Eᴘɪʟᴏɢ

343 18 11
                                    


Minęły już cztery miesiące, dwa tygodnie i pięć dni od kiedy zostałem adoptowany przez rodzinę Floy'ów, a od nowego semestru musiałem zacząć ponownie naukę w moim prywatnym, znienawidzonym liceum. Co za tym szło, otrzymałem nowe, odległe od wszystkich miejsce... Ostatni rząd, ławka pod oknem. Żaden nauczyciel nie miał na tyle odwagi, by mnie zapytać czy poprosić o cokolwiek. Nie po tym, co się wydarzyło...

Znudzony kolejną godziną lekcji historii, oparłem podbródek na dłoni i wyjrzałem przez okno. Chmury na niebie zaczęły robić się coraz ciemniejsze i gęstsze, zapowiadając niemałą ulewę. Nie zabrałem ze sobą parasola, a planowałem zerwać się z ostatnich zajęć i odbyć małą "wycieczkę" poza teren szkoły bez wiedzy moich opiekunów. Wiedziałem, że to nielegalne, ale akurat tamten dzień miał być wyjątkowy. Nie miałem co liczyć na rodzinę zastępczą. Mogłem jedynie poprosić o pomoc Leviego, ale... nie chciałem robić mu jeszcze większego kłopotu niż dotychczas. Wzdrygnąłem się na samo wspomnienie o szpitalu.

Po tym, jak Rivaille zdołał uratować mnie z rąk mafii, trafiłem do nieprzyjaźnie wyglądającego, szarego budynku z małymi oknami, nad którego drzwiami widniał charakterystyczny symbol lekarski. Zostałem zbadany, zdiagnozowany, zabandażowany, przebrany i zaprowadzony do niewielkiego pokoju, w którym znajdowało się łóżko, stoliczek oraz dwa krzesła. Levi nie odstępował mnie na krok, dopóki dwie pielęgniarki nie zaciągnęły go na stronę, by zdeterminowany, młody lekarz opatrzył jego obrażenia. Kiedy wrócił, omiótł wzrokiem pomieszczenie, zmarszczył lekko brwi, po czym usiadł obok mnie, na składanym krześle i... nie odezwał się ani słowem. Akurat wtedy nie miałem ochoty na jakiekolwiek rozmowy... Byłem zbyt wycieńczony fizycznie i psychicznie.
Przez pierwsze dni budziłem się w środku nocy z krzykiem. Bez wyjątku. Następnie szukałem wzrokiem Rivaille, który zawsze znajdował się na wyciągnięcie ręki.

Patrzył na mnie swoimi kobaltowymi, pełnymi współczucia oczami, chwytał za spoconą dłoń, której wierzch delikatnie muskał opuszką kciuka, powtarzając przy tym jak mantrę: "Nic ci nie grozi. Jesteś ze mną w szpitalu. Już nikt cię nie skrzywdzi. Wszystko w porządku". Później przychodziły pielęgniarki, żeby zwiększyć dawkę leków nasennych. W taki sposób wytrzymywałem do świtu. W ciągu dnia przyglądałem się, jak Levi przysypiał na krześle, trzymając mnie za dłoń, ze spuszczoną głową. Gdy ciemne półkola zawitały tuż pod oczami, policzki stały się wklęsłe, a jego jedynym posiłkiem były kawa i papierosy, lekarz kategorycznie zabronił mu spędzać większość swojego czasu w szpitalu i zrobił mu specjalny grafik odwiedzin. Niezadowolony, nieco oburzony i zmartwiony mężczyzna zaczął przysyłać do mnie Verde, Hanji oraz od czasu do czasu Petrę, która robiła dosłownie wszystko, żeby oderwać się od żałoby po narzeczonym... Podobno po akcji cały zespół Rivaille został wybity. Co do jednego. Poświęcili się, aby mógł dorwać szefa mafii i uratować mnie oraz Armina. Niestety tylko ja zdołałem przeżyć. Czarnowłosy nie chciał wyjawić mi szczegółów śmierci mojego przyjaciela, dopóki nie byłem na to gotowy psychicznie.

Z czasem dowiedziałem się, że zwyrodnialec z irokezem dopiął swego. Zabił blondyna, a potem... zabawiał się ze świeżymi zwłokami. Kiedy weszła policja i nakryła go na tym nieludzkim czynie, jeden z oficerów nie wytrzymał i zastrzelił drania. Oczywiście, nie powinien był tego zrobić i miały czekać go srogie konsekwencje. Jednak Levi uchronił podwładnego od kary i dodatkowo przyjął go do swojego nowego zespołu, który niedługo później zaczął się formować. Zdawałem sobie sprawę, że nigdy sobie tego nie wybaczę. Armin zasługiwał na lepszą śmierć. Tak samo jak Mikasa...
Na domiar złego, kiedy lekarz miał dać mi wypis, Rivaille postanowił w końcu puścić parę z ust i wyznać mi prawdę o planach adopcyjnych...
- Eren... - usłyszałem jego lekko zachrypnięty głos i napotkałem smutne spojrzenie. - Musimy porozmawiać - kiwnąłem twierdząco głową. - Tak nie może dalej być... Po tym, co się wydarzyło... To zbyt niebezpieczne, żebyś ze mną został, więc... przydzieliliśmy ci z Hanji rodzinę zastępczą - spuściłem wzrok na podłogę. To niemożliwe... Chce mnie oddać? Porzucić...? Teraz? - coś ścisnęło mnie za gardło i poczułem, jak łzy napłynęły mi do oczu.
- Jesteś pewien, że to dobry pomysł? - zapytałem cicho.

Ⓓ︎Ⓐ︎Ⓓ︎Ⓓ︎Ⓨ︎  I Lᴏᴠᴇ ʏᴏᴜ sᴏ ᴍᴜᴄʜ • Eren x LeviOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz