a wrzucam wam przedpremierowo, bo dawno ode mnie nie słyszeliście o niczym
przyjmijcie mnie, Adison i Rhydiana cieplutko. komentujcie pod rozdziałem i pod hasztagiem #GOATsoe
co złego to nie ja
...
Adison, wrzesień 2015
Trzasnęłam szafką, żeby zagłuszyć trajkotanie Riri. Nie mogła się, do cholery, zamknąć. Od dwóch, pieprzonych, dni.
– Już wiem. To mi się śniło – oznajmiła, a ja posłałam jej pobłażliwe spojrzenie. – To był sen, że pieprzony Goat mrugnął do mnie okiem!
Westchnęłam ciężko, z rezygnacją. Ona jest przegraną sprawą. Nie ma nawet sensu się z nią o to kłócić. Odwróciłam się więc na pięcie, idąc w stronę auli, na której za pięć minut zacznie się wykład z prawa administracyjnego.
Wbrew kontrowersyjnej opinii na jego temat wśród studentów, lubiłam ten przedmiot.
– Może jednak mam u niego jakieś szansę? – mruknęła dziewczyna, a ja odchyliłam głowę do tyłu z głośnym warknięciem.
– Weź się w garść, Rhiannon – wypowiedziałam przez zaciśnięte zęby. – On najprawdopodobniej mrugnął do połowy dziewczyn na tym cholernym uniwersytecie. Co więcej, z połową tych dziewczyn też spał. Serio chcesz takiego faceta? – Spojrzałam na nią. – Którego długość interesowania się jedną osobą wynosi średnio jakieś dwa dni?
– Jesteś teraz wredna.
– Nie jestem wredna. Jestem szczera – odpowiedziałam, kręcąc głową. – Poza tym... To półgłówek, tak jak jego koleżkowie z drużyny, którzy są przekonani, że jebana Argentyna leży w Europie!
– Że co? – zaśmiała się blondynka, na co prychnęłam.
– To ich obiekt żartu. Że jestem z, kurwa, Europy – zauważyłam, wpatrując się w nią. – Bo nie wiem czy zauważyłaś, w jakim środowisku obraca się twój ukochany. W środowisku sportowców, którzy zamienili się z amebami na mózg. Czyli go nie posiadają.
– Ale Rhys nie jest taki jak jego koledzy – rzuciła jękliwie. Przewróciłam oczami. – Przecież on nigdy nie był dla ciebie niemiły. Przynajmniej nigdy nie mówiłaś o tym. Tylko o jego kolegach, a nie możesz go winić za nich.
– Mogę – odpowiedziałam, gdy dotarłyśmy do auli. – Poza tym, dokładnie przedwczoraj był dość niemiły. Pod tym głupim drzewem.
– Ty też byłaś niemiła. Wynik meczu jest więc 1:1 – zauważyła.
Pokręciłam na nią głową, zostawiając ją z tyłu i wchodząc do auli. Przeszłyśmy pod dużym podestem, na którym stało biurko, komputer, a na ścianie wisiał rzutnik. Wspięłyśmy się po schodach, na samą górę, idąc do siedzeń na lewo. W cichym kącie, gdzie nikt nie chciał siadać i były tylko po trzy siedzenia w rzędzie.
Riri usiadła przy ścianie, a ja przy siedzeniu pośrodku, stawiając swój plecak pod nogami. Rozpakowałam się, wyjmując notatnik i długopis.
– Witam was, moi drodzy! – oznajmił pan Hamilton, mówiąc do mikrofonu, który trzymał w ręce. Ta sala była tak olbrzymia, że mieściła aktualnie około dwustu pięćdziesięciu studentów.
Wykład z prawa administracyjnego był łączony dla kilku kierunków, bo to przedmiot ogólny dla różnych specjalności, dlatego nas tutaj takie tłumy.
– Od razu uprzedzam... Tak, sprawdziłem wejściówki i mam statystyki – powiedział monotonnie.
Jest surowym profesorem. Postrachem, o którym szepczą pierwszaki, ale seniorzy również. Jest wymagający. Zagadnienia do jego przedmiotu obejmują dokładnie 342 strony i to zapisane oczywiście Times New Roman rozmiar 12. A na wejściówkach, które kocha, zadaje tylko dwa pytania.