Rozdział 1

75 10 16
                                    

- Nad czym tak myślisz, Liam? A może powinnam spytać, o kim? – pytam chłopaka kładąc na stole tackę z dzisiejszym lunchem i przechodzę nad ławką. Dopiero gdy siadam, przyjaciel zwraca na mnie uwagę. Jakby dopiero wypadł z jakiegoś transu.

Spoglądam na niego znacząco, a gdy Casey to widzi asystuje mi.

- Myślę nad tym, jaką gafę zaliczyłem na tej rozprawce – odrzeka z pochmurną miną.

- Spokojnie, trzeciego podpunktu chyba nikt nie zrobił, jeśli dobrze podsłuchałam rozmowy na w klasie.

- Tu nie chodzi o trzecie.

Wszyscy milczymy. Wyczekujemy z przyjaciółką kontynuacji.

- Całą pracę pisałem „Makbet Shakespeare".

Ukrywa twarz w dłoniach, jakby wyznał, że przyszedł kiedyś do szkoły nago.

Gdy dociera do mnie sens jego słów, kącik moich ust drga.

- Nie. Nie zrobiłeś tego – odpowiadam, już całkiem rozbawiona. Ledwo powstrzymuję śmiech. Widzę, że Casey udziela się mój nastrój.

- Omawiamy to chyba od ponad miesiąca, do cholery, to mi się pomyliło!

Gdy uświadamiamy sobie z dziewczyną, że on wcale nie żartuje, wybuchamy śmiechem. Śmiejemy się na pół stołówki i nie zwracamy uwagi na to, że wszyscy zaczynają na nas patrzeć.

- To nie jest śmieszne! Myślę, czy nie napisać jej jakiegoś liściku, żeby zwyczajnie wystawiła mi F i nie zerkała nawet na pracę. Nie chcę takiej kompromitacji.

- Myślę, że bardziej ci ulegnie – wycieram szybko łzę sunącą po policzku. - Jeśli dorysujesz na niej kwiatuszka w rogu!

Casey nie wytrzymuje i parska, a sok jabłkowy, który właśnie upijała wylatuje jej nosem. Teraz już śmiejemy się jak opętani we trójkę.

„- Możesz pojechać do internatu w Kalifornii."

„- Jeśli wciąż się nie zebrałaś, jeszcze mogę przepisać cię na nauczanie zdalne."

„- Tam też możesz pracować w jakiejś bibliotece."

Propozycji dostawałam mnóstwo. Byłam otoczona litością jak grubą bańką, ale cieszę się, że nic ani nikt mnie nie przekonał. Przyjaciele, jakich tu poznałam są bezcenni. Zawsze mówi się, że gdyby nie wiedziało się, że się kogoś nie zna wcale nie byłoby ci szkoda. Ja sądzę, że ja z alternatywnej rzeczywistości gryzłaby moje sumienie do końca życia.

Gdy uspokoił nas dzwonek zawiadamiający na kolejną lekcję, wszyscy we troje unieśliśmy się z ławek, nadal zataczając się z rozbawienia i ruszyliśmy do klasy. Choć mogłabym polubić język angielski, jest zwyczajnie nudny, gdy mam zagwarantowaną A ze względu na moją pracę.

Wchodzimy, przepraszamy szybko za spóźnienie, choć w klasie i tak panuje jeszcze gwar i usadawiamy się na swoich krzesełkach. Profesor Ray stoi z plikiem kartek z miną dającą do zrozumienia, że jeśli nie uspokoimy się w kilka sekund, w kogoś z nas rzuci. Być może długopisem, a być może krzesełkiem.

- Dziękuję – wzdycha, z hukiem opierając dłonie na biurku. – Sprawdziłam wasze prace. Zapraszam najpierw tych, którzy są pewni, że dostali F.

Kilka osób spojrzało się po sobie niepewnie i czterech chłopaków wstało. Podeszli do biurka, posłusznie odebrali swoje kartki ze stosu z najgorszym stopniem, po czym wrócili do ławki. Kobieta zaczęła wywoływać kolejne osoby.

Wychyliłam się do Casey, która siedziała z tyłu po mojej lewej, po przekątnej.

- Wstała lewą nogą?

- Może to menopauza – zasugerowała.

Obie głupkowato zachichotałyśmy.

- Clara Jackson – mówi nauczycielka, a kolejna osoba podchodzi do niej i bierze z jej ręki kartkę. Nasza anglistka jest o tyle wredna, że segreguje prace od najlepszych do najgorszych i przy rozdawaniu ich można się domyślić, kto co dostał. Jackson dostała chyba coś około D, ale jej mina wygląda, jakby zawaliła właśnie cały semestr. Wzdycham lekko rozbawiona tym, jak niektórym zależy na literkach w systemie, które ani trochę nie odwzorowują ich wiedzy. Clara jest niesamowicie zdolna.

- Delmar Chan – kontynuuje. – Sally Hoover, Rick Carter. I dwie prace, których nawet nie musiałam sprawdzać. Miło z waszej strony, chłopcy – wyciąga obie ręce w jednym czasie i czeka, aż podejdą do niej oboje na raz – Sean Lawson i Liam Whitney. Moje gratulacje. Liam, rób tak dalej i użyj tego chwytu na egzaminach SAT i od razu dostaniesz zero procent, chociaż będzie o jedną pracę mniej do sprawdzania. A ty Sean, pozwól.

Liam też nie jest zły, gdyby nie robił tak głupich błędów.

Wstaje, na jego twarzy maluje się coś między rozbawieniem, a rozczarowaniem i chwyta kartkę od pani Ray. Nie jest szczególnie zadziwiony. Natomiast chłopak, który podchodzi do kobiety jako drugi nie oddala się tak szybko. Bierze go na bok i zamienia z nim kilka słów, jednak nie słychać ich w szmerze klasy. Nie jest to pierwszy raz, a mimo to ten chłopak nigdy nie jest karany. Oprócz jedynki za jedynką i to nie tylko z tego przedmiotu.

- O co chodzi z Seanem? – pytam Casey.

Dziewczyna unosi wzrok znad kartki i mierzy mnie nim, co najmniej jakby coś wyrosło mi na czubku głowy.

- Ty chodzisz do tej szkoły od wczoraj? – pyta, jakbym zapytała jej co najmniej o masę słońca. – To jedyny chłopak w tej szkole, który ma dysgrafię.

- Naprawdę ktoś o tym mówił? Pierwsze słyszę, naprawdę.

- Nie no, w sumie to może nie jest tak oczywiste. Poszło trochę plotek na ten temat, ale głównie wiem to dlatego, że moja siostra z nim była.

Już i tak wcześniej zdziwiona, teraz wybałuszam oczy.

- Czy ona przypadkiem nie jest po dwudziestce?

- Jest. A więcej nie wiem.

Mówi to takim tonem i patrzy na mnie takim wzrokiem, żeby tylko mi przekazać, jak źle to o nim świadczy. Rozumiem aluzję.

- W każdym razie zdradził ją po pijaku i już razem nie są. Ale ile ja po nim zbierałam moją Victorię...

Patrzę na nią współczująco i odwracam po chwili wzrok na wciąż dyskutujących Melanie i Seana. Oboje wyglądają, jakby za sekundę mieli wybuchnąć robiąc z naszej szkoły drugą Hiroszimę.

Twoją ręką✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz