44

159 11 1
                                    

Kiedy się ocknąłem, leżałem w łóżku, w moim pokoju. Zauważyłem, że byłem przebrany w czystą piżamę, a na skraju posłania zwisał złoty ręcznik kąpielowy. Czy ja... brałem wczoraj prysznic? A może kąpiel? I... przebrałem się? Jedyne co pamiętam, to siedzenie na podłodze w łazience... - temat był wart dłuższego rozważania, gdyby nie straszliwy ból w okolicach złamanego serca. Levi... - do moich oczu momentalnie napłynęły łzy. Nie! Nie mogę się teraz nad sobą użalać! Muszę być silny, muszę... - załkałem cicho i w końcu pozwoliłem, by nieznośna ciecz pozostawiła po sobie mokre i słone ślady na moich policzkach oraz szyi. Wciąż nie potrafiłem pojąć faktu, iż Rivaille potajemnie grał na dwa fronty i nigdy prawdziwie do mnie nie należał. Przecież był moim jedynym powodem do życia, przyjacielem, ukochanym...

Jak mogłem tego nie widzieć? Dlaczego stałem się taki naiwny i głupi? Czemu, po tym wszystkim co przeszliśmy, postanowił złamać mi serce w tak okrutny sposób? Nie potrafię spojrzeć mu w twarz - ta cała, chora sytuacja napawała mnie smutkiem, złością oraz wstrętem do niego i samego siebie.
Nagle moje rozmyślania przerwało donośne burczenie w brzuchu. Może uda mi się zabrać coś na szybko z kuchni i wrócić, żeby zabarykadować się w pokoju? - przeszło mi przez myśl. Powoli wstałem i po cichu skierowałem się na dół. Gdy już otworzyłem drzwi, dziękując w duszy Bogu, wiedziałem, że zanadto się pospieszyłem. Nikt inny, jak Rivaille we własnej osobie, stał przy kuchence i wpatrywał się intensywnie w czajnik, jednocześnie przygryzając przy tym swoją dolną wargę. Miał na sobie czarną, elegancką koszulę, która podkreślała jego porcelanową cerę oraz kolor aksamitnych włosów. Jak zawsze, niesamowicie piękny, otoczony aurą tajemniczości, działający na mnie jak magnez... Jednak to już nie było to samo. Zaledwie kilka godzin temu czułem miłość, błogość, uważałem go za prawdziwe bóstwo... Niestety, w tamtym momencie, narastający ból w piersi nie dawał mi spokoju i uświadomił, jaką cholerną pomyłkę życiową zrobiłem.
Nie miałem jak uciec przed kobaltowymi tęczówkami pełnymi niepokoju. Cały się spiąłem i zrobiłem krok w tył.
- Eren... - wypowiedział miękko moje imię. Nie potrafiłem się poruszyć ani wydobyć z siebie żadnego dźwięku. Po prostu stałem w drzwiach i zastanawiałem się, kiedy dam radę odejść... - Jesteś głodny? Właśnie miałem zamiar zrobić śniadanie - dodał, jak gdyby nigdy nic, a moje rozgoryczenie postanowiło wcisnąć się w kąt i na jego miejsce weszła wściekłość.
- Nie zamierzasz mi nic wyjaśnić? - wydukałem, zaciskając dłonie w pięści. Po tym wszystkim co zrobił, nie chce mu się nawet przyznać do zdrady?!
- Czego wyjaśnić? - zmarszczył lekko brwi i posłał mi spojrzenie, które miało świadczyć o jego niewiedzy. Ogarnęła mnie czysta furia. Miałem ochotę rzucić mu się do gardła, zbesztać... cokolwiek!
- Planowałeś to od samego początku? A może to miał być ten finalny test, co? Chciałeś się zabawić moim kosztem, a potem mnie zniszczyć?! - uniosłem swój głos. Chciałem być twardy, jak na mężczyznę przystało, lecz w pewnym momencie dolna warga zaczęła mi mimowolnie drżeć...
- Nie - odrzekł krótko. Niestety, nie wiedziałem, na które pytanie otrzymałem odpowiedź. - Nigdy nie miałem zamiaru cię skrzywdzić, ani w sobie rozkochać. Ostrzegałem cię, Eren. Sam się o to prosiłeś - nie mogłem uwierzyć własnym uszom. Po tym wszystkim co mi zrobił, jak mnie zranił... pragnął zwalić całą winę na mnie? Miał czelność mnie tym obarczyć? Po moim trupie!
Zdecydowanym krokiem podszedłem do niego dwoma susami, podniosłem rękę, zamachnąłem się i bez cienia zawahania uderzyłem go w twarz zanim zdążył jakkolwiek zareagować. Levi zachwiał się, po czym złapał rantu blatu. Zamrugał kilkakrotnie kompletnie zdezorientowany i zszokowany, wierzchem dłoni przejechał po szybko czerwieniejącym policzku i posłał mi lodowate spojrzenie.
- Jak śmiesz?! - zawołałem pełen goryczy - Dlaczego mi nie powiedziałeś?! Gdybyś z góry zaznaczył, że umawiasz się z kimś innym i zachował się jak prawdziwego dorosłego przystaje, nigdy bym się nie wtrącił! Sam mi na to pozwoliłeś! Spałeś ze mną, do jasnej cholery!
- To była twoja decyzja. Ostrzegałem cię, a mimo to, sam wepchałeś mi się do łóżka - odparł spokojnym, lecz nieco jadowitym tonem.
- Więc postanowiłeś dać mi życiową lekcję? "Złamać mnie"?! - na chwilę przymknąłem powieki, żeby się opanować przed wybuchem histerii. Nic tym nie wskórasz, Eren. Nie zawrócisz czasu. Zostaw tego drania - Możesz sobie pogratulować - stwierdziłem po pewnym czasie ze sztucznym uśmiechem i oczami pełnymi wzbierających się łez. Przez ułamek sekundy wydawało mi się, że skrzywił się z bólu, a w kobaltowych tęczówkach coś zgasło... - Udało ci się. Wygrałeś. Nie chcę z tobą dłużej być. Brzydzę się tobą.
- Co zamierzasz zrobić? - zapytał z lekkim prychnięciem.
- Zamieszkam z Arminem, a jeżeli pan Erwin się nie zgodzi, pójdę nawet na kraniec świata, byle by nie widzieć twojej brzydkiej mordy! - wysyczałem i wyszedłem z kuchni. Następnie wróciłem do swojego pokoju, w którym w samotności wypłakałem się w poduszkę. W pewnym momencie sięgnąłem po telefon i odszukałem w liście kontaktów odpowiedni numer.
- Halo? Eren? - usłyszałem męski głos w słuchawce.
- Panie Erwin... mogę...? - nagle coś stanęło mi w gardle. Zdałem sobie sprawę, że przez to, co zamierzałem zrobić mogłem już naprawdę nigdy nie ujrzeć Leviego, a to zabolało jeszcze bardziej. Pomimo tego, co mówiłem i myślałem... moje serce nadal należało tylko do niego.
- Halo? Jesteś tam? Wszystko w porządku? - dopytywał zmartwiony dłuższą chwilą napiętej ciszy.
- Armin... Muszę porozmawiać z Arminem... - odparłem, wycierając zbłąkane łzy z policzków.
- Już go daję - po krótkiej chwili usłyszałem znajomy, zatroskany głos.
- Eren?
- Armin... przyjedź. Jak najszybciej... - poprosiłem łamliwym głosem i rozłączyłem się bez słowa.

Ⓓ︎Ⓐ︎Ⓓ︎Ⓓ︎Ⓨ︎  I Lᴏᴠᴇ ʏᴏᴜ sᴏ ᴍᴜᴄʜ • Eren x LeviOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz