Tego poranka mieli wkroczyć do wioski. Mia pamiętała słowa Sola aż nazbyt dobrze. Zdawała sobie sprawę, że żaden rozsądny człowiek nie zaatakuje ich, ale i tak czuła pewien lęk. Zdawała sobie sprawę, że nie wzbudzali zaufania.
Gdy wyjechali na wzgórze, zobaczyła w oddali zarys zabudowań. Z dala wszystko wyglądało normalnie. Spora wioska z jednej strony znajdowała się tuż przy lesie. Możliwe było nawet, że była większa od tej w ich stronach. Wszystko wyglądało względnie normalnie, jednak naszło ją dziwne przeczucie. Odrzuciła je jednak. Miała teraz inne sprawy na głowie.
– Mam ochotę na placki z gorli – słysząc za sobą głos Kaspiana, uśmiechnęła się nieznacznie.
– Ty jak zwykle o jedzeniu. Mamy zapasy, nie będziemy nic kupować – odparł Sol, niszcząc jego marzenia. Po chwili dodał:
– Zresztą, jak możesz to jeść? Gorle są obrzydliwe, zielona papka niewiadomego pochodzenia.W tym momencie była pewna, że Kaspian zrobił oburzoną minę.
– Jak śmiesz! Nie znasz się, a rzucasz opinią na prawo i lewo… – na reszcie jego słowotoku się już nie skupiała. Zbliżali się do pierwszych zabudowań, a była ciekawa nieznanej jeszcze miejscowości.Wtedy dziwne uczucie wróciło.
Wyczuł to również Bounty, bo odwrócił głowę i spojrzał na nią zmartwiony. Droga tak jak na całej trasie była piaskowa i niezbyt równa. Jednak w samej miejscowości spodziewała się czegoś lepszego. W wiosce w ich stronach droga była zadbana. Mimo że nie brukowana, to widać było, że miejscowość dobrze prosperuje.
Tu za to, bruzdy po kołach wozów, błoto i nieczystości. Skrzywiła się również na zapach, który do niej dotarł. Widziała, że miejscowość jest spora, a z dala dostrzegała nawet murowane budynki. Spodziewała się czegoś lepszego. Jednak to, co zobaczyła teraz, niszczyło jej światopogląd.
Usłyszała, że jej przyjaciele również przerwali dyskusję.
Chatki były w strasznym stanie, strzecha na dachach była stara. W co poniektórych miejscach widziała brudnych i wychudzonych ludzi, którzy żebrali. Jednak największy szok przeżyła, gdy pierwsi mieszkańcy ich zauważyli. Niektórzy spojrzeli na nich ze strachem, inni z czystą nienawiścią, a jeszcze inni podbiegli, by prosić o żywność czy pieniądze. Nie tego się spodziewała po wsi tej wielkości.
Im wjeżdżali dalej, tym trochę było lepiej, lecz centrum miasta nie wyglądało dobrze. Murowane budynki, które widziała z dala, były w strasznym stanie. Tynk odpadał, a na dachu brakowało co poniektórych dachówek. Domy były zaniedbane.
To samo z mieszkańcami, byli na ulicach, tłoczyli się wokół niektórych stoisk. Jednak gdy się przyjrzała, zobaczyła brudne, poprzecierane ubrania i stare dziurawe buty. Smutne buzie i chude sylwetki.
Spojrzała na przyjaciół, liczyła na to, że oni coś z tego rozumieją. Jednak również na ich twarzach widziała zdziwienie i szok.
Gdy jechali dalej, wciąż towarzyszyły im skrajne reakcje ludzi. Miała wrażenie, że niektórzy najchętniej by ich przegonili. Najwyraźniej mieli jednak na tyle rozsądku, by nie stawać na drodze uzbrojonej wyprawy. Najbardziej jednak bolał ją strach w oczach niektórych. Bali się ich.
Jakie było jednak ich zdziwienie, gdy przed sobą zobaczyli główny budynek.
Najprawdopodobniej należał do zarządcy. Zadbany, znacznie lepiej zbudowany od pozostałych. Śmiało można go było określić rezydencją. Również teren dookoła samego budynku był bogato zdobiony i lśniący. Nie pasował do reszty.
Na jego widok Mia domyśliła się, co się w tej wiosce zadziało.
Na jej twarzy pojawił się grymas. Czuła odrazę do człowieka, który tam mieszkał, choć nawet go nie poznała.
Mimowolnie zatrzymała Bountego na środku placu na wprost rezydencji. Patrzyła się na nią z odrazą.
– W obecnych czasach, jest to coraz częstsze – słysząc za sobą głos Alexa i domyślając się, o co mu chodzi, zapałała jeszcze większym gniewem.
CZYTASZ
Podróż, czyli Szukając nadziei. Tom 1
FantasiCykl Historie z Krainy. W Królestwie rządził mądry i wyrozumiały Król. Za czasów jego panowania, ludzie żyli w dostatku i pokoju. Lecz jak to zwykle bywa, zawsze pojawia się ktoś chcący zagarnąć władze tylko dla siebie. Historia jednak nie jest tak...