• CISZA PRZED BURZĄ •

593 29 48
                                    

- Hej - mruknął nieco niezręcznie Cole, otwierając drzwi chłopakowi, gdy usłyszał pukanie. Uśmiechnął się radośnie i szeroko rozstawił ramiona, by za chwilę Kai mógł w nie wpaść, zarzucając ręce na jego kark, leniwie przeczesując czarne kosmyki. On sam swoje ulokował na jego talii i schował twarz w zagłębieniu jego szyi, wdychając zapach jego delikatnych perfum. - Wejdź, zapraszam - wyswobodził się i przesunął odrobinę, robiąc mu miejsce. Dostrzegł jak zagryza on nerwowo wargę. Zdjął trampki w przedpokoju i odwiesił kurtkę.

Brookstone ruszył do innego pomieszczenia, a zaraz za nim podążył Kai. Szybko znaleźli się w jego pokoju. Nie odzywali się do siebie prawie wcale. Cisza, która była pomiędzy nimi była po prostu tak właściwa, że nie czuli potrzeby wypowiadania do siebie jakichkolwiek słów. Ale umysł pragnął usłyszeć głos ukochanej osoby. Ludzie mogliby bez większego problemu porozumieć się bez używania mowy, jednak chęć porozmawiania z kimś, posłuchania znanego nam tonu i wygoda, stanowczo zwyciężała.

- Cole? - odezwał się Kai jako pierwszy. Brunet leżał płasko plecami na swoim łóżku, obejmując szatyna ramieniem, którego głowa spoczywała na jego torsie. Jego noga natomiast znalazła swoje miejsce pomiędzy tymi Brookstone'a. Drugi spojrzał na niego, gdy palec, którym jeździł po jego klatce piersiowej, pozostawiając po sobie jakieś szlaczki, zniknął.

- Hm? - wymamrotał w końcu. Młodszy nie odpowiedział, wgramolił się jedynie na chłopaka, kładąc się na nim. Stykali się nosami, a kiedy poczuł oddech Kai'a na swojej twarzy, Cole otworzył oczy napotykając brązowe spojrzenie. Uśmiechnął się półgębkiem do siebie, a za chwilę mógł poczuć, jak ciepłe wargi delikatnie muskają te jego. Również zaczął poruszać tymi swoimi, łapiąc Smith'a za tył głowy i wplatając palce w jego najeżone włosy. Gdy się od siebie odsunęli, szatyn schował twarz w zagłębieniu jego szyi. Cole czuł na żuchwie przyjemne łaskotanie spowodowane tym, że Kai kręcił głową, a jego czupryna drażniła go w obojczyk. Czarnowłosy objął go szczelnie ramionami, przyciskając bliżej siebie, o ile było to jeszcze możliwe. Teraz pomiędzy nimi nie było ani centymetra wolnej przestrzeni.

- Mieliśmy rozmawiać - Cole usłyszał niewyraźny chichot Kai'a. Zelżał uścisk i pozwolił mu, by jego czoło dotknęło tego Smith'a.

- A o czym tu rozmawiać? - wymruczał w jego wargi, kolejny raz tego dnia je ze sobą łącząc. Kai sapnął mu cicho wprost w usta.

Przekręcił ich, a szatyn pisnął niespodziewanie. Nie rozłączając ich ust, ostrożnie położył młodszego pod sobą i zawisnął nad nim, wciąż go całując. Oderwali się od siebie niechętnie, gdy obaj poczuli, że zaczyna brakować im powietrzna. Posłali sobie zadowolone uśmiechy, przepełnione szczęściem i radością z faktu, że mają siebie.

- Rumienisz się, kochanie - próbował uspokoić oddech, a następna fala czerwieni oblała policzki Kai'a, gdy Cole patrzył na niego, wręcz pożerając go wzrokiem. Brunet syknął, kiedy poczuł dość silne uderzenie w kość potyliczną.

- Naprawdę mieliśmy gadać - odszepnął mu nieco zirytowany, przewracając oczami. Westchnął głośno, kiedy jedna z rąk Brookstone'a, gładko wślizgnęła się pod jego bluzę, która swoją drogą należała do Cole'a. Była to ta sama, którą pożyczył mu tego dnia, w którym to mieli się pocałować, w usta, lecz mama drugiego im przeszkodziła. Zapomniał mu ją oddać, dlatego postanowił ją sobie przywłaszczyć. W końcu, nie przypominał sobie, by Cole domagał się zwrotu owej odzieży. Gorąca dłoń zaczęła gładzić go po brzuchu, by później zjechać na plecy, które Kai specjalnie wygiął w łuk, i lekko unosząc biodra do góry, aby starszy miał do nich lepszy dostęp.

- To może poczekać.

Odparł i zabrał dłoń, ale tylko na chwilę. Zaczął podwijać bluzę do góry. Kai uniósł głowę, która dotychczas leżała na poduszce i dźwignął jedną brew ku górze. Z początku, nie wiedział, co Cole planował, jednak zachichotał uroczo, trochę dziecinnie, gdy poczuł ciepłe wargi na swoim brzuchu. Usta bruneta zaczęły błądzić po jego ciele, pozostawiając niesamowite uczucie. Już zdążył zauważyć, że Kai ma łaskotki. Nieprzerwanie jednak sunął po jego rozgrzanej skórze, co jakiś czas dokładając język do swoich czynności. Gdy tylko to robił, z ust szatyna uciekały drobne pomrukiwania oraz śmiech. Raz nawet opuścił je dość głośny jęk, lecz Smith szybko przyłożył dłonie do swoich ust, by powstrzymać niekontrolowane odgłosy.

Tajemniczy wielbiciel Kai'a || Lavashipping Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz