24. Nie baw się ze mną

117 5 192
                                    

3 lata temu

Po szybie pociągu pędzącego z prędkością 200 km/h toczyły się, gnane przez gwałtowne powiewy, krople deszczu zraszającego czerwcową scenerię wokół. Polskie lato zachęcało do podziwiania w pełnej krasie, witając przybyszy z południa kwiecistymi łąkami i soczyście zielonymi lasami, mijanymi na trasie ze stolicy ku morzu. Młodzieniec w eleganckiej marynarce, który właśnie cieszył się pierwszymi miesiącami dorosłego życia, z niepewnością i niechęcią ściskał zegarek, patrząc na nizinny krajobraz doliny Wisły. Jego blond włosy opadające na czoło zakrywały zmarszczki na czole, które tego dnia towarzyszyły mu przez wzbierający na sile stres.

-Wasza Wysokość, dotrzemy do Trójmiasta za 15 minut.- zapowiedział Wilhelm, spoglądając na służbowy notes, z którym nie rozstawał się w kraju i poza jego granicami.

- Jeszcze tylko jeden punkt na mapie i w końcu wracam.- mruknął, nie zdradzając satysfakcji. Była to jego pierwsza samodzielna podróż zagraniczna, bez ojca i matki. Rzucony w wielki, choć bliski świat, liczył na chwilę oddechu, choć nie podobna dostąpić tego zaszczytu człowiekowi z wyższych sfer, skrępowanemu gorsetem ceremoniału i konwenansów. Stał z polskim prezydentem pod kolumnami Belwederu, podziwiał Zamek Królewski i Łazienki, gdzie doznał chwili oddechu wśród rozłożystych drzew, a także oglądał miejskie zoo, bynajmniej nie to w parlamencie. Gdańsk jawił mu się jako nieco enigmatyczne miejsce. Gdy tylko wysiadł z Pendolino, po krótkim odpoczynku w hotelu odwiedzić raczył Europejskie Centrum Solidarności i uznał kolejny punkt wizyty za odhaczony. Mylił się.

-Jak to, mam odwiedzać szkołę? Nie dość nasłuchałem się wierszyków od uczniów w Pradze dwa dni temu?- żachnął się syn Marii i Theodora, patrząc na spontanicznie dopisaną lokalizację do odwiedzenia.

-Arcyksiążę, to nie zwykła szkoła. To elitarne V Liceum Ogólnokształcące. A nuż, pokażą Ci jakiś ciekawy projekt, zamienisz słowo ze swymi rówieśnikami? - zachęcał doradca. Max przemyślał słowa Wilhelma i uznał, że w sumie będzie to ciekawa odmiana od ściskania dłoni panów i pań w oficjalnych okolicznościach.

Szkoła, do której wszedł, przystrojona była czerwono-biało-czerwonymi wstążeczkami i kwiatami, naturalnie łącząc polskie i austriackie symbole narodowe. Prosty i elegancki design spodobał się wiedeńczykowi do momentu, gdy nie otoczył go, a raczej próbował zamknąć w uścisku, tłum zachwyconych fanek, proszących o autograf.

-Dziś odbywa się w naszej szkole konkurs wiedzy o Austrii, cóż za... zbieg okoliczności, Wasza Wysokość. Cóż za przypadek, że i ja uczę w tej szkole języka niemieckiego. I mamy najwyższy poziom nauczania w województwie.- chwalił się dyrektor placówki, starszy człowiek z grubymi szkłami okularów, zasłaniającymi zawsze uśmiechnięte oczy. Asekuracyjnie i zręcznie zabrał Maximiliana z pola widzenia dziewcząt i zaprowadził go do sali, gdzie odbyć się miał konkurs.

-Moi drodzy, powitajmy dziś Jego Wysokość Arcyksięcia Austrii Maximiliana Habsburga, który gości w Polsce i zgodził się być jednym z naszych jurorów.- odparł dyrektor i rozległy się oklaski. Po prostej serii pytań, nastąpiły trudniejsze zadania i długie dyskusje nad dziedzctwem Haendla, Straussa, a także fenomenem Franciszka Józefa. Arcyksiążę nie podzielał wzmożonego entuzjazmu nad postacią praprzodka, co z pewnością wywołałoby niezadowolenie ojca, lecz nie to w tej chwili się liczyło. Marzył, by legnąć na poduszkę i mimowolnie jego organizm to zademonstrował, gdy ledwo zdążył zasłonić usta, gdy przeciągle ziewnął. Próbował z całych sił wysilić uszy i oczy, by skupić się na krótkowłosej miłośniczce historii Austro-Węgier, referującej o wszystkich ich problemach etnicznych. Uwagę chłopaka jednak przykuło coś zupełnie innego. Dwójka nauczycieli nerwowo spoglądała na siebie, raz po raz o czymś siebie informując.

Układ WiedeńskiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz