Rozdział 5

10.8K 459 12
                                    

Aiden

W końcu dotarłem do jej mieszkania. Spotkanie z nią było dla mnie momentem, na który czekałem każdego dnia. Wcześniej wracałem do swojego pustego i ponurego domu snując się po nim jak lunatyk. Nie miałem żadnego celu. Liczyła się tylko praca, praca i praca.

Jak za każdym razem włączyłem zakłócacz kamer. Nienawidziłem tego całego ukrywania się. Chciałem, żeby każdy wiedział, że była moja jednak to ona wyznaczyła granice. Nie chciała związku ze mną i nie dziwiłem jej się. Kto by chciał być z kimś takim jak ja. Byłem zniszczony od środka a moja dusza wisiała nad czeluścią piekieł. Nie byłem dla niej dobry jednak za każdym razem wracałem nie mogąc jej zostawić. Była jak słońce, które utrzymywało mnie na powierzchni.

Cisza powitała mnie w środku. Przeszedłem do salonu szukając Kiry, ale jej nie znalazłem. Dopiero kiedy otworzyłem drzwi do sypialni zauważyłem ją przy biurku. Leżała śpiąc nad projektem.

Pokręciłem głową rozbawiony. Tyle razy widziałem, jak go poprawia i mówiłem, że niczego mu nie brakuję jednak ona nie słuchała.

Przystanąłem za nią oglądając część projektu, którego nie zasłaniało jej ciało. Od razu zauważyłem altanę matki. Odwzorowała ją dokładnie szczegółowo. Nawet te nierówne deski, które nie pasowały do reszty. Pamiętam, jak wbiłem w nie głowę a mama o mało co nie zeszła na zawał. Nic w tym dziwnego. Sam nie wiem jakbym się zachował gdybym rozmawiał sobie na spokojnie a tu głowa mojego syna wpada do środka. Całą godzinę zajęło ojcu zanim ją wyciągnął, ale miałem nauczkę.

Podniosłem Kirę z siedzenia na co przeciągnęła się w moich ramionach jednak nie obudziła się. Położyła dłoń na moim ramieniu po czym westchnęła. Ułożyłem ją na łóżku i przykryłem jej nogi kocem.

- Aiden - westchnęła przez sen obracając się do mnie plecami.

Nie chcąc jej obudzić zostawiłem ją samą cicho zamykając za sobą drzwi. Zrzuciłem z siebie marynarkę chcąc zrobić coś dla niej jak się obudzi.

Jeśli myślała, że nie zauważyłem jak za każdy razem ukrywała przede mną bałagan to była w wielkim błędzie. Ubrania wpychała na dno szafy, listy leżały pod kanapą a brudne naczynia pod zlewem. Zakasałem rękawy i zabrałem się do pracy.

Kira

Przeciągnęłam się na łóżku. Zmarszczyłam brwi, kiedy dotarło do mnie, że nawet nie wiem jak się w nim znalazłam. Mogłabym przysiąc, że ostatnie co pamiętam to jak pochylałam się nad projektem i wzdychałam, kiedy dotarło do mnie, że Stevania miała rację. Projekt był gotowy do oddania.

Trzask w kuchni podniósł mnie do pozycji siedzącej, ale dopiero piękne zapachy wyciągnęły z łóżka. Podążając za nim weszłam do kuchni, gdzie stoją plecami do mnie mój mężczyzna mieszał szpatułką w rondlu.

- Umiesz gotować? - zapytałam w kompletnym szoku.

- Króliczku ktoś musi, skoro ty mogłabyś mnie zabić swoim jedzeniem - parsknął śmiechem.

- To niegrzeczne - uderzyłam go w plecy przepychając się do garnków. - Chcę spróbować.

- Nie ma mowy - złapał mnie w pasie i odciągnął od kuchenki.

- Jestem głodna - prawie już miałam łyżkę w ręce, ale był szybszy.

Postawił mnie na środku salonu zastawiając drogę do kuchni. Oblizałam wargi nieświadoma, że patrzy właśnie na nie.

- Nie rób tak bo nici z obiadu - wymruczał w moje usta.

- Ale...

- Jeszcze chwili - obiecał popychając mnie w stronę kanapy.

#3.Bracia Torrino. AidenOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz