10. Gdzie jesteś Tewkesbury?

194 7 0
                                    

- Tak. - odparłam w miarę stanowczo kiwając delikatnie głową.

- I...nie stawił się osobiście, tylko przysłał wdowę i jej szwagierkę? - widać było, że kobieta mimo wszystko coś podejrzewa.

- Bardzo trafne pytanie. - mruknęłam cicho patrząc kątem oka na Enolę.

- Mogłam to lepiej przemyśleć. - dodała ciszej niż ja wcześniej. - Mój stan cywilny w żadnym stopniu nie wpływa na moje zdolności. Sherlock nam ufa...

- Co za brednie! - krzyknął, za drzwiami zza których wyszła rodzina, męski głos. - Przepraszam, ale już się nasłuchałem. - wszedł do pomieszczenia mężczyzna o ciemniejszej karnacji, w szarym garniturze o czarnych włosach. - Wcale nie znają Panie Sherlock'a Holmes'a.

- Lestrade, przyszedł pan w samą porę, żeby poznać te młode damy. - stwierdził stryj zaginionego.

- Jestem Lestrade ze Scotland Yardu, jestem bardzo dobrym przyjacielem Sherlock'a Holmes'a. - prychnęłam cicho, w końcu wiadomo, że starsi bracia Enoli nie mają przyjaciół.

- Pierwsze słyszę. - powiedziała brunetka. - Nie wspominał o nim. - mruknęła do mnie, choć zdawałam sobie z tego sprawę.

- Za to Panie, nie są jego asystentkami. On nie ma asystentów. Sherlock Holmes zawsze pracuje sam. - popatrzyłam mu wyzywająco w oczy.

- Też wszyscy myślą, że Sherlock jest kawalerem, a ma narzeczoną o której nikt nie wie, którą z resztą dobrze znam. Wiedział Pan może o tym fakcie? - zapytałam w miarę grzecznie i zachowując fason, a w pomieszczeniu na chwilę zapanowała cisza. Jestem pewna, że kiedyś mi się oberwie za te słowa. - Najwyraźniej nie zna go Pan tak dobrze, jak Pan twierdzi. - brązowooka uśmiechnęła się do mnie.

- Niemożliwe.

- Zadajmy sobie nawzajem po trzy pytania o nim i zobaczymy kto zna go lepiej. - Holmes wyszła przede mnie mówiąc to i stając centralnie przed mężczyzną. - Gotowy?

- Dosyć! Ten wasz cyrk uwłacza naszej rezydencji. - przerwała to Lady Tewkesbury.

- Prawda, cała wasza trójka ma stąd wyjść. - poparł ją stryj poszukiwanego. Lestrade próbował jeszcze się uratować przed wyrzuceniem, jednak kobieta była nieugięta. Po nim ja i En też opuściłyśmy rezydencję, oczywiście wcześniej pożegnałam się z domownikami. Staliśmy we trójkę czekając na nasze powozy.

- Jego ulubiony tytoń? - zadał pytanie Lestrade, uśmiechnęłam się pod nosem znając odpowiedź, posiadanie starszej siostry jest przydatne.

- Black shag. - odparłyśmy z Enolą w tym samym czasie.

- Ulubiony deser? - weszła w tą grę brunetka.

- Tarta. - mruknął zniecierpliwiony. - Ulubiony kompozytor?

- Paganini. - wyrwało mi się, choć moja przyjaciółka otwierała już usta by odpowiedzieć.

- Ulubiony posiłek dnia? - kolejne pytanie zadała.

- Śniadanie. Wszystkie pani pytania dotyczą jedzenia. Jego ulubiona sprawa? - odszedł od nas trochę dalej, bo przyjechał jego powóz.

- Zawsze ta ostatnia. - westchnęłam teatralnie dalej ściskając wachlarz w dłoni.

- Jego ulubiona gra? - na to pytanie Lestrade nie znał odpowiedzi.

- Skąd Panie znają Sherlock'a? - dopytywał.

- Szachy. - odparłam. - Ale tylko z godnym przeciwnikiem. - dodałam zaczynając się delikatnie wachlować. Na te słowa mężczyzna wsiadł do powozu i odjechał.

- Skąd wiesz tak dużo na temat Sherlock'a? Jestem pewna, że nie jest to zasługa tych spraw o których czytałyśmy w gazetach. - zapytała szeptem Enola.

- Moja siostra jest dobrym źródłem informacji. Gdy czasami mi się zdarzało ją odwiedzać to plotkowała z przyjaciółką, zawsze coś udawało mi się wyłapać. - wzruszyłam ramionami.

- Skąd twoja siostra wie tyle o moim bracie? - zagryzłam wargę nie wiedząc jak odpowiedzieć.

- Kiedyś Claris i Sherlock byli...blisko. Nie kochał jej, ale ona kocha go, od wielu lat. - wytłumaczyłam ogólnikowo chcąc zakończyć temat.

***

Odkupiłyśmy od dwóch ogrodników stroje, po czym przebrałyśmy się w nie i pobiegłyśmy do lasu który należał do posiadłości. Zapuszczałyśmy się coraz głębiej. W pewnym momencie natrafiłyśmy na złamaną gałąź leżącą na ziemi.

- To pewnie ta gałąź o której mówił Tewkesbury. - powiedziałam, a moja przyjaciółka zgodziła się. Szłyśmy coraz głębiej w las, ale i tak nie za daleko posiadłości, gdy dostrzegłyśmy domek na drzewie.

- Tewkesbury. - chyba wyrwało przypadkiem brunetce. Po linie przymocowanej do domku weszłyśmy do środka (Enola otworzyła klapę w podłodze głową), był całkiem schludny i trzeba przyznać, że w miarę dobrze zrobiony. Enola patrzyła na widok z tej wysokości, widziałam, że zależy jej na znalezieniu wicehrabii.  Zaczęłyśmy przeszukiwać rzeczy Basilwether'a, były tu wszystkie rzeczy, które mogły mu pomóc w ucieczce. - To tutaj wszystko planował. A może chciał by inni tak myśleli.

- Prawda leży gdzieś po środku. - stwierdziłam. - Chciał wprowadzić ich w błąd. Pewnie dlatego ten szemrany typ tam był. - wzdrygnęłam się na wspomnienie mężczyzny.

- Zgrabnie wywiódł ich w pole. Jaki był jego prawdziwy plan? - Enola chwyciła w dłoń najprawdopodobniej jego książkę, w której środku znajdowały się niebieskie kwiaty. - Oj, rozbrajasz mnie Wicehrabio Tewkesbury, ty niesamowity markizie z kwitnącego pięknem Basilwether. Jednak jesteś inteligentny. - popatrzyłyśmy na stronę na której były położone kwiaty.

- Być może bardziej niż myślałyśmy. - dodałam z uśmiechem, ten idiota umie myśleć.

- Na górze nie jest tak bezpiecznie jak może się zdawać. - wywróciłyśmy się na podłogę słysząc czyiś głos, po czym popatrzyłyśmy na dół. - Nie które z tych gałęzi są niezmiernie kapryśne. - podeszłyśmy bliżej krawędzi by móc zobaczyć niespodziewaną towarzyszkę. - Dzień dobry, my się już chyba poznałyśmy. Choć miałyście wtedy inne ubrania. - pod drzewem stała babcia Tewkesbury'ego.

- Pewnie już odkryliście to miejsce. - odpowiedziała Holmes.

- Znaleźliśmy je parę dni temu. Może zjedziecie na dół? - popatrzyłyśmy na siebie, po czym zaczęłyśmy schodzić na dół po linie. - Znalazłyście tam coś wartego uwagi waszego pracodawcy? - to pytanie mnie zdziwiło, En też była zdziwiona. Czyżby ta kobieta uwierzyła w to kłamstwo?

- Nie. - stwierdziła brunetka. - Sherlock. - widziałam, że pogubiła się trochę.

- Pewnie sam będzie chciał je zbadać. - powiedziałam z uśmiechem, który dużo mnie kosztował.

- Przypomnicie mi swoje imiona?

- May. May Beatrice Posy.

- Alicent. Alicent Victoria Posy. - odpowiedziałyśmy po kolei.

- A ile macie lat panie Posy?

- Dwadzieścia dwa. - wymyśliła brązowooka.

- Jestem tylko kilka miesięcy starsza od May.

- Będę musiała zwolnić ogrodników za oddanie wam swoich uniformów. - przestraszyłam się, nie chciałam by ktoś tracił przeze mnie pracę.

- Nie, my ich zmusiłyśmy. - odpowiedziałam. - Związałyśmy. Znamy jujutsu. - zrobiłam pozę jakbym chciała zaatakować po czym opuściłam ręce w dół. Kobieta uśmiechnęła się, Enola też. - To sztuka walki.

- Jesteście moje drogie takie pełne niespodzianek. - prychnęłam cicho śmiechem tak jak moja przyjaciółka. - Proszę przyjąć wyrazy współczucia. - zaczęłyśmy razem z kobietą chodzić po lesie.

Sama nie znaczy samotna Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz