Rozdział III

131 11 5
                                    

Po cichu podeszłam do łóżka Thorpe'a, w celu sprawdzenia czy śpi. Jego parametry były w normie, a sam oddychał miarowo, spokojnie. Czy będzie w stanie wstać i do tego mnie udźwignąć? Nikt inny jednak nie pozostał mi do pomocy, a sama starałam nie przejmować się jego samopoczuciem. Bylebym ja dała radę..

- Czemu mi się tak przypatrujesz?- odezwał się słabym głosem, po czym usiadł. Czyli już się ruszał. Postęp.

- Czy jeżeli odłączono by Cię na powiedzmy, kilka minut, od tego przeklętego urządzenia..- zaczęłam, po czym głośno przełknęłam ślinę - Dałbyś radę mnie unieść? Podsadzić..

- No nie wiem, nie wiem..- zaśmiał się, jednak jego twarz dalej była blada jak ściana i sprawiał wrażenie osłabionego. Czy naprawdę jest sens go aż tak narażać - A po co, Addams? Chcesz się wydostać?

- Muszę porozmawiać z dyrektorką..- odparłam, siadając na jego łóżku szpitalnym- Ta cholerna pielęgniarka mnie nie wypuści..

- A co nie tak z Weems?- drążył Pan Ciekawski.

- Czyli Ty też nie pamiętasz..- mruknęłam sama do siebie - Nic co by Cię obchodziło.- odparłam sucho, z nadzieją, że przestanie wypytywać.

- Jak mam zaryzykować życiem dla Twojej sprawy, to chcę wiedzieć jakiej.- uparł się, co nie było mi na rękę, chociaż trochę go rozumiałam.

W kilka minut wyjaśniłam mu że Larissa powinna nie żyć i że to dziwne że nikt nie pamięta jej śmierci. Z początku myślałam że mi nie uwierzy, jak to ma w zwyczaju, ale chyba przez wydarzenia z zeszłego roku szkolnego zmienił swój sposób myślenia, co wyczytałam po jego poważnym wyrazie twarzy.

- Syreni śpiew..- mruknął z początku sam do siebie - Tylko syreni śpiew może wywołać taki efekt..

- Ale skoro wszyscy inni, w tym Ty, go słyszeli to kiedy? I czemu ja nie słyszałam?

- Być może puścili to na rozpoczęciu roku, a później weszła Weems. Wiesz, byli na tym wszyscy pracownicy i uczniowe..

- Ale nie my.- przerwałam - Ciebie też tam nie było.

- Ale jak przechodziłem przez dziedziniec to usłyszałem próbę i piosenkę, która miała być puszczona - dopiero teraz wszystko nabierało sensu - Rzeczywiście brzmiała znajomo..

- Znajomo?

-Bianca..

- A tak.. - nie chciałam teraz wysłuchiwać jego miłosnych zażaleń, jak jego dziewczyna podobno go zmanipulowała - To pomożesz mi? Każda minuta się liczy..

- Nie wiem czy dam radę..- westchnął. Na jego twarzy malowało się wyraźne wyczerpanie, ale podjął próbę odłączenia kroplówek i tych wszystkich innych rurek od siebie.

- Czekaj.- przez impuls chwyciłam go mocno za rękę, którą właśnie podnosił - Jak się odłączysz to chyba nic się nie stanie, co?

- A od kiedy się martwisz o życie innych? - zaśmiał się.

- Nie dałam się postrzelić strzałą tylko po to, żebyś umarł w tak idiotyczny sposób.- warknęłam, puszczając jego kończynę.

- A co do tego..

- Nie teraz, to też był głupi impuls. Po prostu pomóż mi.- odwróciłam wzrok po czym wstałam z łóżka. Thorpe ociągał się z odłączaniem tych wszystkich machin od niego, obiecując że jak tylko wyjdę to się znowu podłączy. Nie chciałam mieć na sumieniu jego śmierci.

- Wstaniesz?- dalej na niego nie patrzyłam. - Nie mam aż tyle czasu. Ta cała pielęgniarka może tu wpaść w każdej chwili.

- Już już..- wydawało mi się że słyszę w jego głosie jakieś załamanie, poddanie się. Chwile później jednak stanął obok mnie i razem podeszliśmy do okna.

- Raczej nie załamiesz się pod moim ciężarem.- stwierdziła, odwracając się do niego - A jak tak, to upewnij się że wyszłam i zacznij wrzeszczeć, żeby to babsko przyszło i Ci pomogło. Jak coś, to mów że ja jestem w toalecie.

Tylko skinął głową z nieobecnym wzrokiem. Następnie pochylił się i wyciągnął dłonie żebym miała na czym stanąć. Zrobiłam to i odruchowo chwyciłam się jego pleców, czując jak się trzęsie. Już myślałam że nie da rady mnie podsadzić, kiedy zaczęłam powoli ruszać do góry. Już zapomniałam jaki był wysoki. Takie okno to była dla nie pestka. Kiedy znalazłam się obok mojego potencjalnego wyjścia, puściłam się chłopaka i zaczepiłam parapetu, podciągając się. Nie puścił mnie do końca, dopóki obie moje nogi nie znajdowały się na parapecie. Nie oglądając się na siebie, zeskoczyłam na trawę. Chwilę później zza mnie usłyszałam mały huk, ale nie przejęłam się za bardzo. Przecież obiecał krzyczeć jak coś się stanie.

Na szczęście, w skrzydle szpitalnym nie przebrali mnie w jakiś biały badziew, a zostawili w starym stroju. Mimo tego postanowiłam jednak wstąpić do mojego pokoju po świeże ubrania, jako iż te nie były już za wygodne po tylu godzinach noszenia. Kiedy weszłam do sypialni, Enid na szczęście nie było. Pewnie uczestniczyła w jakiś bezsensownych lekcjach. Szybko się przebrałam, po czym wzięłam za torbę i ruszyłam w stronę gabinetu Weems.

- Proszę.- lodowaty głos dyrektorki trochę mnie obudził. Weszłam stanowczym krokiem do środka, spotykając się z jej zaskoczonym spojrzeniem.
- Chce wyjaśnień. Teraz.- rozkazałam, stając przed jej biurkiem.
- Pierw może usiądź.
- Postoję.
- Nalegam.
Bez większych już oporów zasiadłam, aby nie marnować cennego czasu.
- A więc o co chodzi Wednesday? Nie powinnaś być w skrzydle szpitalnym? Jeśli chodzi o Twój pobyt w tym miejscu..
- Nie, dobrze wie Pani, że nie o to.- warknęłam, wstając - Pani nie żyje.
- Co..
- Sama widziałam. Martwe ciało. Marilyn Cię zabiła.
- Nie zgodziłam się jeszcze na przejście na ty, panno Addams - Larissa również wstała, sięgając do szuflady - Pozwolisz że coś Ci puszczę...
- Syreni śpiew? Nie nabiorę się.- walnęłam dłonią w stół aby ją powstrzymać. Zastygła bez ruchu po czym bezwiednie opadła na fotel, pocierając czoło.
- Dlaczego to zawsze musisz być Ty..- żachnęła się po chwili milczenia - Nie Wednesday, nie umarłam. Straciłam przytomność, ale na szczęście pielęgniarka w porę mnie znalazła i się mną zajęła w skrzydle szpitalnym, które nie zostało narażone na straty. Postanowiłam zniknąć na lato i namówić syreny do pomocy mi w przygotowaniu piosenki, która sprawi że zapomnicie o minionym wydarzeniu.
- Ale po co ta cała intryga? - zaczęłam, dalej nie zadowolona krótką wypowiedzią dyrektorki - Nie mogła Pani po prostu ogłosić, że jednak Pani żyje i że ktoś Pani pomógł?
- Nie bo widzisz.. nie każdy mógłby mi pomóc w tej sytuacji w jakiej się wtedy znalazłam..- zawahała się - Elena akurat posiada owe.. umiejętności..
- Elena czyli pielęgniarka?
-Och dziecko, znowu za dużo powiedziałam..- wstała gwałtownie po czym ręką wskazała mi drzwi - Wracaj teraz do skrzydła szpitalnego. Zostaniesz tam, póki będzie to potrzebne - nie przyznałam się, że głowa dalej mi pulsuje, skąd więc mogła wiedzieć że dalej coś mi dolega? - Nie wolno Ci nikomu mówić, co tak naprawdę się wydarzyło. Czasami lepiej ludziom w niewiedzy.
- I tak nikt by mi nie uwierzył.- odparłam stanowczo, postanawiając nie pytać już o nic więcej. Później i tak to wyjdzie. Teraz trzeba tylko poobserwować i przepytać Elenę.

Kiedy już znalazłam się przy oknie którym wyszłam, przyuważyłam śmietnik obok ściany. Nie chciałam wchodzić głównymi drzwiami aby uniknąć niepotrzebnych pytań. Przesunęłam kosz, a następnie zwinnie na niego weszłam. Okno było na szczęście otwarte. Wdrapałam się na parapet, a następnie spojrzałam do środka w dól, aby ocenić czy tym razem uda mi obyć bez pomocy Xaviera. Zamarłam, widząc nieprzytomnego chłopaka leżącego na podłodze z kałużą krwi przy głowie.

W mroku Twoich oczu ✔️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz