Nie jestem już małą dziewczynką

15 0 0
                                    

Każdy ma swoje cierpienia, historię, która boli, momenty, które na samą myśl wywołują potok łez.

Ona miała ich za dużo.

Mała dziewczynka, która sprawia problemy przez piekło, które przeżywała w domu. 

Ciągle alkohol, krzyki, kłótnie, przemoc. Każdy dzień wygląda tak samo. Nie chodzi do przedszkola, bo przecież ma babcię, która chętnie zajmie się nią i jej młodszym bratem. Jest surowa, trochę obojętna, ale wychowuje dziewczynkę na silną i zaradną. Mimo swej ogromnej wrażliwości nauczyła się nie płakać przy innych. Zawsze, gdy to robiła, spotykała się z drwiną i krzykiem, że natychmiast ma przestać, bo jest to słabość i żałośnie wtedy wygląda. Jeśli już roni łzy to jedynie w samotności. Postawiła sobie za cel, że już nigdy nikomu nie pokaże swoich zapłakanych, smutnych oczu. Była tak bardzo uparta, że stało się to prawdą, nie dopuściła nikogo tak blisko, żeby mógł dostrzec jej ból.

Nigdy nie była pewna siebie, może dlatego, że po prostu nie była to cecha jej charakteru, a może przez to, co słyszała w domu. Za często słyszała nieprzyjemne słowa na temat wagi, wyglądu, nigdy nie dawała po sobie poznać, że to ją boli. Kilkuletnie dziecko nie może przecież bronić się przed takimi słowami. 

Milczała bardzo często, zwłaszcza gdy tata wracał z pracy. Chowała się wtedy w pokoju razem z bratem, próbując być jak najciszej i nie prowokować niepotrzebnych kłótni. Przez wiele lat żyła w strachu, z poczuciem, że nikomu nie jest potrzebna i nikt nie zainteresuje się nią, gdy zniknie. Już jako bardzo małe dziecko mogła swobodnie poruszać się po swoim miasteczku z rówieśnikami. 

Była tylko jedna zasada, miała wracać na kolację. To, co robiła w ciągu dnia, to była jej sprawa, nikt nie pytał. 

Nie czuła się w domu bezpiecznie, więc korzystała z każdej okazji, by w nim nie przebywać. Kochała lato i czekała na nie cały rok, mogła od rana do wieczora szwendać się po placach zabaw czy bawić w podchody. Jak to dziecko czasem wracała do domu cała brudna ze zdartymi kolanami, które były skutkiem, powiedzmy „niedostosowania prędkości do warunków" na rowerze. Babcia zawsze przemywała jej rany wodą utlenioną, która tak bardzo piekła, a następnie naklejała mały plasterek. Często się wtedy śmiała, że wygląda jak „dziecko ulicy", w dodatku miała zwyczaj noszenia klucza do domu, który dostawała, wychodząc rano z domu, na czarnym sznurku zawiązanym na szyi. 

Poza domem była jak każde inne dziecko, energiczna i wiecznie uśmiechnięta. Kiedy tylko wracała, zmieniała się w cichą i przestraszoną, która unika jak ognia spotkania z tatą. W wyniku ciągłych problemów jej mama również zachowywała się nie raz źle wobec dzieci. Można powiedzieć, że wyżywała się na nich, wszystkie swoje życiowe niepowodzenia przelewała na te małe istoty, które przecież nie były niczemu winne. Tak było najłatwiej, dzieci się nie obronią. 

Może wydawać się to głupie, ale przez lata pamiętała, jak mama w nagłym szale rozbiła o podłogę jej ukochaną zabawkę, którą była krówka, która ciągnięta za sznurek wydawała odgłos muczenia. Siła była tak duża, że zabawka rozsypała się na mnóstwo małych kawałków, które później musiała sama pozbierać i wyrzucić. Razem z tą krówką na kawałki rozpadło się jej małe serce. 

Z biegiem czasu zaczęła być coraz bardziej niegrzeczna. Sprawiała problemy w przedszkolu, w domu zaczęła się buntować, uciekała, kiedy tylko mogła. 

Kiedy trochę dorosła spotkała na swojej drodze osobę, która wyciągnęła do niej pomocną dłoń. Wydawało jej się, że to właśnie ta osoba może wyrwać ją z tego domu, w którym czuła się jak w piekle. Nie wiedziała, jak bardzo się pomyliła, zresztą nigdy nie była dobra w doborze osób wokół siebie. Ten człowiek wprowadził ją w świat, którego nie znała, nie miała prawa znać jako piętnastolatka. Pokazał jej alkohol, papierosy, narkotyki. Wszystko to, co zakazane, przynajmniej w jej wieku. Pociągało ją to, on też ją pociągał. Był starszy, traktował ją, jakby była tą jedyną. 

Oswoić NieboOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz