Rozdział 9

34 4 2
                                    

Halloween to święto, które w tej rodzinie zawsze dobrze wspominam. Zawsze, gdy byłam młodsza, we trójkę chodziliśmy po domach sąsiadów, oglądaliśmy straszne filmy, ale nie horrory i objadaliśmy się przekąskami w kształcie duszków i dyń. Zakochałam się dzięki tym wieczorom w "Gnijącej pannie młodej". Od tamtej pory to nie tylko moja ukochana animacja, ale generalnie film. Oglądałam go tyle razy, nawet poza październikiem, że znam już większość kwestii. Również po hiszpańsku.

Gdy mama odeszła, trochę się to wszystko zmieniło, ale podejrzewam, że to wyłącznie wina mojego dojrzewania. Wciąż widzę oczami wyobraźni, jak chodzimy z tatą z koszyczkami na cukierki i w domu organizujemy taki sam maraton, a mama jest z nami myślami. Ale do października zdążyłam zapoznać się z Casey i Liamem.

Już w pierwszej klasie, trzydziestego pierwszego października ruszyliśmy na poszukiwanie cukierków w głupkowatych strojach, bo mieliśmy jeszcze po piętnaście lat. W drugiej mieliśmy już szesnaście i wtedy chodzenie na cukierki zamieniliśmy na imprezę organizowaną przez kolegę z klasy. Durne stroje zostały, ale zamiast czuć tego wieczora na ustach cukier, czujemy pieczenie w gardle.

Tego roku chyba po raz pierwszy zrezygnuję ze święta. Zbyt wiele się dzieje. Zbyt dużo mam na głowie. I chyba nie tylko ja, bo nikt z klasy niczego nie organizuje. I mam wrażenie, że z roku na rok szkoła, jak i okolica mojego domu są coraz mniej ozdabiane. Choć może to po prostu dorastanie.

Napisali do mnie jedynie Casey i Clay. Obydwojgu odmówiłam. Sean napisał do mnie kilka godzin wcześniej z pytaniem, czy robię coś tego wieczora. Powiedziałam mu, że nie i może przyjść poćwiczyć. Właśnie dociera do mnie pukanie do drzwi.

- Wejdź - mówię. Najpierw nie odwracam wzroku od zeszytu z pracą domową, z którą walczyłam, jednak słyszę, że chłopak nie wchodzi, więc spoglądam w kierunku drzwi. Podskakuję w miejscu, gdy widzę go w zakrwawionym, startym garniturze, czarnymi, a nie brązowymi włosami i bladą skórą, na której odznaczają się oczy muśnięte czernią na wzór cieni i wklęsłe policzki.

- Czyli działa, jak powinno - uśmiecha się głupio i wchodzi, siadając przy biurku - A ty?

- Co ja?

- W co się przebierasz?

Nie rozumiem go. Spoglądam na siebie z konsternacją.

- W dresy? - zerkam na zegarek, wskazujący siódmą. - Albo w piżamę?

- W sumie. Twoja twarz wystarczy, żeby straszyć - na te słowa spoglądam na niego spod przymrużonymi powiek. Sukinsyn. - Na pewno masz jakieś kosmetyki. Wymyśl coś.

- Ale co ja mam wymyślać, Sean?

- Nie zamierzam spędzić Halloween w domu. Przebieraj się i wychodzimy.

Zamurowało mnie. Wpatruje się w niego teraz z szokiem, z szeroko otwartymi oczami.

- Nigdzie nie idę.

- Ale ja cię nie pytam, Abby. Idziemy.

- No jasne - prycham i wracam do grzebania w telefonie.

- W takim razie widzimy się na treningu najprędzej w marcu.

Zdębiałam. Patrzę na niego pytająco, bo nie umiem w to uwierzyć.

- Nie żartuj sobie.

- Pełna powaga. Chodź.

Zbieram jakąś niepotrzebna kartkę z blatu i zwijam ją w kulkę, po czym ciskam nią w chłopaka.

- No tak, rozgniewana dziewczynka musi się pogniewać.

- Zamknij się - uciszam go w końcu. - Właściwie, za co ty się przebrałeś?

Nie odzywa się. Lustruje mnie tylko wzrokiem i zakłada ręce na piersi. Ja też mu się przyglądam. I dopiero po dłuższej chwili to widzę. Wstrzymuje oddech w szoku.

Twoją ręką✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz