Kobiety mogą liczyć na całkowity brak litości

9.5K 46 7
                                    


O ile jeszcze powstrzymywałam się ostatnią siłą woli od łączenia nóg podczas czytania umowy, o tyle pisząc list nie próbowałam już zachować żadnych pozorów. Chciało mi się lać tak strasznie, że najtwardsza kobieta - do których było mi daleko - zwijałaby się w tej chwili i tańczyła w miejscu, wydając przy tym jęki i westchnienia. Czułam się jak laska po pięciu browarach idąca do toalety w klubie i orientująca się, że przed nią kolejka na dwadzieścia minut. Wpada w panikę i po prostu walczy, żeby się nie zeszczać. I słusznie zresztą. Ktoś powinien na końcu wejść za nią do kabiny, zerżnąć ją ostro i wyprowadzić ponownie na parkiet. Zostawić ją tam, wyruchaną ale niewysikaną.

Tak właśnie się czułam. Cała podskakiwałam na krześle, moje uda ocierały się o siebie walcząc z pulsującą cewką, a lewą dłoń wraziłam między nie, z całą siłą zaciskając palce na swojej nagiej, obolałej cipie. Mój oddech zmieniał się z bardzo przyspieszonego na powolny i stonowany, kiedy próbowałam się nieco uspokoić. Bolało mnie już wszystko, nawet serce. Jęczałam sama do siebie, bo nie mogłam już utrzymać westchnień na wodzy. Pot spływał mi po skroniach. Tymczasem w prawej ręce trzymałam wieczne pióro i powoli, słowo po słowie, pisałam do mamy list. Postanowiłam zrobić to pięknie i odręcznie, bo lubiłam tradycyjny sposób prowadzenia korespondencji. Jak zresztą wszystko inne co związane z tradycją, między innymi poddanie się kobiet mężczyznom. Całkowicie. I bez granicy. Noszenie spódnic i sukienek zamiast spodni. Brak własnego zdania jeśli w pobliżu jest mężczyzna.

Skupiałam się na tym, jak w najlepszy sposób opisać to, co postanowiłam zrobić. Żeby mama jak najmniej się martwiła. Nie napisałam, że odchodzę oddać się pod władzę Pana, lecz skupiłam się na tym, że znalazłam dla siebie nowe miejsce i muszę zniknąć na jakiś czas. Że nic mi się nie dzieje (co na szczęście nie było do końca prawdą) i że nie musi mnie szukać, bo będę dobrze ukryta. Tworzenie przychodziło mi jednak z trudem, bo lewą dłonią z całej siły ściskałam cipkę zakleszczając palce na cewce, która wytrysnęłaby natychmiast gdybym tylko odrobinę rozluźniła ucisk. To już nie były żarty, nie mogłam sobie spokojnie siedzieć i pisać, to była czysta walka. Nienawidziłam się w takich sytuacjach - powinnam być dojrzałą, panującą nad sobą kobietą!

Nagle silny strumień wytrysnął spod moich palców. To nie były dwie kropelki, za które dałabym sobie pięć klapsów po cipie i miałabym spokój. To był nagły, niekontrolowany gejzer moczu, który wypłynął mimo pełnego zaciśnięcia mięśni zwieraczy oraz braku przestrzeni między palcami a cewką moczową. Nic więcej się we mnie po prostu nie mieściło. Całe siki powstałe po piciu przez minutę z rozkręconego prysznica jakieś dziesięć godzin temu po prostu musiały już wypłynąć. Nie chciałam się na to zgodzić. Nie mogłam... Gdybym była na zewnątrz siebie, byłabym na siebie nieskończenie wściekła. Ale naprawdę nie miałam już wyjścia. Udało mi się zatrzymać strumień dopiero po jakichś dwóch sekundach, ale dłoń miałam mokrą i mocz przeciekał mi między palcami, a krzesło było już po prostu mokre. Zatrzymanie moczu też na niewiele się zdało, bo po kolejnych 10 sekundach pęcherz znów naparł, a ja nie byłam w stanie utrzymać ciśnienia. Mój własny suczy mocz zaczął spływać po krześle i moich udach na podłogę. Rzuciłam pióro na biurko i moja prawa ręka wytrysnęła w stronę krocza, dociskając lewą do oporu.

W efekcie tego szybkiego manewru byłam w stanie zatrzymać moje uciekające siki przez kolejnych piętnaście sekund, na tyle długo, bym zdołała znaleźć dla siebie odpowiedni pojemnik, który mogłabym sobie podstawić. Obok biurka stał pusty dzbanek po herbacie, którą zazwyczaj robiłam sobie kiedy siadałam do komputera. Z jakiegoś powodu tym razem nie odniosłam go, więc mogłam złapać go i wykorzystać jako toaletę. Prędko oderwałam prawą dłoń od lewej, co było do pewnego stopnia błędem, bo cewka odczuła zmniejszony opór i ponownie wystrzeliła gorącym strumieniem moczu. Niosłam już jednak dzbanek, zatrzymałam odpływ na ułamek sekundy, żeby go podstawić, rozłożyłam nogi i po prostu, w sposób niekontrolowany w żaden sposób, wypuściłam mocz ze swojego pęcherza. Siki tryskały ze mnie jakbym przebiła tamę i woda uciekała przez dziurkę strasząc, że za chwilę rozsadzi ściany i rozbije zaporę ze wszystkich stron. Mocz uderzył o dno dzbanka a potem chlupotał z niesamowitą prędkością. Czułam niewypowiedzianą ulgę w pęcherzu, ból rozrywanej cewki, oraz wielki smutek i upokorzenie. Gdyby to zdarzyło się przed Panem, padłabym na kolana i błagała go o wybaczenie, ale nie o litość, lecz o całkowity jej brak. Ponieważ kobiety nie mogą liczyć na litość, za to mogą błagać o brak litości.

Jestem po to, by dawać rozkoszOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz