2.7 Tłumaczenia

140 8 2
                                    

- O, twoja najnowsza sprawa. - to były pierwsze słowa które usłyszałam po uspokojeniu się. Nie mogłam powstrzymać się od uśmiechu, naiwność w jego głosie była bezcenna. Enola widząc, że się uśmiecham, zrobiła to samo. - Czego ona dotyczy? Czy to kolejny dusiciel z Brixton? Albo z Periwinkle? Tylko mi nie mów, że z Clerkenwell.

- Zdradzisz, dlaczego szukacie mojej siostry i jej przyjaciółki? - zapytał Sherlock, na co zaczęłyśmy być jeszcze uważniejsze w słuchaniu ich wymiany zdań.

- Powiesz mi o swojej sprawie, a ja ci powiem o mojej. - zaproponował policjant.

- Sprawa rządowa. Pieniądze zaginęły. - zmarszczyłam brwi, w końcu dowiedziałyśmy się czegokolwiek o tej sprawie. - Twoja kolej.

- Nadinspektor chce z nimi pomówić i tyle.

- Dlaczego? - mogłam sobie wyobrazić, jak Sherlock marszczy brwi.

- Ja tu tylko wykonuję rozkazy. A może oficjalnie przejdziemy na ty? - popatrzyłyśmy z brunetką na siebie z wielkimi uśmiechami na twarzach. Zakryłyśmy swoje buzie dłońmi by nie parsknąć. Głosy stały się stłumione, nie byłyśmy w stanie już nic zrozumieć, a po kilku chwilach w mieszkaniu zapanowała cisza. Nagle jednak oślepiło mnie światło, a ja i Enola upadłyśmy na podłogę, zagryzłam wargę, bo uderzyłam się głową o podłogę, a nie chciałam by ktoś wiedział.

- Moja wina. Mogłem was ostrzec, że będę otwierał. - wystawił w kierunku En rękę, którą ta walnęła czapką.

- Zabierz ją. - skomentowała wstając na równe nogi. Wzruszył ramionami tym razem kierując dłoń w moją stronę, a ja, choć niechętnie, przyjęłam ją. Puściłam jego rękę, dopiero, gdy upewniłam się, że nie upadnę. Mężczyzna popatrzył na nasze ubrania, które dał nam tamten chłopak.

- Czy chcę to wiedzieć? - popatrzyłyśmy na siebie z brązowooką, po czym pokręciłyśmy głowami synchronicznie. - Nieważne. Mówcie od początku. - odszedł od nas w kierunku stolika.

- Sprawa dla rządu? - zapytałam ciekawa, nie mogłam tego tak poprostu zostawić.

- Nie. - chciał uciąć temat czarnowłosy, ale ani ja, ani Enola nie mogłyśmy tak tego zostawić. 

- "Powiesz mi o swojej sprawie, a ja ci powiem o mojej." - prześmiewczo sparodiowała Lestrade'a młodsza Holmes, na co parsknęłam, zauważyłam nawet mały uśmiech u bruneta.

- To ciamajda. Muszę wiedzieć, co na was mają. - stwierdził patrząc raz na swoją siostrę, a raz na mnie. Potem odwrócił wzrok, ale pomimo tego dalej patrzyłam na niego proszącym spojrzeniem. Chyba to wyczuł, bo westchnął bezsilnie.  - Pieniądze. Nierejestrowane kwoty przechodzą przez konta rządu. Moja teoria to łapówkarstwo, wyłudzenie lub szantaż. - ja i Enola popatrzyłyśmy na mapę Londynu zafascynowane.

- I czego się dowiedziałeś? - zapytałyśmy równocześnie.

- Wiem, że oddzielne wpłaty z pięciu różnych kont idą przez Skarb Państwa na jeden prywatny rachunek. - wskazał na jedną z kartek fajką, którą trzymał w dłoni.

- Aha, czyli ktoś się na tym bogaci, tak? - popatrzyłam na sekundę na niebieskookiego.

- Tak. - odparł spokojnie.

- Kto? - Enola zadała właściwe pytanie.

- Nie ma imienia, tylko ten numer. - pokazał na kolejną kartkę z wypisanymi cyframi. - Poszedłem do banku popytać. A pieniądze zniknęły. I pojawiły się w innym banku i innym, i kolejnym, i kolejnym, i kolejnym, i kolejnym. - przy ostatnim powtórzeniu uderzył fajką w tablicę, tuż przed twarzą mojej przyjaciółki. Widziałam jej zaskoczoną minę i jak jej ciało wzdrygnęło się. - Każdy z nich jest ukryty za innym numerem konta. W sumie dwadzieścia siedem.

- I co możesz z tego wydedukować? - odwróciłam głowę w jego stronę poświęcając Holmes'owi całą uwagę.

- Trzy rzeczy. Po pierwsze, ten ktoś uwielbia gierki. - zaczął znów chodzić po pokoju, Sherlock jest chyba nadpobudliwy. - Być może jest geniuszem matematyki. Umie zacierać ślady na każdym kroku. A po drugie, źródła są różnorodne. - znów do nas podszedł. - Pięć banków, na południe od rzeki, ale bez oczywistego związku. Wszystko anonimowe. I wszystko idzie do jednej kieszeni.

- A po trzecie? - zapytała En.

- Wie, że go szukam. - i znów poszedł.

- Ale jak? - nie dowierzała młodsza Holmes.

- Za każdym razem, gdy podążam za tropem, zaciera się, znika i pojawia się w innym miejscu. Jakby tańczył ze mną walca. To irytujące. - parsknęłam cicho.

- Czyli ma wyczucie rytmu. Zazwyczaj jeśli chodzi o taniec, to mężczyzna tańczy z kobietą. Musisz w takim razie sprawdzić kroki do tańca. - nie mogłam się powstrzymać, by trochę nie zironizować tej sytuacji. Sherlock popatrzył na mnie pustym wzrokiem, przez co się wzdrygnęłam.

- Czyli na razie nie masz żadnego tropu? - Enola odwróciła uwagę starszego Holmes'a ode mnie.

- Jeden. Tydzień przed pierwszą wpłatą do biura w Westminster włamał się mężczyzna w czarnym meloniku. - i znów wrócił do nas.

- W czarnym meloniku. I co zabrał? - zmarszczyłam brwi.

- Dokument. Nie chcą o nim mówić. Może zawiera poufne informacje. Ale jak to się łączy z resztą sprawy, jest na razie dla mnie niejasne. Teraz wy. Mam nadzieję, że to nie wasza krew. - wyszedł z pokoju pokazując na moje dłonie, były bardziej zakrwawione niż te Enoli.

- Szukamy pewnej dziewczyny. Sary Chapman. - zaczęła En. - Jej siostra nas zatrudniła. Bessie.

- Sarah za dnia pracowała w fabryce zapałek, a nocą w teatrze. Miała kochanka. - Sherlock uniusł na nas wzrok, który wcześniej był wlepiony w podłogę, gdy powiedziałam ostatnie zdanie.

- Poszłyśmy do jego mieszkania. - Enola podeszła do brata wyciągając z torebki list z wierszem. - Dał jej ten list. - spojrzał na niego przez sekundę.

- Dwadzieścia osiem Bell Place? - przewróciłam oczami, on oczywiście musi wszystko wiedzieć.

- Whitechapel, tak. - odpowiedziałam. - I tam znalazłyśmy jej przyjaciółkę. Martwą. - spuściłam wzrok na swoje dłonie, które dalej miały na sobie, teraz już zaschniętą, krew. Cisza trwała przez kilka sekund, nikt nie wiedział jak się zachować.

- Kto ją zabił? Ten gość od maków? - odniósł się do symbolu kwiatka na kartce. A i zapomniałam wspomnieć, on znów zaczął iść na drugą stronę pokoju.

- Tak podejrzewamy. - popatrzyłam na brunetkę gdy to mówiła. - Może on porwał Sarę, a jej przyjaciółka to odkryła.

- Miłość. - prychnął straszy Holmes. - Ma straszny wpływ na ludzi. - poczułam jak serce ściska mi się boleśnie, choć czego się spodziewałam? Sherlock jest socjopatą, a ja głupia, zakochałam się w nim. Do moich oczu zaczęły napływać łzy, ale szybko zamrugałam odganiając je, nikt nie musi wiedzieć, że te słowa mnie zraniły. - Narzędzie zbrodni?

- Nóż kuchenny. - mój głos stał się pusty i rzeczowy.

- A któraś z was dotknęła tego noża? - dopytywał.

- Nie. - powiedziałyśmy równocześnie.

- To dlaczego uciekłyście?- nie rozumiał czarnowłosy.

- Znalazłyśmy kolejny dowód w jej pokoju. A policjant chciał go zabrać.

- Miał taką dziwną laskę. - dodałam od siebie.

- Grail. - popatrzyłyśmy z przyjaciółką na detektywa ze zmieszaniem. - Niestety go znam.

Sama nie znaczy samotna Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz