Pozwól mi zabić jego

9 0 0
                                    

Koszmar uderzył w nią z siłą o wiele większą niż do tej pory. Różnił się również miejscem, osobą, ale sens był ten sam. Kiedy w śnie poczuła ból, którego żadne słowa tego świata nie są w stanie opisać, każdy mięsień w jej ciele spiął się, a oddech przyspieszył.

Wykorzystał jej słabość.

Obudziła się gwałtownie i spojrzała w stronę źródła ostrego światła. Ogień. Wokół panowała ciemność, a ona była dalej w tym samym lesie. W miejscu, w którym po raz kolejny spełnił się jej największy lęk. Tyle lat bała się każdej formy bliskości, każdego dotyku. Odpychała od siebie wszystkich. Wiedziała, że jeśli ktoś znów postanowi ją skrzywdzić to ją złamie. 

Powoli usiadła i zobaczyła po drugiej stronie ogniska twarz mężczyzny, który uważnie się jej przygląda. Jej wzrok był pusty, zupełnie tak jakby całe życie z niej zniknęło. Oparła się plecami o drzewo i patrzyła nieobecnie w palące się drewno.

- Jak się czujesz? - zapytał.

Nie odpowiedziała.

- Coś cię boli? - pytał dalej.

Nadal cisza. Podniósł się z ziemi, podszedł do niej i uklęknął zaraz obok.

Zero reakcji, tylko to puste spojrzenie przeniosło się teraz na niego. W jej oczach nie było nic. Ani strachu, ani zmęczenia, nie było w nich już nawet smutku.

Po prostu były tak przerażająco puste.

Po lewej stronie w znacznej odległości jej oprawca leżał na boku i wyglądał, jakby spokojnie spał. Nie zasługiwał na to. Znów spojrzała przed siebie. Tom siedział tyłem do nich na łące i patrzył w niebo, które pełne było gwiazd. Nie ruszał się, po prostu patrzył. Nie wiedziała nawet, czy docierało do niego cokolwiek, co dzieje się wokół. W ciemności wyglądał jak posąg. Cloud ostrożnie dotknął jej ramienia, spodziewając się, że dziewczyna odsunie się od niego. Jednak nic takiego się nie stało. Dalej się nie poruszyła.

- Powiedz coś do mnie - powiedział już nieco bardziej stanowczo.

- Zabij mnie - odpowiedziała bez cienia jakiejkolwiek emocji i dalej patrzyła w ogień.

- Nie.

Powiedział tylko to jedno słowo i odszedł. Jednak kolejne słowa sprawiły, że znów odwrócił się w jej stronę.

 - Więc pozwól mi zabić jego.

Ciałem Clouda wstrząsnął dreszcz. Nie był on jednak spowodowany zimnem. Jej prośba była dla niego szokiem. Te słowa tak bardzo nie pasowały do niewinnej twarzy. Dlaczego jednak był tak zaskoczony? Czy po tak krótkim czasie zdążył już stworzyć w swoim umyśle własny obraz dziewczyny, w który tak bardzo chciał wierzyć? W jej delikatność, dobro i to, że jest inna niż bezwzględni ludzie, których spotykał na swojej drodze, odkąd świat, jaki znał, się rozpadł?

Przecież nawet jej nie znał, nie wiedział nic o tym, kim była, jaka była. Przeszłość tej dziewczyny była jedną wielką tajemnicą. Poznał jedynie jej imię i na tej podstawie pozwolił jej stać się kimś dla niego ważnym.

Może naprawdę byłaby w stanie zabić człowieka, a może już kiedyś to zrobiła. Skoro tak długo przetrwała w tym zniszczonym, pełnym zła i chaosu świecie, możliwe, że stanęła kiedyś przed wyborem albo ona, albo ktoś zupełnie jej obcy. Może musiała odebrać inne życie, żeby móc zachować swoje. Pozory są przecież tak bardzo zawodne. Jej drobna figura, dziecięca wręcz twarz i wielkie, niebieskie, przerażone oczy, mogły być jedynie złudzeniem słabości. Jeśli byłaby tak delikatna, na jaką wygląda, już dawno nie byłoby jej tutaj.

A więc, czy jeśli wręczyłby jej w tym momencie broń, stanęłaby nad swoim oprawcą i mierząc mu prosto w głowę, obojętnie nacisnęła spust? Nie mógł już dłużej znieść tych myśli. Z jakiegoś powodu nie chciał teraz widzieć nawet jej.

- Idź się umyć - jego głos brzmiał niczym rozkaz. 

Dziewczyna podniosła się z ziemi, zrzucając tym samym okrywający ją koc i całkowicie naga ruszyła w stronę rzeki. Nawet na nią nie spojrzał. Już nawet mrok wokół nie wywoływał w niej strachu. Dużo gorszy, bardziej przerażający mrok nosiła teraz w sobie. Stała się jednością z całym bólem tego świata. Od tej chwili to ona była cierpieniem i jedynym powodem, dla którego jej serce wciąż biło była chęć zniszczenia całego tego podłego świata. Eliminacja każdego człowieka, bez znaczenia, kim jest. Chciała jedynie zabić każdą cząstkę ocalałego człowieczeństwa na tej planecie.

Jej pierwsza ofiara nie powinna być dla nikogo zdziwieniem. Obiecała sobie, że usunie go z tego świata jednym, precyzyjnym strzałem prosto w serce. Ma się ono rozpaść na tysiące kawałków, dokładnie tak jak jej własne. Wizja tego momentu była na tyle dokładna, że widziała jak kropelki jego krwi będą skapywać, uderzając w leśne runo. Spojrzy na nią szeroko otwartymi oczami, a ona będzie mogła dostrzec, jak z każdą sekundą robią się coraz bardziej martwe. Zastanawiała się, czy przed tym, jak pocisk dosięgnie jego ciała, będzie chciała coś mu powiedzieć.

Stanęła na brzegu i patrzyła, jak księżyc odbija się w rwącej wodzie. Światło było bardzo słabe, jednak wystarczyło, by mogła zauważyć siniaki na swoich biodrach. Dokładnie widać było, że są to odbite palce tego potwora. Czuła się brudna. Nie chodziło raczej o ziemię, która pokrywała jej skórę, czy nawet o krew, która odznaczała się jej bladych nogach. Poranione od gałęzi plecy również nie. Nie były to głębokie rany, jednak niemiłosiernie piekły, gdy zostały zanurzone w lodowatym strumyku. Natomiast rana na jej udzie zdradzała pierwsze oznaki gojenia. Ból w tym miejscu był już znacznie mniej uciążliwy, a ropa, która wcześniej otaczała poszarpane krawędzie, zniknęła całkowicie. 

Usiadła na dnie, nie zważając ani na ból, ani na zimno. Rozejrzała się, żeby upewnić się, że żaden z mężczyzn nie poszedł za nią. Była jednak całkiem sama. 

Coś w niej pękło. Płacz, który wydostał się z jej ust, przeszywał serce na wskroś. Jedynym świadkiem tej sceny był księżyc. Tylko on nie odstępował jej ani na krok. Kiedy skierowała wzrok w górę i napotkał on jej jasnego towarzysza, wydawał się najpiękniejszym widokiem, jaki kiedykolwiek było jej dane ujrzeć. 

Wraz z opływającą jej ciało wodą, znikał cały gniew. Krew odpływała gdzieś w dal, a wraz z nią wewnętrzna chęć zniszczenia świata. Wszystkie myśli, które towarzyszyły jej w drodze tutaj, teraz wydawały się przerażające i jakby nie jej. Przecież przez te wszystkie lata, przez te miesiące, tygodnie i dni, nikogo nie skrzywdziła.

Każdy człowiek, który stanął na jej drodze, był wręcz przesiąknięty całym tym złem i chaosem.
Ona jednak mimo tego wszystkiego, mimo wszystkich łez, jakie wylała, całego strachu, każdego koszmaru, dostrzegała nadal piękno mimo wszechobecnego zniszczenia. Z całych sił starała się, by jej życie mogło być choć trochę lepsze.

Zdarzało jej się zbierać polne kwiaty, by włożyć je do rozbitego wazonika i postawić na stoliku zrujnowanego budynku, który był dla niej jedynym schronieniem. W każdym z tych miejsc próbowała stworzyć iluzję normalności. Starannie pielęgnowała tą swoją dziecięcą wręcz wrażliwość.

Jeszcze przed chwilą była pewna, że potrafiłaby zabić tego, który zadawał jej tyle bólu i skrzywdził tak mocno, że jej dobre serce tak mocno krwawiło.

Jednak jej największym upadkiem byłoby stanie się panią życia i śmierci.
Kim była, żeby móc bezkarnie odebrać komuś dar życia? Można powiedzieć, że w ten sposób stałaby się podobna do bestii, które pochłonęły tyle istnień. Zabrałaby co prawda tylko jedno, ale czy śmierć można rozpatrywać w kategoriach ilości?

Również odebrałaby komuś duszę.

Oswoić NieboOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz