Rozdział 22

25 5 2
                                    

Co najciekawsze, gdy nadszedł ten dzień, mój palec naprawdę jest już w dobrej formie. Nie jest tak niezawodny, jak przed całym zajściem. Gdy dociskam go mocniej do pióra czy długopisu, wciąż daję o sobie znać. Ale jest już sprawny.

Siedzę w samolocie tuż obok pani Melanie. Choć zbliżyłyśmy się do siebie przez czas przygotowań, spędzenie przy niej dwóch i pół godziny bez telefonu nie brzmiało najlepiej, więc wzięłam książkę. Otwieram ją i zabieram się za kilka pierwszych stron, ale mam wrażenie, że jej skórzane perfumy wypalają moje oczy, przez co gorzej widzę. W każdym razie, nie umiem się skupić.

- Właśnie, słoneczko, zapomniałam. Był dziś u mnie Sean. Dał mi ten list i kazał ci go przekazać. Nie wiem, co jest w środku – mówi, podając mi białą, czystą kopertę.

Sean? Sean chciał dać list mnie?

- Pani profesor, teraz? A co, jeśli w liście prosił żebym wzięła ze sobą coś konkretnego? Albo...

- Oj, zapomniałam. Za dużo się dzieje.

Przejmuję od niej kopertę i otwieram ją z pismem, które ledwo, ale już umiem rozczytać.

Podziękujesz mi potem.

O co tu chodzi?

Jedyne, co przychodzi mi do głowy to podziękowanie, za to, że jadę. Nie mam głowy do snucia głębszych teorii. Chowam liścik do torebki i kompletnie zapominam o tym, że go przeczytałam.

Za parę godzin stanie się to, co zadecyduje o mojej przyszłości. Nie stresuję się samą robotą. Stresuję się zmierzeniem z Paulem. Stresuję się tym, czy mój kontuzjowany palec wytrzyma. Stresuję się postawieniem nogi w tak upragnionym uniwersytecie. Co, jeśli spodoba mi się tak, że nie dopuszczę do siebie innej opcji, niż wylądowanie tam?

Stresuję się wszystkim tak, że nie zauważam, jak Melanie lekko szturcha mnie w nogę, bo chce wziąć swoją kurtkę z półki na górze. Przesuwam się i umożliwiam jej to. Z powrotem zapadam się w fotelu, marszcząc mocniej swoją bufiastą, białą koszulę wsuniętą w czarną, skórzaną spódniczkę.

Ciekawe, czy założy czarną koszulę. I te jeansy.

Nie zdziwiłabym się jeszcze bardziej, bo kilka godzin po tym, jak złamał moje marzenia łamiąc mi kilkucentymetrową kość, wyszukałam go na portalach społecznościowych i zwyczajnie w przeglądarce Internetowej.

Już wiem, dlaczego tak wyśmiewał zwyczajność mojego stylu. On pisze kompletnie inaczej. Myślałam, że kaligrafia właśnie na tym polega – na delikatnym, pochyłym i wywijanym piśmie, jednak on pisze strasznie grubymi i przede wszystkim, drukowanymi literami. Pod każdą z nich robi cień i na nich dodaje różne zdobienia, ale inne, niż te znane przez większość kaligrafów.

Choć całokształt robi wrażenie i to pewnie nie tylko na mnie, skoro dziś zmierzymy się w samej Kalifornii i zawalczymy o kilka tysięcy dolarów, to przeczytanie całej strony w tym piśmie strasznie mnie zmęczyło. Chociaż słowa Melanie o tym, że wyrwałam ostatnie miejsce pracy komuś, kto przyjechał specjalnie po nią kilka tysięcy kilometrów, rozbrzmiewają w mojej głowie niczym gong albo syrena alarmowa, zaczynam myśleć, że sam wcale też by nie dostał tej roboty. Nie widzę w czymś takim Biblii albo Koranu.

Ale już rozumiem, dlaczego ma taki styl i dlaczego nie umiałam go sobie wyobrazić z kolorowymi pisakami i cienkim piórkiem.

Bo on po prostu faktycznie ich nie używa.

Wysiadamy z samolotu, krążymy po lotnisku jak w labiryncie szukając wyjść z kolejnych bramek i pasażów, aż w końcu wychodzimy na zewnątrz. Stoi mnóstwo wolnych taksówek, więc na chwilę się zatrzymuję i wymuszam na Ray wolną chwilę.

Twoją ręką✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz