Rozdział 9: ciepłe powitanie

15 3 1
                                    

O tytuł bardziej koszmarnego poranka mógł konkurować jedynie ten w Małym Pałacu, gdy razem z Nadine wymknęły się do baru. Nie czuła się tak źle nawet, gdy obudziła się po tygodniowej śpiączce, w głowie jej łomotało, a żołądek jakby pragnął wywrócić się na drugą stronę. Po tym, jak Nikolai wyciągnął ją z latryny, pili bezrefleksyjnie dopóki nie urwał im się film, jak przez mgłę pamiętała wyrywki z powrotu do Smug, głównie Maksima i jego kolegów wrzeszczących pijackie przyśpiewki przez całą drogę, Formatorkę wymiotującą do rowu, śmiejącą się absurdalnie głośno i piskliwie Merę, oraz księcia, który, zgodnie ze swoimi przewidywaniami, zaledwie zszedł z wozu przy właściwym gospodarstwie, zaliczył glebę w krzaki w takt głośnego śmiechu żołnierzy. A potem swój śmiech, gdy wchodząc do domu, napotkali gospodynię, w rezultacie Nadine, zielona na twarzy i uwalana kurzem i odrobiną błota, jakby w mgnieniu oka wytrzeźwiała, w dodatku razem z bratem. I chyba tylko dzięki tej dwójce teraz ocknęli się na przydzielonym im łóżku, a nie na wycieraczce w korytarzu. Val z trudem uniosła rękę i przetarła oczy, dopiero teraz czując jakiś ciężar na plecach i, z jeszcze większym trudem rozpoznając rozwaloną obok siebie postać, do której należała ta ręka tak bezczelnie rozciągnięta na jej części posłania.

– Nik? – wymamrotała, zrzucając z siebie ramię przyjaciela. Ten również zaczynał się już budzić, ale jedynie westchnął ciężko, przekręcając się na drugi bok. – Chyba miałeś rację, że nas chcieli upić na amen...

Światło raziło ją w oczy, więc ponownie je zamknęła, ale właśnie wtedy jej z trudem osiągnięty spokój przerwany został otwieranymi z całej siły drzwiami, które z hukiem rąbnęły o ścianę. Nikolai, czemu trudno się dziwić, podskoczył gwałtownie, równocześnie chwytając się za również bolącą, głowę, a Val jęknęła ciężko, całe szczęście szybko rozpoznając intruza.

– Patrzcie państwo, kto się obudził! – zawołał Fedyor, zdecydowanie głośniej, niż powinien, zważywszy na ich przykry stan. – Wstawać, gołąbeczki i do roboty się brać! A kto to wczoraj, w środku nocy, wtoczył się tutaj jak typowy facet po kawalerskim? Czyż to nie będzie...

– Na litość świętych, Kaminsky! – wymamrotał Nikolai, podnosząc głowę. Włosy sterczały mu na wszystkie strony, twarz miał opuchniętą, pod oczami cienie. – Wody! Oczywiście, że miałem rację... – wymamrotał do Valerii, gdy śmiejący się Ciałobójca zniknął za drzwiami. – Wszyscy święci... to nie był zwykły bimber, czuję się, jakby mnie młotem obili!

Zaledwie jego rozczochrana głowa zdążyła opaść na poduszki, drzwi znów otworzyły się z hukiem, a książę ponownie się poderwał, tym razem z większą motywacją, bo osobą, która pojawiła się w pokoju, nie był tym razem Fedyor, a Maksim. Na dodatek wyjątkowo żywotny, jak na człowieka, który pił z nimi całą noc.

– Dzień dobry moje słoneczka! – zawołał równie absurdalnie radośnie. Valeria jęknęła w sposób, który sugerował coś dokładnie odwrotnego. – Wstawajcie, szkoda dnia! Jesteście ostatni! – pokazał ramieniem na pusty już pokój, w którym pierwotnie nocowali jeszcze z Nadine, Olivią, Tatianą i Merą. – Poza tym zebrać się trzeba, jedziemy do Os Kervo!

Dopiero te ostatnie słowa zdołały relatywnie przywrócić Nikolaia do rzeczywistości. Drgnął, przetarł przekrwione i opuchnięte oczy, zmusił szare komórki do współpracy, zaskakująco szybko jak na swój stan znajdując lukę w tym rozumowaniu.

– Zaraz. – wymamrotał, walcząc z własnym językiem. – Tak po prostu? Nie miałeś zdaje się w planach jeszcze nas sprawdzić?

– Już to zrobiłem! – przyznał radośnie Materialnik. – Wspaniale się z wami pije, to muszę przyznać! Nie zmieniacie poglądów po kieliszku. No dawać, dźwigajcie swoje zwłoki! Wojna się sama nie wygra!

W Blasku - GrishaverseOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz