co złego to nie ja
wiecie co robić #GOATsoe
...
Adison, luty 2023
Siedziałam na trybunach, obok Mary, która na kolanach trzymała Teodora. Dzieciak krzyczał do swojego ojca na boisku, kibicując mu i klaszcząc, gdy tylko Drake'owi udawało się zdobyć kilka jardów. Myślę, że czterolatek kuma z tego sportu więcej niż ja.
Dziś jest czternasty lutego, więc ludziom mocno odwaliło ze względu na walentynki postanowili celebrować swoją miłość jak nigdy dotąd. Idąc ulicom, kobiety targały kwiatki, wielkie miśki, bombonierki i przesadnie różowe serduszka. Wszyscy dookoła stali się zakochani, słodcy aż do porzygu i plują miłością.
Fantastycznie.
Nie miałam co porabiać, więc przyszłam na ostatni trening Rhysa przed wyjazdem. Po walentynkach mają chwilę oddechu i w piątek wyjeżdżają już do Arizony, gdzie odbędzie się finał Super Bowl. Ustaliliśmy też, że nie może pojechać na tak ważne wydarzenie beze mnie, jego fałszywej dziewczyny, więc jadę na zgrupowanie razem z nim.
Muszę się spakować, nawet nie wiem co zabrać. Zawodnicy mają zapewniony hotel, więc... Wygląda na to, że czeka nas wspólny pokój. W książkach – przeczytałabym to na jednym wdechu. W życiu, kiedy mam dzielić łóżko z moim byłym... Już mniej mi się to podoba. Zwłaszcza po tym, jak niestabilnie czuję się w jego obecności.
Jakbym stąpała po cienkiej linie nad przepaścią. I jakby wystarczył maleńki powiew wiatru, jego jeden oddech, abym spadła.
No ale jestem jego kobietą w oczach wszystkich tu obecnych i całego świata.
– Co dostałaś na walentynki? – zapytała Mary, więc oderwałam wzrok od Rhydiana, który akurat biegł po boisku, przechwytując piłkę.
Teodor klaskał rytmicznie w dłonie. Siedzieliśmy w pierwszym rzędzie, bo stadion był pusty i otwarty tylko dla bliskich.
– Emm... – zacięłam się, bo zapomniałam zupełnie, że powinniśmy odwalić jakąś pokazówkę.
Przecież dziś gwiazdy na potęgę się będą zaręczać, ogłaszać ciążę i chwalić się zdjęciami wanny pełnej płatków róż.
– Drake kupił mi pierścionek, o którym mówiłam już od wieków – dodała, pokazując mi dłoń. Uśmiechnęłam się uprzejmie, spoglądając na złoty pierścionek z diamentem w środku.
– Piękny – odpowiedziałam, mając nadzieję, że to skasowało jej pytanie. Ale ona wciąż czekała na odpowiedź. – Cóż... Nie dajemy sobie z Rhysem prezentów. Po prostu cieszymy się swoją obecnością.
– Och, to przeurocze – wypowiedziała z uśmiechem. – Jesteście tacy słodcy razem.
Prawie przewróciłam oczami, spoglądając z powrotem na boisko. Działo się tam jakieś zamieszanie, aż sędzia odgwizdał to, unosząc ręce i każąc rozejść się towarzystwu, na którego samym dole leżał Rhydian. Chociaż akcja została przerwana, on się nie podniósł, z całych sił trzymając się za swoje ramię.
Trener podszedł do niego, pomagając się mu podnieść i mówiąc coś do niego. Rhys pokiwał tylko głową, ale nie mogłam dostrzec wyrazu jego twarzy przez kask na jego głowie. Wstał jednak, a mały Teodor znowu zaczął bić brawo. Przyglądałam się ze zmartwieniem na to, jak Rhydian powoli przechodził po boisku na swoje miejsce. Widać było, że coś jest nie tak.
– Rany, byle nie jakaś poważna kontuzja – zauważyła cicho Mary. – Nie na dwa tygodnie przed Super Bowl.
Jej słowa jeszcze bardziej mnie zmartwiły. Wstałam więc, schodząc z trybun i idąc na dół, aż do miejsca, gdzie siedzieli zawodnicy rezerwowi. Obserwowałam to, jak Rhys uparcie gra dalej, biegając, ale każde uniesienie ręki wyraźnie sprawiało mu dyskomfort.