradzić, że przeżyła Os Altę! A po prawdzie powinna się stąd jak najszybciej zabierać, by uniknąć kolejnej wpadki, już wiedziała, jak, ale coś ją powstrzymywało. Podejrzewała niezdrową ciekawość, a jednak... a jednak coś jakby ukłuło ją w serce, gdy w kącie pod ścianą, przy pianinie (które jednak wróciło na swoje miejsce) jakby ukrytym przed resztą świata, dostrzegła ciemną sylwetkę.

Rozpoznała utwór, to była ta sama melodia, której ją nauczył, ale miała wrażenie, że gra ją inaczej, niż wcześniej, wolniej, bardziej... emocjonalnie. Zdawał się nawet nie zauważyć jej obecności, całkowicie pochłonięty tym, co działo się na klawiaturze instrumentu, ubranie miał wygniecione, włosy rozczochrane, kefta leżała ciśnięta gdzieś w kąt. Nie widziała jego twarzy, a bała się nawet drgnąć, nie chciała, by ją teraz zauważył, ale podświadomie czuła, że gdyby się odwrócił, nie byłby tym przerażającym generałem, jakiego poznała na początku. Teraz miała przed sobą dawnego Aleksandra Morozova, kogoś, kto, jak jej się wydawało, nie żył już od bardzo dawna... ileż w tym było ironii, że aby zaczął jakkolwiek zastanawiać się nad sobą, musiało dojść do tragedii.

W Blasku - GrishaverseOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz