Rozdział 14

27 5 7
                                    

Wieczorem, gdy już słońce chowało się za horyzontem, całą grupą zebrali się w gabinecie Wodza. Musieli omówić kilka szczegółów.

Brakowało jedynie Thomasa, który gdzieś się zapodział. Nikogo jednak to nie zaniepokoiło.
Mia siedziała obok i uważnie słuchała Tehawanki.

– Niestety sam nie mogę z wami wyruszyć, chodź, bardzo bym tego chciał. Jednak pewne obowiązki zatrzymują mnie w wiosce. Zamiast mnie pojedzie z wami mój syn Hari. To świetny wojownik i bardzo dobrze zna tutejsze tereny.– Słowa wodza jednocześnie zmartwiły i ucieszyły Mię.

Sol jednak uśmiechnął się szczerze.
– Jesteśmy wdzięczni za wszelką pomoc. Przyda się ktoś znający te tereny – powiedział.

– A wiecie gdzie dokładnie, jest wejście?– spytał mężczyzna.

Tu Mia wtrąciła się nieśmiało.
– Wiemy jedynie orientacyjne. Jednak Bounty, biały pies, na którym podróżowałam, zna dokładną lokalizację. Zaprowadzi nas.

Tehawanka pokiwał głową ze zrozumieniem.
– Dobrze, jednak dodatkowa osoba na pewno się przyda.

Tu Mia musiała przyznać mu rację. Żałowała, że sam wódz z nimi nie wyruszy. Jemu ufała o wiele bardziej niż Hariemu. Jednak nie wątpiła w to, że chłopak dobrze walczy, wiedział więc, że będzie dobrym wsparciem.

Odetchnęła głęboko, czując lekki ból, przy mocniejszym poruszeniu brzucha.
Nie pokazała jednak tego. Nie chciała okazywać słabości.

– Chce was jeszcze przed czymś ostrzec.

Słowa Tehawanki od razu przyciągnęły uwagę.
– Po drodze będziecie przechodzić przez las w górach. Jest to zdradliwe miejsce, lubią się tam kryć niebezpieczne stworzenia. Musicie zachować więc szczególną ostrożność.

Wszyscy potakiwali głowami, chłonąc jego słowa.
Wszelkie rady były dla nich cenne.

– Wyruszamy o świcie – powiedział Sol.– Dlatego bądźmy wcześnie gotowi. Nie chcemy żadnych opóźnień.

Mówiąc to, patrzył na Kaspiana. Ten od razu się napuszył.
– Raz człowiek zaspał, a będą to wypominać do końca życia.– wytknął od razu Solowi.

Na słowa Kaspiana, Mia uśmiechnęła się szeroko. Dobrze pamiętała tamten dzień.
– Może dlatego, że przybiegłeś spanikowany na miejsce zbiorki w samej bieliźnie.– wytknął mu Sam.

Na te słowa Kaspian spojrzał morderczo na chłopaka.
– Nawet jeżeli, to nie wyciąga się brudów przy ludziach.

Sam wzruszył ramionami
– To miało być jedynie ostrzeżenie dla innych.

Mówił to nich swobodnie, jednak kątem oka zobaczyła, że nachyla się do Kaspiana i przeprasza go.
Na jej twarzy pojawił się jeszcze szerszym uśmiech. Niby sobie dogryzają, ale nie chcą ranić.
– Czyli śpimy dziś, w pełnym stroju – zaśmiała się Mia, chcąc rozładować nieco stres.

Na niektórych twarzach znów pojawił się uśmiech. Jedynie twarz Hariego pozostała wciąż nieprzenikniona.

Wzruszyła ramionami i spojrzała na przyjaciół. Denerwowali się, ale starali się zachować normalnie. Doceniała to.

Gdy niedługo potem mieli już wychodzić, zawołała ją Tehawanka. Ucieszyła się z tego, bo chciała go jeszcze o coś dopytać. Nie zdążył w końcu opowiedzieć o poznaniu się, jej rodziców. Pożegnała się więc z przyjaciółmi, wyjaśniając, że dołączy do nich za niedługo. Wódz stał już za biurkiem. Stał bokiem z założonymi rękami i patrzył w okno. Wyglądał na zamyślonego. Usiadła więc na fotelu stojącym przed drewnianym meblem. Nie przeszkadzała mu. Po chwili mężczyzna odwrócił się i spojrzał na nią uważnie.

Podróż, czyli Szukając nadziei. Tom 1Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz