Wybiegłam z laboratorium kiedy tylko nadarzyła mi się okazja i nikt nie patrzył. Dzięki temu , że była pora kolacji, większość kierowała się w stronę stołówki, co działało na moją korzyść. Musiałam być szybka i szybko reagować, gdy ktoś nagle pojawiał się na mojej drodze. To że często chodziłam tymi korytarzami dało mi przewagę, bo wiedziałam gdzie mogę się ukryć i uniknąć kamer. Bez problemu dostałam się do wyjścia którym kilka dni temu uciekłam razem z dziećmi Suly'ego i Miles'em...
Kiedy tylko założyłam maskę i otworzyłam drzwi wiedziałam, że uruchomi się alarm. Miałam mało czasu na to by przebiec przez teren bazy i nie zostać złapana. Odetchnęłam głęboko i otworzyłam drzwi. Byłam gotowa... Biegłam najszybciej jak tylko mogłam, na szczęście nie słyszałam by ktoś za mną krzyczał i nie słyszałam też alarmu. Nieco się zdziwiłam że nie zadzwonił, ale to nie był moment by o tym teraz myśleć. Skupiłam się na tym by przypomnieć sobie drogę do wioski. Początek pamiętałam bardzo dobrze, ale schody zaczęły się kiedy znalazłam się w środku lasu... Zatrzymałam się i złapałam kilka głębszych wdechów.
-No i co dalej Mad?- zapytałam samą siebie i zaczęłam się rozglądać.
Drzewa, liście, trawa i inne rośliny wydawały mi się jakieś inne... Wszystko przez ten czas urosło w szybkim tempie. Było tu jeszcze piękniej. Na samą myśl o przyrodzie tej planety uśmiechnęłam się i właśnie wtedy coś przykuło moją uwagę... To były nasiona świętego drzewa. To była Eywa, nigdy nie przypuszczałam ,że ją zobaczę i do z tak bliska...
-Przepiękna- powiedziałam szeptem kiedy nasiono przyfrunęło bliżej mnie
Wyciągnęłam dłoń, a ona lekko mnie dotknęła, kiedy to się stało poczułam coś dziwnego... To było nie do opisania, nigdy nie czułam czegoś takiego... Czułam ją, Eywe. Niestety chwila ta musiała minąć, nasiono świętego drzewa odleciało ode mnie, ale jednocześnie pokazało mi drogę. Szłam za nim i kiedy zniknęła mi z oczu zorientowałam się, że dobrze znałam dalszą drogę. Eywa zaprowadziła mnie aż do gór Alleluja... Nie miałam z nimi dobrych wspomnień , ale musiałam je pokonać. Inaczej nie dotrę do wioski.
Związałam swoje długie włosy w luźną kitkę i zaczęłam kierować się ku skałą. Tym razem bałam się nieco bardziej, bo byłam zupełnie sama. Gdybym upadła nie miałby kto mnie złapać. Cały czas podczas wspinaczki myślałam o swoim celu. O tym , że muszę ostrzec tych Navi , że muszę zrobić coś dobrego. To właśnie dawało mi siłę. Czując , że mam jakiś cel wszystko szło mi lepiej...niestety tylko do czasu. Pokonałam górę z której prawie spadłam i nie wiedziałam gdzie mam iść dalej... Usiadłam i zaczęłam myśleć co powinnam zrobić. W głowię prosiłam Eywe o pomoc liczyłam, że znowu się pojawi i wskaże mi drogę, ale niestety...
Eywa już raz mi pomogła nie mogłam liczyć na to ,że tak będzie za każdym razem. Skupiłam się przez chwilę i postanowiłam iść dalej. Postanowiłam kierować się intuicją i liczyłam na to ,że kiedy będę jeszcze wyżej znajdę wejście do jaskini z której wylecieliśmy na ikranach... Takiej jaskini nie da się przegapić, więc z nadzieją zaczęłam się wspinać.
Po kilkunastu minutach byłam już wykończona. Traciłam siły, dłonie mi już lekko drżały od wysiłku. Wdrapałam się na szczyt i spojrzałam w górę . Oddychałam bardzo szybko i właśnie wtedy w oddali zobaczyłam te jaskinie. Jaskinie, która prowadziła do wioski. Skupiłam wzrok tylko na niej i przez to nie widziałam kiedy i w jaki sposób pojawił się przede mną Navi. Był on jednym z wojowników, który pewnie miał zadanie chronić ten teren przed nieproszonymi gośćmi. Navi który mnie przyłapał od razu powalił mnie na ziemie i przystawił mi nóż do gardła. Nie mówił w ludzkim języku , więc musiałam powiedzieć coś w języku Navi.
CZYTASZ
AVATAR
FanfictionKażdy chyba zna historie słynnego na całej Pandorze, Jake'a Sully'iego i jego rodziny... ale czy znacie ją z nieco innej strony ? Świat Pandory, Navi widziany oczami zwykłej ludzkiej dziewczyny, która tak jak reszta zaufanych biologów i naukowców...