co złego to nie ja #GOATsoe
...
Adison, listopad 2015
Wpadłam do mieszkania, w kompletnym szoku, próbując się uspokoić. Dosłownie szłam tu prawie całą odległość na piechotę, żeby ochłonąć, ale to nic nie pomogło.
Wciąż czułam się oszalała.
– Co ci się stało? – zapytała Riri, gdy jak burza przemknęłam po salonie, potykając się przy tym o komodę. – EJ, rozlejesz mi piwo!
– Sorry – mruknęłam, próbując okiełznać ten dziwny atak paniki.
Niepodobny do żadnego wcześniej, gdyż jego podłoże nie wywodziło się ze zrobionej mi przykrości albo mojego strachu. Ten atak był następstwem mojego wyjścia poza bezpieczną strefę i rzucenia się na bardzo, bardzo głęboką wodę.
I faktu, że mi się to podobało.
– Hej, ziemia do Adison – mruknęła Rihannon, machając mi przed twarzą dłonią. – Przerażasz mnie. Co się stało?
Zatkało mnie.
Nie byłam w stanie spojrzeć jej w twarz. Było mi wstyd.
Ale to tylko udawanie. Nie było prawdziwe. Jestem po prostu głupia i jak zwykle sobie dopowiadam rzeczy. Nic się nie stało.
Nie jestem okropną przyjaciółką.
Albo jestem. Boże, jestem.
– Emm...
– Byłaś z Goatem? – zapytała, na co pokręciłam nerwowo głową, przecząc.
Nawet ona mówi do niego po tej głupiej ksywce. Chyba raz w życiu słyszałam, żeby nazwała go po imieniu.
– Nie. Nie, z Shawnem.
– Żartujesz! OMG! – Ucieszyła się, a ja utwierdziłam się, że jestem złą przyjaciółką.
Posłałam jej sztuczny, wymuszony uśmiech.
Za dużo. Stało się dzisiaj za dużo. Potrzebowałam snu. Książki, odpoczynku. Ucieczki.
– Nieważne – mruknęłam, machając niedbale ręką, chcąc aby porzuciła ten temat.
Rhiannon poszła za mną jak mój cień.
– Myślałam o tym wyjeździe mikołajkowym – zauważyła, gdy wciąż unikałam jej wzrokiem. – Przełożyłam wyjazd do domu i jak dla mnie, musimy tam jechać. Nie daj się prosić, to może być nasza szansa.
– Na?
– Będzie Shawn i Goat. To nasz czas by zalśnić – oznajmiła podekscytowana, na co pokręciłam głową. – Odwalimy się, wystroimy i zawrócimy w ich głowach. Będą nam jeść z dłoni.
Zasłoniłam twarz dłońmi. Muszę wziąć się w garść.
– Nie daj się prosić, Addie – ciągnęła blondynka. – To twoje zaproszenie, nie moje. Nie mogę tam pojechać sama.
– Naprawdę nie chcę tam jechać. Nie jarają mnie takie rzeczy. Będzie okropnie – mruknęłam, patrząc na nią pomiędzy palcami od dłoni. – Wiesz, że się do tego nie nadaję.
– Gówno prawda! Będzie zajebiście. Proszę cię. – Podeszła bliżej, składając dłonie jak do modlitwy. – Proszę, to moja szansa na pobycie z Goatem sam na sam.
Pokręciłam na nią z niedowierzaniem. Przerażała mnie momentami. Przerażało mnie to wszystko.
Co ja, do cholery, wyprawiam?