9. Poszukiwanie wstrzymane, czas na ratunek

190 6 0
                                    

Trafiłyśmy do tej 'nie ciekawej' części miasta, ludzie którzy się tam znajdowali przypatrywali się nam, co powodowało u mnie ciarki. W pewnym momencie zauważyłam na kłódce od jakiejś fabryki wstążkę w kolorze fioletowym, tą samą, jak ta, którą zapakowany był prezent Enoli. Weszłyśmy do środka przez otwarte okno. W środku znajdowało się wiele rzeczy, nawet stół małego chemika.

"Zamiast się łamać, zawsze starajcie się podejść pozytywnie, do zmian i nowych możliwości."

Przedmioty na tym stole przypominały nam o eksperymentach z Eudorią, były tam dosłownie te same przedmioty, jak gdy byłyśmy małe, a ona nas uczyła jak wywołać eksplozję. Na stole znajdowała się również książka, dotycząca prawa głosu dla kobiet. Jednak im dalej w głąb tym było gorzej, znalazłyśmy proch, wycinek z gazety dotyczący protestów i zamieszek, a z drugiej strony było napisane o bombie.

- Mycroft miał rację. Jesteś niebezpieczna. - stwierdziła nagle Enola. Zdjęłyśmy z jakiejś skrzyni wieko, przeraziłam się przez to co tam było.

- Sherlock też miał rację. Masz jakiś plan. - dodałam patrząc na bomby i dynamit.

- Co ty chcesz zrobić mamo? Napewno chcemy cię znaleźć? - posłała mi niepewne spojrzenie, które oddałam.

Wyszłyśmy z fabryki, szłyśmy przed siebie, gdy nagle ktoś pociągnął mnie mocno do boku. Zaczęłam krzyczeć, jednak szybko zostałam uciszona, bo moją głowę wsadzono do beczki z wodą. Czułam narastającą we mnie panikę, nie wiedziałam co zrobić, ani czy Enola jest bezpieczna. Próbowałam się wyrwać, jednak uchwyt był zbyt silny. Nagle poczułam mocne szarpnięcie do tyłu, znów mogłam oddychać, okazało się, że mężczyzna z pociągu mnie zaatakował. Starałam się uspokoić oddech.

"Jak on do cholery nas znalazł?!"

- Spytam cię raz i nie będę powtarzał. Gdzie jest markiz? - popatrzyłam na niego, napewno nie mogłam narazić ani Enoli, ani tego idioty Tewkesbury'ego.

- Nie wiem o kim mówisz. - i moja głowa znów wylądowała w wodzie. Po kilku sekundach znów ją wyciągnął - Rozdzieliliśmy się. - i znów, a ja dalej nie mogłam się wyrwać. I tak kilka razy, powoli czułam jak coraz ciężej mi się oddycha. - Naprawdę nie wiem, nie mam z tym nic wspólnego.

- Co za pech, szkoda, że widziałaś już moją twarz. - zaczęłam kręcić machinalnie głową.

- Nie, mam słabą pamięć do twarzy. - i znów moja głowa wylądowała pod wodą. Próbowałam się opierać, wyrwać, krzyczeć, jednak to nie pomogło. Po kilkunastu sekundach opadłam bezwładnie, tak by mężczyzna myślał, że się udusiłam. Wtedy mnie puścił, a ja postanowiłam to wykorzystać, uderzając go mocno tyłem głowy w nos. Uciekłam stamtąd, przebiegłam kilka metrów po czym niespodziewanie wpadłam na Enolę, widać było, że odetchnęła z ulgą, na mój widok.

- Tu jesteś...czemu jesteś mokra? - chwyciłam ją za rękę kręcąc głową. Zauważyłam na jej szyi czerwony ślad jakby ktoś ją trzymał.

- Ten facet z pociągu...musimy uciekać. - chciałam ją pociągnąć w jakąś uliczkę by zgubić ogon.

[Sorry, nie chce mi się pisać sceny walki, tym bardziej, że nie znam się na takich opisach.]

Po tym jak Enola wysadziła fabrykę byśmy mogły uciec przed mężczyzną, pobiegłyśmy najdalej i najszybciej jak tylko mogłyśmy. Wróciłyśmy do swojego lokum i przebrałyśmy się, obie byłyśmy brudne, a ja do tego mokra. Nastał wieczór, na ulicach miasta zrobiło się ciemno, a ja i moja przyjaciółka siedziałyśmy na podłodze myśląc nad wszystkim co nam się dzisiaj przydarzyło. Wcześniej opatrzyłam kolana dziewczyny i inne jej zadrapania, a ona mi kilka ran, optarcia na rękach i oczywiście dała mi kocyk bym się nie rozchorowała.

- Pamiętasz, jak byłyśmy małe, a ja rozcięłam sobie kolano gdy ratowałyśmy owcę z urwiska? - skinęłam na pytanie brunetki poprawiając pasmo swoich włosów, były rozpuszczone by mogły wyschnąć.

- Pamiętam, prawie wtedy spadłam. - mruknęłam cicho biorąc głęboki wdech, było to trochę traumatyczne przeżycie. - Twoja mama była zła.

- Bardzo zła. - poparła. - Nie ukrywajmy, że nie prosiłam o Tewkesbury'ego markiza Basilwether w naszym życiu. Nie chciałam Tewkesbury'ego markiza Basilwether w naszym życiu. Więc dlaczego czuję się odpowiedzialna za Tewkesbury'ego markiza Basilwether? - przytuliłam ją do swojego boku (obie siedziałyśmy opierając się o ścianę).

- Dlatego, że ktoś chciał go skrzywdzić. - odpowiedziałam, ale widziałam po przyjaciółce, że nie rozumie co mam na myśli. - On nie miał siły go powstrzymać. Za to nam tej siły nie brakuje.

- Mama kazała by nam go zostawić. Jest głupiutki, przemądrzały i niepoprawnie naiwny. - zaśmiała się cicho.

- Ale stoi nad przepaścią. - powiedziałyśmy równocześnie (jak mieliście okazję zauważyć, często się to zdarza).

- Eudoria zawsze nam powtarzała byśmy żyły własnym życiem, to od nas zależy, czy go uratujemy. - stwierdziłam z przebiegłym uśmiechem na ustach, a brązowooka oddała gest.

- Mamo, musisz poczekać.

Już następnego dnia postanowiłyśmy wybrać się do rezydencji Basilwether'ów. Enola była przebrana za wdowę, ludzie zawsze czują się przy nich niesfojo. Ja za to miałam udawać jej szwagierkę. Dziewczyna była ubrana w czarną sukienkę, z czapką do której był przyczepiony czarny welon opadający na jej twarz, a jej włosy były spięte w ciasne upięcie na głowie. Ja za to miałam na sobie czarną sukienkę (udawanie przeżywania żałoby), czarny wachlarz w dłoni, by zakryć twarz i delikatny warkocz opadający na ramię. Jechałyśmy powozem, za który zapłaciłyśmy oczywiście pieniędzmi od Eudorii.

- Pani May Beatrice Posy i jej szwagierka Panna Alicent Victoria Posy. Do Lady Tewkesbury markizy Basilwether. - poszłyśmy za mężczyzną który nas 'zapowiedział' wgłąb wielkiego domostwa. Nawet nie zauważyłam gdy zostałyśmy same (strażników na każdym kroku nie liczyłam), a mężczyzna który nas prowadził zniknął.

- Czego Panie tu szukają? - zapytał męski, stanowczy głos. Odwróciłam się przodem do głosu, przez co miałam świetny widok na trójkę ludzi, wchodzących do pomieszczenia.

- Jesteśmy prywatnymi detektywami i chcemy zaoferować swoje usługi. - od razu przeszła do sedna Enola, a ja w tym czasie bawiłam się wachlarzem w dłoniach. To był już mój nawyk, gdy zaczynam się stresować to muszę coś zrobić z dłońmi, choć nie tylko wtedy.

- Moja szwagierka nie potrzebuje pomocy, wyprowadźcie je. - nie mogłam nie zauważyć jednej rzeczy, Tewkesbury miał rację mówiąc o wuju, ale poczułam się też urażona, że porównał mnie i En do tego człowieka.

- Jesteśmy znanymi detektywami. - z zadumy wyrwały mnie słowa Holmes.

- Proszę wyjść, albo Paniom w tym pomożemy. - dwóch strażników chwyciło nas i chcieli nas wyprowadzić.

- Pracujemy dla Sherlock'a Holmes'a. - nie wiedziałam, czy te słowa opuściły usta brunetki, czy moje, jednak z każdej perspektywy wydawały się one nierealne. Strażnicy puścili nas, a ja zorientowałam się po postawie przyjaciółki, że to ona powiedziała te słowa.

- Jesteśmy jego asystentkami. - dodałam gdy się odwróciłyśmy znów twarzą do trójki ludzi. - Wysłał nas wcześniej, żebyśmy zrobiły rozpoznanie. - skoro już zaczęłyśmy to kłamstwo, trzeba w nie brnąć. Mówiłam najpewniej jak tylko potrafiłam, starając się zachować pewną postawę. Moje palce zacisnęły się na wachlarzu, przez co czułam jak robią się chłodniejsze niż zazwyczaj.

- Sherlock Holmes chce zająć się naszą sprawą? - podeszła bliżej nas kobieta, matka Tewkesbury'ego.

Sama nie znaczy samotna Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz