• SZTUKA PRZEPRASZANIA •

691 44 79
                                    

Wyczerpany Cole siedział oparty o beżową ścianę, tuż pod parapetem. Tuż obok Kai, wręcz leżał na podłodze, jedynie głowa spoczywała na czarnej, zwiniętej w kulkę bluzie przyjaciela, której ten mu użyczył, aby mógł się wygodnie usadowić. Smith cicho sączył wodę mineralną, wprost z butelki. Co prawda napój należał do czarnowłosego, jednak szatyn stwierdził, że "co twoje to i moje, i należy się dzielić".

- Ej no, zostaw mi trochę - brązowe tęczówki spiorunowały Cole'a, gdy ten bezczelnie zabrał z dłoni Kai'a plastik i sam zaczął pić. Zgrywając obrażonego, chłopak założył ręce na pierś i odrzucił głowę w bok, nie patrząc na drugiego.

- Nie fochaj mi się tu, płomyczku - mruknął cicho, powracając wzrokiem do młodszego. Zachichotał pod nosem, widząc jego postawę.

Brązowooki poczuł delikatne szturchnięcie w ramię. Postanowił w końcu uraczyć przyjaciela spojrzeniem. Zauważył, iż ten prawie nad nim zawisł. Leżał on bowiem na boku, oparty głową o dłoń i taksował Kai'a wzrokiem, niemalże go nim pożerając. Jego oczy na dłużej zostały przy bransoletce, z którą Smith się nie rozstawał od czasu, gdy ją dostał.

- Piłeś z tej samej butelki, co ja. A wiesz, że jeśli ktoś pije z tego samego naczynia, to tak, jakbyś się z tą osobą całował? - odezwał się Cole, kiedy poczuł, że Kai mu się przygląda. Czarne kosmyki jego grzywki, delikatnie zasłaniały ciemne oczy, jednak drugi wciąż je widział. Od zawsze uważał, że ma on ładne tęczówki o intensywnie czarnym kolorze. Często lubił się w nie wpatrywać, widząc tą wesołą iskierkę, która zawsze się w nich skrywała.

- W takim razie... - jego oczy spoczęły na pełnych ustach Brookstone'a. Kiedy dostrzegł, gdzie wpatruje się w Smith, odruchowo zacisnął je w kreskę. - Lubię się z tobą całować - zaśmiał się prawie niesłyszalnie. Jego mina zrzedła, bo nie był już w centrum uwagi Cole'a.

Kiedy do czarnowłosego dotarł sens słów niższego, poczuł jak serce mu staje, a gardło zaciska. Motyle w jego brzuchu przyjemnie dawały o sobie znać. Nigdy nie sądził, że Kai może powiedzieć mu coś takiego, a teraz był w niebie, prawdziwym raju. Usiadł on po turecku, opierając łokcie o kolana i przetarł dłońmi twarz.

- Hej... Powiedziałem coś nie tak? - Cole znów przeniósł ciemne tęczówki na szatyna. Leżał ze smętnym wyrazem twarzy i nerwowo bawił się palcami. Przestraszył się, że palnął coś, co mogło by zaszkodzić relacji jego i zielonookiego chłopaka naprzeciw niego.

- Nie, skądże. Jest okej - ocucił się wreszcie i potrząsnął głową. - Zawiesiłem się po prostu. Wybacz - na jego słowa, twarz Kai'a przyozdobił cwaniacki uśmieszek, który Cole tak dobrze znał. Wiedział, że coś się święci.

- Czyli, co? Nie mam, co liczyć na buziaczka w ramach przeprosin, że wypiłeś moją wodę? - wysunął dolną wargę, robiąc oczy szczeniaka. Minka, którą tak dobrze sobie wypracował. I w dodatku ten uroczy głosik, który nie prosi, ale karze. Subtelnie, lecz na tyle przekonująco, iż sam Brookstone nieraz dał się nabrać i mu ulegał.

Teraz totalnie go zamurowało, nie wiedział, co robić. Czy Kai powiedział to jako żart? Ale ten wyraz twarzy. Chłopak nigdy tego nie robił, gdy żartował. Trudno, może zniszczy ich relację, może Smith się pogniewa, ale spróbuje. Najwyżej wybroni się, że "to w ramach przeprosin". Nachylił się nad przyjacielem. Przez chwilę patrzyli sobie w oczy. Cole dostrzegł nutę niezrozumienia w jego czekoladowych tęczówkach, lecz nie mógł się już wycofać. Nie chciał się wycofać. Przełknął głośno ślinę i zbliżył usta do jego policzka, dając mu szybkiego całusa.

Wraz z nadejściem pocałunku, Kai poczuł jak jego cała godność w trybie natychmiastowym opuszcza jego ciało. Wyraźnie zaskoczony, zamrugał oczami, wpatrując się w swoje odbicie w ogromnym lustrze, które ciągnęło się przez całą ścianę, wzdłuż i wszerz, naprzeciw nich.

Tajemniczy wielbiciel Kai'a || Lavashipping Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz