20.

942 67 34
                                    

Moje oczy były całkiem zaklejone tak jakbym przespała właśnie sto lat. Podniosłam się do siadu przecierając ospale całą twarz dłonią. Moje serce zatrzymało się gdy zorientowałam się, że leżę we własnym łóżku, ale wciąż w tych samych ubraniach, które miałam na sobie....dzisiaj? Wczoraj? Poczucie czasu umknęło mi całkowicie.

— Kurwa. — Mruknęłam stając na zimnej podłodze. Cały obraz wciąż mi się rozmazywał, a szmery dochodzące z salonu odbijały się w moich uszach. Opierając się ręką o ścianę zmarszczyłam brwi gdy zobaczyłam siedzącego na kanapie Grealisha i podającego mu kubek z jakimś parującym napojem Bednarka. Rzuciłam im zdezorientowane spojrzenie. — Dlaczego nie jesteśmy w szpitalu?

— Zasnęłaś w poczekalni, zrobiło się późno. Musieliśmy wracać i przespałaś tu jeszcze całą noc.

Nie pamiętałam z tego absolutnie nic, musiałam być całkowicie wykończona, a mój głęboki sen był tylko dodatkiem.

— Wiecie co z nim? — Spytałam od razu.

— Obudził się, według Florence wszystko jest dobrze, nie ma żadnego zagrożenia życia. Neurologicznie daje sobie radę, nie miał nawet najmniejszego wstrząsu, więc chociaż tyle. — Odezwał się Bednarek.

Nie odpowiadając nic skierowałam się do kuchni. Otworzyłam najwyższą szufladę i wyciągnęłam z niej tabletki przeciwbólowe. Połknęłam jedną bez popijania jej wodą. Zapomniałam nawet odłożyć opakowanie na miejsce, tylko wróciłam do pokoju aby zgarnąć z niego bluzę i dresy leżące na oparciu fotela. Wzięłam szybki prysznic nie myśląc o niczym, mając wrażenie jakby mój umysł sam kontrolował to co robię, a ja jestem tylko widzem mojego życia. Przepłakałam twarz zimną wodą, a spoglądając w lustro skrzywiłam się. Moje worki pod oczami były o wiele większe niż zwykle, a moja skóra wyglądała na całkowicie wypraną z naturalnych kolorów. Moje włosy wcale nie wyglądały lepiej. Nigdy nie układały się tak jak chciałam, ale tym razem było o wiele gorzej. Dopiero po wciągnięciu na siebie bluzy zorientowałam się, że przypadkiem wzięłam bluzę Casha. Była na mnie trochę za duża, ale nie wyglądałam w niej jak worek ziemniaków.

Na wieszaku na korytarzu była zawieszona moja czarna torba. Zdjęłam ją i założyłam na siebie jeszcze puchową kurtkę. Na nogi wsunęłam miękkie śniegowce, nie miałam siły na siłowanie się z twardymi i niewygodnymi glanami, które nie były jeszcze w pełni rozchodzone.

Gdzie ty wychodzisz? — Wychylił się Grealish zza ściany.

Idę do szpitala. W zamrażarce macie mrożoną pizzę. W sumie bierzcie co chcecie. Zapasowe klucze są pod wazonem. — Otworzyłam już drzwi.

Czekaj, czekaj. Pojedziemy z tobą, jak tam dojedziesz?

Możecie dojechać później, ja idę teraz. — Oznajmiłam. — Na razie.

Szybkim krokiem doszłam do metra. Zimny wiatr owiał już porządnie moje zatoki, które będą domagały się o pomstę do nieba przez następny tydzień. Zaczęłam żałować już, że nie wzięłam ze sobą czapki. Nie chciałam nawet liczyć ile godzin przespałam, ale pomimo tego czułam się tak jakbym nie spała tydzień. Moje mięśnie były obolałe jak przy grypie. Po drodze wycierałam jeszcze palcami łzy kapiące z moich oczu. Z jednej strony chciałam być sama, a z drugiej przydałby się obok mnie Grealish czy Bednarek. Nawet Mings z którym nie miałam tak dobrego kontaktu jak z nimi sprawiłby, że poczułabym się choć trochę mniej samotnie. Przez chwilę przeszło mi nawet przez myśl zadzwonienie do mamy, ale szybko wzięłam się w garść widząc przed sobą ogromny przeszklony wieżowiec w którym znajdował się szpital. Z trudem przełknęłam ślinę i pchnęłam drzwi prowadzące do recepcji.

Give it time // Matty Cash ff  Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz