NETEYAM POV :
Kiedy doszło do mnie co się stało od razu zauważyłem stojącego nade mną Aonung'a. Chłopak mierzył mnie wzrokiem , a ja widząc to miałem się ochotę na niego rzucić. Warknąłem i kiedy zacząłem się podnosić on się odezwał.
-Co ty robisz Mad?!- zapytał co sprawiło , że powstrzymałem się od uderzenia go
-Co masz na myśli?- zapytałem nie mając pojęcia co ma mi takiego do zarzucenia
-To przez ciebie tak płacze. Przez ciebie i twoją rodzinę- przyłożył mi swój palec do klatki piersiowej - Ona przez was cierpi i nie zasługuje na to . Ostrzegam cię jeśli jeszcze raz zobaczę...
-Nie mieszaj się w nasze sprawy!- krzyknąłem i z całych sił go od siebie odepchnąłem.
Miałem po dziurki w nosie co on miał mi do powiedzenia. Wolałem porozmawiać z nią. Chciałem dowiedzieć się co się stało. Jeśli jest tak jak mówi Aonung to już sam nie wiem co mam zrobić. Nie chciałem jej ranić. Myśl, że płacze przeze mnie nie daje mi spokoju. Chciałem ją jak najszybciej znaleźć...
MAD POV :
Wzbiłam się ku niebu na Nox. Dano nie latałam i dzięki temu poczułam się znacznie lepiej. Podczas lotu starałam się nie myśleć o swoich zmartwieniach. Miałam ich już dość. Szybowałam po bezchmurnym niebie przez dłuższy czas i nawet nie myślałam o powrocie do wioski. Było mi tu dobrze. Byłam praktycznie sama, wolna i nie zależna od nikogo. Mogłam robić to co chcę, śpiewać , krzyczeć i mówić to co miałam w głowię. Tutaj nikt mnie nie słyszał.... W pewnym momencie kazałam swojemu ikranowi się nieco zniżyć. W oddali zauważyłam Tulkunów, całe stado. Pływali smętnie wokół jednego ze swoich, który się nie ruszał... Podleciałam bliżej i wtedy do mnie dotarło co się stało. To była samica, która została zabita. Od razu poczułam wielki smutek. Do moich oczu napłynęły łzy, które zaczęły spływać mi po policzkach w momencie gdy zobaczyłam także jej młodego... Matka i dziecko. To było straszne.
Otarłam łzy i przyjrzałam się wielkim balonom, które właśnie trzymały je na powierzchni. To właśnie ludzie za tym stali. To ich robota. Momentalnie mój smutek i rozpacz przerodziły się w gniew. Popędziłam Nox i czym prędzej wróciłam do wioski by wszystkim powiedzieć o tym co się stało. Po wylądowaniu na plaży obudziłam kilka rodzin, ale nie zważałam na to. Od razu udałam się do namiotu Tonowari'ego i jego żony Ronal. Małżeństwo jak i ich dzieci byli zdziwieni moją wizytą, ale kiedy powiedziałam im o martwych Tulkunach, wszyscy od razu wstali na nogi i chcieli bym im pokazała to miejsce. Przytaknęłam i razem z nimi wyszłam na zewnątrz.
Po kilku minutach na plaży pojawiło się kilka innych osób, które również chciały dowiedzieć się co się stało. Każdy z Metkayinów bał się, że może chodzić o ich duchowe rodzeństwo. Wśród zgromadzenia pojawiał się także Jake z Neytiri. Oboje byli przejęci tym o czym zdążyli juz usłyszeć, ale nie byli tak przejęci jak Ronal, która uważała że to jej duchowa siostra odeszła...
Wszyscy wypłynęliśmy w głąb morza. Każdy czuł strach i rozpacz. Nikt nic nie mówił, wszędzie panowała martwa, grobowa cisza. Okropnie się czułam prowadząc ich w to miejsce. Kiedy wszyscy zauważyli stado słyszałam jak głównie kobiety zaczęły płakać. Ronal jako pierwsza rozpoznała swoją siostrę... niestety to była ona i jej młode.
-Nie mogę w to uwierzyć... Ona tyle cykli czekała na te młode- mówiła płacząc. Ciężko mi było patrzeć na jej smutek Płakałam razem z nią i Tsireyą
Tonowari po czasie podpłynął do niej i zaczął ją uspokajać. Otarłam łzy i wtedy powiedziałam Jake'owi o tych balonach. On razem z Neytiri podpłynęli do zwierzęcia i opłynęli go . Kiedy wrócili , Jake w swoich dłoniach trzymał urządzenie służące do lokalizacji.
-Co to jest?- usłyszałam głos Aonung'a, który siedział na swoim ilu obok mnie i swojej siostry.
-To lokalizator... Jeśli inni Tulkuni go mają są w niebezpieczeństwie- powiedziałam ze smutkiem
-Trzeba ich ostrzec- uznała Tsireya, a ja spojrzałam na Jake'a, który właśnie o tym musiał rozmawiać z Tonowari'm
Po opłakaniu samicy i jej młodego, mężczyźni obcięli balony z Tulkunów, które od razu zaczęły opadać pod wodę. Ciężko mi się na to patrzyło, więc odwracałam wzrok. Ronal i Tonowari ogłosili powrót do wioski i kiedy wypłynęliśmy z morza od razu zorganizowali zebranie. Właśnie wtedy dołączyli do nas inni. Zleciała się dosłownie cała wioska. Kiedy obok mnie pojawiła się Kiri i Tuk, od razu zaczęły mnie pytać o to co się stało.
-Dwa Tulkuny zostały zabite przez ludzi nieba- odpowiedziałam a za ich plecami dostrzegłam Lo'ak. Chłopak był wystraszony. Uważnie słuchał ego co w tej chwili mówił jego ojciec.
-Nie , wy nie rozumiecie co myślą ludzie nieba!- krzyczał Jake, który chciał ich uspokoić. Cały lud chciał zemsty na ludziach.
Jednak lud nie chciał go słuchać. Neteyam , który pojawił się nie wiadomo kiedy chciał pomóc ojcu. Obaj krzyczeli by ich posłuchali, ale Metkainowie byli uparci. Ich złość przemawiała za nich. W pewnym momencie Jake zabrał od Neteyam'a lokalizator. Uniósł go do góry i wtedy wszyscy zamilkli.
-Ostrzeżcie Tulkunów... Jeśli któregoś trafi takie coś jest jak wyrok śmierci. Po mnie poślijcie. To jest najważniejsze by uratować swoich bliskich.
Wszyscy się z nim zgodzili. Kiedy Tonowari wydał polecenie, Metkainowie zaczęli się rozchodzić. Wszyscy chcieli ostrzec braci i siostry o niebezpieczeństwie. Ja w tamtym momencie spojrzałam w stronę Lo'aka, który pośpiesznie tez zaczął znikać w tłumie. Wiedziałam co zamierzał, od razu ruszyłam za nim, ale nie byłam jedyna. W moje ślady poszedł także Neteyam. Przyśpieszyłam by dogonić Lo'aka i razem z nim popłynąć do Payakan'a by go ostrzec.
___________________________________
Co myślicie o tej części? Podobała wam się? Jeśli tak to chyba wiecie, ze czekam na wasze komentarze i opinie co do mojej pracy. Powoli zbliżamy się do końca książki także naprawdę dziękuję wam za to ,że ją czytacie :) Do następnego !
CZYTASZ
AVATAR
FanfictionKażdy chyba zna historie słynnego na całej Pandorze, Jake'a Sully'iego i jego rodziny... ale czy znacie ją z nieco innej strony ? Świat Pandory, Navi widziany oczami zwykłej ludzkiej dziewczyny, która tak jak reszta zaufanych biologów i naukowców...