8

16 1 0
                                    

 Luca nie wiedział czemu nie zabrano go z resztą eryjczyków (choć zgadywał, że mogli chcieć od razu zabrać go do Rogera). Właściwie to tak musiało być, takie musieli mieć rozkazy, kimkolwiek byli.

Ból w jego boku był zbyt duży żeby miał się tym martwić. Mógł mieć tylko złudną nadzieję, że to właśnie jego kondycja świadczyła o tym, że był tutaj, w brudnym białym Renault Clio, które swoje najlepsze lata miało już za sobą. Auto miało obły kształt, a z tyłu tylko jeden pas bezpieczeństwa działał jak należy. Luca stwierdził, że coś takiego jak pasy bezpieczeństwa chyba miały dość małe znaczenie w zaistniałej sytuacji, ale to właśnie w nie wbijał wzrok, gdy zaparkowali przed jakąś szarą ruderą.

Tablica głosiła „Parking prywatny. Niestrzeżony", ale przy drzwiach niewielkiego klocka stojącego na parkingu umieszczona była mała kamera. Na parkingu stały cztery inne samochody, każde puste i niezbyt charakterystyczne oprócz błyszczącego czarnego Audi, którego modelu Luca wolałby nie rozpoznać, ale doskonale wiedział, że był to jeden
z samochodów Rogera.

Jego bok sparaliżował lewą nogę i miał nagłą ochotę, aby położyć się i już nigdy nie wstawać. Gdy było już naprawdę źle to wstrzymywał oddech, a jego dłonie bezradnie zaciskały się na niczym, ale ból zelżał, gdy samochód przestał się poruszać.

– Wytrzymasz? – zapytał go Danny widząc jak się krzywi.

Luca miał ochotę mu przywalić, co z jednej strony dość go zmartwiło, bo rzadko uciekał się do przemocy niesprowokowany, ale nawet pomimo tej przykrej świadomości kazał facetowi się odwalić i zacisnął powieki wydychając powietrze przez nos. Użył trochę innych słów, ale przekaz był jasny.

– Co z nim? – usłyszał jak pyta ten drugi, kiedy wyszli z samochodu zostawiając go samego w środku.

– Kazał mi spierdalać.

Landyńczycy wymienili ze sobą niezaskoczone spojrzenia i jeden z nich potaknął uśmiechając się jeszcze z jakiegoś powodu.

– Wiesz, że najlepiej będzie jak tak właśnie zrobimy. Jedźmy do doktorka, zadzwonię do kogo trzeba i...

– Zadzwoń. Ale nie podawaj żadnych szczegółów dopóki ta farsa się nie skończy.

Luca był przyzwyczajony do bycia ignorowanym, do tego, że nikt się o niego nie martwił, ale w tej sytuacji czuł się bardzo zagubiony. Nie rozumiał, co się działo, dlaczego nadal tu stali, ale to chyba ból przyćmiewał jego zdolności do logicznego myślenia. Otworzył drzwi auta, ale wiedział, że nie da rady sam wyjść.

– Co z innymi rannymi? – zapytał.

Nie otrzymał odpowiedzi przez dłuższą chwilę i już myślał, że zostanie całkowicie zignorowany, ale w końcu Danny uraczył go swoją uwagą.

– Postaramy się pomóc każdemu, kto będzie tego potrzebował – dla Luci brzmiało to niezwykle płytko, obietnica bez absolutnie żadnego pokrycia. – Ani trochę mnie nie rozpoznajesz?

To pytanie zbiło go nieco z tropu.

– Nie? – odpowiedział.

– Ale wiesz co się teraz dzieje?

– Cóż, podejrzewam, że czekamy na Rogera – powiedział, ale brzmiało to trochę jak pytanie, więc Danny potaknął.

– Jesteś Luca? – zapytał ten drugi. – Eryjczyk z Miri?

Luca zmrużył oczy i pozwolił swoim ramionom się spiąć.

– Co jeśli bym nie był?

Danny nagle podskoczył.

Galimatias - Imię za życieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz