5

1.6K 83 17
                                        

Końcówka mojego dnia prowadzącej dziennych relacji na Instagramie. Prawdę mówiąc przyjemnie było oderwać się choć na chwilę od mojego aparatu pomimo tego jak bardzo kocham tą pracę jak i mój sprzęt.
Siedziałam przy jednym ze stolików z paroma członkami reprezentacji i kilkoma osobami z organizacji. Ja siedziałam na samym końcu prostokątnego stołu. Obok mojego prawie pustego już talerza leżał mój telefon odwrócony ekranem w dół. Robiłam tak już z przyzwyczajenia.
- Kto teraz? Robert? - Rzucił Szczęsny.
- Ale mi się już pomysły skończyły, Mateusz teraz ty. - Wskazał na mężczyznę siedzącego parę miejsc dalej ode mnie.
- O boże, nie mam pojęcia. - Parsknął śmiechem.
Wszyscy graliśmy w ich idiotyczną grę, która polegała na powiedzeniu czegoś czego nigdy się nie zrobiło, a ten kto to zrobił podnosił rękę. Przeważnie mieli do tego alkohol, ale nikt nie miał wyjątkowo ochoty na picie dlatego grali zwyczajnie dla zabawy.
Mój telefon zaczął wibrować, więc od razu go podniosłam. Nie miałam najmniejszej ochoty odbierać połączenia od mojej rodzicielki, jednak przycisnęłam zielony przycisk.
- Halo? - Odezwałam się ściszonym głosem przyciskając palec do drugiego ucha, aby wyciszyć donośne głosy chłopaków.
- Annie, chciałam z tobą porozmawiać o świętach.
Faktycznie, święta zbliżały się wielkimi krokami, a ja całkiem straciłam poczucie czasu będąc w ciepłym Katarze.
- O co chodzi? - Spytałam mając nadzieję na krótką rozmowę, która skończy się codziennym nieporozumieniem.
- Rodzice Marka przyjeżdżają o siedemnastej, bo najpierw muszą zajechać do swoich rodzin, ale myślałam, że ty możesz wpaść wcześniej żeby pomóc nam wszystko przygotować. - Oznajmiła.
Moje usta bezwładnie rozchyliły się kiedy usłyszałam jej słowa.
- Mamo, ja nie spędzam świąt z rodzicami Marka. - Odpowiedziałam czując jak moje gardło boleśnie się zaciska.
- Nie pytałam cię o zdanie skarbie, to już było ustalone od długiego czasu nie będziemy nagle wszystkiego przekręcać. Wiesz jak bardzo szanujemy jego rodziców. Przyjaźnimy się.
Wzięłam głęboki oddech i wstałam od stołu nie przysuwając za sobą krzesła i całkiem ignorując reakcje chłopaków siedzących ze mną przy stole. W zasadzie nie słyszałam już ich głosów o ile w ogóle cokolwiek mówili.
Szybkim krokiem wyszłam z wielkiej hali z ogromnym szwedzkim stołem i dopiero kiedy znalazłam się na korytarzu zwolniłam tempa.
- Nie przyjadę jeśli oni tam będą. - Zebrałam się wreszcie w sobie aby powiedzieć to na głos.
- Nie zachowuj się jakbyś miała piętnaście lat, jesteśmy wszyscy dorośli.
Przyłożyłam chłodną dłoń do mojego rozgrzanego czoła.
- Mamo, ktoś pokazał twojej własnej córce jak bardzo jej nie szanuje, a ty zapraszasz jego rodziców na Wigilię, którą powinno spędzać się z rodziną. - Czułam jak moje oczodoły robią się coraz cieplejsze, jednak starałam się oddychać powoli aby nie pogarszać mojego stanu.
Oparłam się plecami o ścianę, bo moje nogi stawały się miękkie jak wata cukrowa.
- Nie przesadzaj, jak zwykle dramatyzujesz jakbyś była jakąś księżniczką. Nikt dla ciebie specjalnie nie zmieni wszystkiego.
- To nie jest wszystko, to jest tylko Wigilia.
- No właśnie, to tylko Wigilia. Nie musicie ze sobą rozmawiać wystarczą krótkie życzenia. Będzie więcej osób, na pewno znajdziesz kogoś do rozmowy. - Parsknęła ignorancko.
Przetarłam twarz dłonią.
- Czy ja w ogóle wciąż jestem twoją córką?
Usłyszałam tylko prześmiewcze parsknięcie.
- Skąd to pytanie Annie?
- Wczoraj miałam urodziny, nikt do mnie nie zadzwonił. Ja nawet nie wiem czy przyjadę na święta. - Zająknęłam się.
- Co ty w ogóle gadasz?
- To co usłyszałaś, nie wiem czy w ogóle przyjadę na święta.
- Po tym co mi powiedziałaś ostatnio nie mieliśmy z ojcem najmniejszej ochoty składać ci jakichkolwiek życzeń.
Jej słowa trafiły w moje serce jak seria mieczy wymierzonych prosto w nie.
- Albo ja, albo rodzice kogoś kto mnie zdradził, wybierzcie sobie sami. - Mruknęłam.
Czekanie na odpowiedź o mało co mnie nie zabiło.
- Nie mogę wybierać kogoś kto jest jeszcze tak niedojrzały mentalnie. Rób sobie te zdjęcia, może w którymś momencie przypomnisz sobie o swojej rodzinie.
- Wesołych świąt mamo. - Powiedziałam i nie czekając na jej słowa rozłączyłam się.
Przyłożyłam palce do oczu powstrzymując słone łzy, które siłą cisnęły się na moje policzki.
- Jakaś kłótnia? - Głos Casha sprawił, że moje łzy cofnęły się do tyłu, a ja zachłysnęłam się powietrzem.
Moje spojrzenie chyba wciąż było dość niemrawe, bo Matty zmarszczył brwi kiedy odwróciłam się w jego stronę.
Rozłożyłam lekko ręce zaciskając usta.
- Mały problem ze świętami. - Odpowiedziałam wciskając dłonie i telefon do kieszeni bluzy, którą miałam na sobie.
- Gdzie je spędzasz? - Spytał.
- No właśnie w zasadzie to nie wiem. - Znów zacisnęłam usta niezręcznie.
Mężczyzna spojrzał na mnie współczującym wzrokiem, który chciałam wymazać całkiem z pamięci.
- Nieważne, coś się przecież wymyśli. - Ominęłam temat.
- Myślę, że wszystko dzieje się z jakiegoś powodu.
Odruchowo przewróciłam oczami co wyglądało bardzo niemiło, dlatego później od razu zamrugałam parę razy tak jakby to miało naprawić sytuację.
- To znaczy. - Wybełkotałam - Nie chciałam przewrócić oczami. - Dodałam zmieszana.
Cash założył ręce na piersi i oparł się o biały filar, których w całym hotelu było całkiem sporo. Dodawały mu eleganckiego i królewskiego wystroju. Mężczyzna zaśmiał się łagodnie.
- Wiem o co ci chodzi. - Uspokoił mnie, a mi z serca momentalnie spadł ciężki kamień.
Często martwiłam się tym jak ktoś z zewnątrz mnie odebrał kiedy źle wyraziłam to co miałam na myśli, w pewnym momencie stawało się to zwyczajnie męczące i nużące.
- Zresztą pewnie masz rację, że wszystko jest po coś. - Machnęłam delikatnie ręką w jego stronę, po czym schowałam dłonie w kieszeniach bluzy, czując jak moja postura się kurczy z czystych nerwów.
- To znaczy, nie. Nie w każdym przypadku coś się dzieje po coś. - Wzruszył ramionami. - Chodziło mi o prostsze przypadki.
- A ty? - Mój umysł powędrował w zupełnie inną stronę. - Gdzie spędzasz święta?
- Odwiedzam moją rodzinę w Polsce w zasadzie pierwszy raz.
- Pierwsze Polskie święta?
- Tak, jestem jeszcze początkujący w tym temacie. - Zaśmiał się.
Jego śmiech nie był uciążliwy, wręcz przeciwnie brzmiał bardzo przyjemnie. Mój śmiech natomiast był bardziej żabim rechotem, który zabijałam jak najszybciej tylko potrafiłam.
- O ile Polskie święta potrafią być uciążliwe, o tyle uwielbiam robić wtedy zdjęcia. Nie wiem czy magia świąt istnieje czy nie, ale zdjęcia wychodzą wtedy o wiele lepsze. - Przyznałam.
- Masz jakieś przy sobie?
Nie spodziewałam się tego pytania, zbiło mnie z tropu.
- Zawsze wożę ze sobą album z podpisanymi kartami pamięci, jest dla mnie ważniejszy niż paszport. - Uśmiechnęłam się wciąż wyczuwając w sobie samej niezręczność.
Nie widziałam tego u Casha, on wyglądał na całkiem zrelaksowanego.
- A obraziłabyś się jakbym spytał czy mogę pooglądać jakieś twoje zdjęcia?
Podniosłam nieznacznie jedną brew. Przez krótką chwilę odkleiłam się od rzeczywistości tak jakbym lewitowała nad beżowymi płytkami, którymi wyłożona była podłoga.
- Nie, to żaden problem jeśli serio chcesz je zobaczyć. - Wzruszyłam ramionami. - Mam wszystko w pokoju. - Zająknęłam się przypominając sobie o fakcie, że mój pokój wyglądał jak pobojowisko. Przygryzłam usta karcąc siebie w myślach za to, że nic nie posprzątałam kiedy o tym pomyślałam leżąc rano w łóżku.
Cash wskazał dłonią korytarz prowadzący do wind i spojrzał na mnie pytająco, a ja pokiwałam głową i oboje zgodnie ruszyliśmy przed siebie.
- Nico mówił mi trochę o tym dlaczego wybrałaś fotografię. - Zaczął Matty.
- Kiedyś mu chyba o tym opowiadałam, ale wydaje mi się, że to było po paru piwach dlatego nie bierz tego na poważnie. - Otworzyłam szerzej oczy przypominając sobie o wieczorze podczas którego spotkałam Zalewskiego w barze i tam lepiej się poznaliśmy.
- Nie, ale myślę, że to urocze. - Zapewnił mnie. - Niedużo ludzi ma taką pasję.
- Czy ja wiem? Raczej każdy fotograf powie ci, że po prostu uwielbia uchwycać piękno świata. - Mruknęłam dodając do ostatnich słów poetycki akcent.
- W zasadzie to Nico mówił trochę co innego, że spodobało ci się to dlatego, że w którymś momencie zorientowałaś się, że fotografia uchwyca nie tylko to co jest z zewnątrz, ale i dusze ludzi. - Przeszły mnie ciarki gdy usłyszałam od kogoś z zewnątrz coś co faktycznie mogłam powiedzieć po kilku piwach.
- No wtedy to serio miałam za dużo procentów we krwi. - Zaśmiałam się pocierając dłonią mój kark.
- Ale to wcale nie jest głupie.
- No może to i jest jakiś mały powód dla którego to lubię, nie wiem. - Mój głos stawał się coraz bardziej wyblakły.
Przyłożyłam magnetyczną kartę do drzwi i weszłam do środka wpuszczając Casha za sobą.
- Mam tu straszny bałagan, nie miałam czasu posprzątać. - Rzuciłam nurkując w mojej walizce z której wyciągnęłam czarny album wypełniony małymi kartami pamięci.
Każda z nich była starannie podpisana. Często czułam bezpodstawną panikę, że któraś karta się zgubiła, przez to jak małe one wszystkie były. Przekartkowałam album i wyciągnęłam kartę odpowiadającą zdjęciom pochodzącym z jednych z lepszych świąt Bożego narodzenia jakie przeżyłam.
Usiadłam na łóżku, a Cash usiadł po drugiej stronie. Wzięłam na kolana mojego laptopa, który na mistrzostwach był moim najlepszym przyjacielem gdy przesiadywałam po nocach obrabiając zdjęcia, które zrobiłam w dzień.
Podałam komputer Matty'emu.
- Możesz przejrzeć co chcesz. - Pozwoliłam mu. - To jest moja babcia. - Mruknęłam, kiedy czarnobiałe zdjęcie pojawiło się na ekranie.
Cash skinął głową.
- Nie jest czarnobiałe dlatego, że nie żyje. - Zaśmiałam się widząc jego minę, która wskazywała na to że nie wie jak się zachować. - Nie dogadujemy się za dobrze, wtedy akurat trochę się pogryzłyśmy więc byłam na nią zła.
- Każda osoba ma inną kolorystykę, nawet nie chcę wiedzieć ile siedziałaś nad edytowaniem tych zdjęć. - Podparł brodę na swojej zaciśniętej pięści co jakiś czas spoglądając na mnie.
- Do każdej osoby mam inny stosunek, dlatego inna kolorystyka.
- Chyba czas sprawdzić jak przerabiasz moje zdjęcia.
Parsknęłam cichym śmiechem.
- Zdjęć do pracy nie przerabiam w ten sam sposób jak robię to z prywatnymi. Te do pracy obrabiam żeby były poprawne. - Wzruszyłam ramionami. - Za prywatne zdjęcia nie dostaje wynagrodzenia, więc robię co mi się podoba. Choć robiąc zdjęcia na meczach też daję się ponieść i organizatorom się to chyba podoba.
Nie zorientowałam się, że Cash cały czas wbijał we mnie wzrok. Nie był jednak przenikliwy, a raczej delikatny i przyjemny.
- A mówiłaś, że nie masz wielkiej pasji do fotografii.
Poczułam mrowienie w policzkach, które lada chwila mogły stać się różowe jak i nie czerwone tak jakbym chwilę postała na mrozie.
- Tego nie mówiłam, mówiłam że nie mam inspirującego wytłumaczenia na to dlaczego zajmuję się fotografią. - Podniosłam jedną brew odgryzając się.
Cash pokręcił tylko głową i parsknął śmiechem, a ja uśmiechnęłam się prawie niewidocznie.
- Nie chcesz się przyznać. - Zarzucił mi.
Wzięłam białą poduszkę, z końca łóżka i rzuciłam nią w mężczyznę, który zdjął mojego laptopa z kolan i wyłożył dłonie do przodu broniąc się przed ciosem.
- Okej, okej już nie będę wyciągał twojej duszy na zewnątrz. - Zaśmiał się, a ja oparłam brodę na dłoni patrząc jak bierze z powrotem laptopa na kolana i dalej przegląda zdjęcia zrobione przeze mnie.

Give it time // Matty Cash ff  Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz